sobota, 31 grudnia 2011

Śniadanie



Jak ja uwielbiam te leniwe soboty, kiedy nic mnie rano nie gna, mogę spokojnie zjeść śniadanie z kimś, z kim mam na to ochotę. Taki magiczny rytuał, chyba mój ulubiony posiłek, ale ten w otoczeniu spokoju, zero pośpiechu, z głośnika radio, ale po cichu, jako miłe tło. Samo jedzenie nie jest, aż tak ważne, ale ten niesamowity spokój. Jajecznica, kanapka, warzywa, kawa, herbata, kakao – cokolwiek. Choć nie, lubię sok z pomarańczy, kolorowo pocięte warzywa i jajecznicę. Najbardziej.
Przy śniadaniu można być jeszcze w szlafroku, w piżamie, to jest najlepsze, nie trzeba się spiąć, jak np. na obiad, ta pora dnia jest tylko moja i mojego towarzysza tego najważniejszego posiłku w ciągu dnia. Umysł jest świeży, organizm głodny, jakże w prosty sposób można zaspokoić te najniższe potrzeby, a jednocześnie, te stojące na wyższych szczeblach. Bliskość drugiej osoby o poranku wydaje się być taka inna niż w ciągu dnia.
Nie lubię jadać sama, wolę nie zjeść. Wyjść, zjeść w pojedynkę, nie smakuje. Tak już mam. Gdy jestem skazana na samotne jedzenie, a właściwie to wtedy jest po prostu spożycie, bo jedzenie, to wszystkie małe szczegóły, które budują śniadania czy kolacje.
Pamiętam jeszcze czas z Turcji, kiedy siadałyśmy razem, po rannych zakupach na bazarze, świeży ser, warzywa i na deser koniecznie chałwa. Godzina mijała jak w mgnieniu oka. Kawa, potem herbata. Rozmowy, dyskusje, wspomnienia poprzedniego tygodnia, plany na następny. Uwielbiałyśmy to. A niedzielne śniadanie? Koniecznie jajko, performance, specjalny sposób jedzenia, ciach nożem na pół, jeszcze w skorupce, ile ćwiczeń nas to kosztowało, ale uczyłyśmy się od mistrza.
Pytali nas wiele razy, czy w Polsce się jada zawsze tak wielkie(długie) śniadania, my po chwili odpowiadałyśmy, że nie ma na to reguły. Nie chciałabym pospiesznego espresso i kruchego, włoskiego ciastka. Choć wiadomo jak wygląda bieg w ciągu tygodnia, ale weekend jest po to, żeby nadrobić zaległości.
A śniadania w Kornwalii. W tym zarośniętym naszym ogrodzie, albo w przepełnionej zawsze kuchni. Czasem było już późno, głód aż zasysał, ale wszyscy musieli wstać, podział co, kto i jak. Och, jak było beztrosko. Niedziela, cały tydzień czekałam na ten czas. Ocena pogody, dokąd jedziemy?! Czasem miejsce i osoby tworzą niepowtarzalne wspomnienia…
Nie mogę chyba uogólnić, że Polacy jedzą takie śniadanie, Włosi długi obiad, a Hiszpanie późną kolację. Wszystko zależy od Ciebie. Ale rytuał jedzenia, cała ta otoczka, jest ważniejsza czasem niż sam posiłek. Chciałabym gdzieś w Azji poznać ich zwyczaje, wydają mi się tak inne od naszych, tych europejskich.
Dziś koniec roku. Przed nami kolejne 365 dni okraszone 2012. Czy zacznie się nowy czas, mam plany, niekoniecznie przełom lat jest środkiem ich realizacji, ale wszystko wydaje się takie świeże, mamy więcej zapału, wierzymy, że to z zeszłego roku już się ucięło, skończyło. Każdy w głowie pewnie robi jakiś mały bilans, a na Nowy Rok zakłada nowe majtki, co by nie mieć przesranego roku!

piątek, 30 grudnia 2011

Szanuj ojca swego.


Tak chodzi za mną poświątecznie temat rodziny. Te szczęśliwe, spotykające się, kochające można chyba zobaczyć tylko w filmach. A w życiu, ‘w tym smutnym jak pizda kraju’ (uwielbiam to porównanie) z rodziną to nawet dobrze na zdjęciu nie wychodzę. Święta Bożego Narodzenia, jeśli nie są przepełnione boską mocą, to choć muszą być rodzinne, bo inaczej? Po prostu kolejny weekend, zwyczajny. No może trochę naciągana kolacja, ale potem każdy sobie. Chyba postanowiłam, że wolałabym ten czas spędzić gdzieś w podróży, z ludźmi nawet obcymi, ale mając wspólny mianownik. A tu? Nic szczególnego.  Jeśli Święta mają być dla mnie bigosem, barszczem i karpiem to z góry mówię dziękuję bardzo. Od kilku lat marzy mi się, aby ktoś naprawdę zapukał i zjadł na tym pustym nakryciu, żeby tradycja stała się prawdziwa…
Patrzę, myślę i obserwuję. Trudniej jest być matką czy ojcem? Czy ojciec jest dla syna, a matka dla córki? Jak mają wyglądać zdrowe relacje? Ja rodziców trzymam na dystans, dobrze, źle? Nie wiem. Tak mnie sami nauczyli. Wychodzę z założenia, że im mniej wiedzą, tym spokojniej śpią. Nie wiem czy mogłabym na nich liczyć w jakiejś patowej sytuacji, pewnie by się starali, ale jaki byłby efekt? Bo tak, mają problem z osiąganiem celu.
Matka jest tylko jedna, więc szanuj ją. Zgadza się, ale szacunek, a zaufanie, takie bezgraniczne to zupełnie inne rzeczy.
Nieważne jaki jest, ale to twój ojciec. A właśnie, że kurwa ważne. Oglądałam ‘Drzewo życia’, ojciec jakim jest Brad - oczy otworzyły mi się jak pięciozłotówki. Nie chciałabym z takim mieszkać. Idealnie oddaje charakter ich życia rodzinnego użyty tam szept. Boją się mówić głośno. Szepczemy kiedy mamy coś do ukrycia, kiedy boimy się, kiedy sytuacja nie pozwala użyć normalnego tonu głosu. Ojciec, który karze zwracać się do siebie ‘pan’, który jest nieprzewidywalny, jego synowie nie potrafią stwierdzić jak ojciec zareaguje, jak się zachowa, aż w końcu, jak ich ukarze.  Mam w głowie obraz paru spraw, rodzice, którzy maltretują swoje dzieci. Pan wykształcony, doktor, wszystko w najlepszym porządku, przez przypadek, niezapowiedziana wizyta pani ze szkoły, bo dziecko było nad wyraz agresywne. Syn klęczy na poduszeczce z powbijanymi gwoździami. Dziewczyna mdlejąca na lekcji, matka upierająca się, że pogotowie nie może zabrać córki. Historia? Ojciec psychiatra bijący ją owiniętym kablem, zero śladów, obrażenia wewnętrzne nie do wyleczenia. Najbardziej mnie zastanawiają wyniki badań, statystyki, które przeczą mojemu rozumowaniu. Ktoś, komu rodzice zgotowali takie dzieciństwo wydawałoby się będą zupełnie innym rodzicem, a w praktyce ok. 70-80% zachowuje się tak samo jak ich traktowano. Jak głęboko muszą być zakorzenione wartości, które są nam przekazywane. Czy mimo wypierania się tego, co nam przeszkadza w rodzicach, to i tak bezwarunkowo w nas zostaje?
Z mojej perspektywy - córki szukam odpowiedzi jaki ojciec spełniłby moje oczekiwania. Jak połączyć się w pewnym wieku, kiedy granica jest znacząca, kiedy potrzeba wizy do jej przekroczenia. Nie ma Schengen - wjeżdżasz, wyjeżdżasz niezauważony. Jak znaleźć wspólny język, kiedy wszystko wydaje się być różne. Dlaczego wśród rodziny nie możemy znaleźć osób bliskich, spełniających nasze oczekiwania, dlaczego przy rodzinnych spotkaniach (kiedy jeszcze się odbywały) głównym tematem był rozwód kuzyna, który oczywiście był nieobecny, polityka albo religia. Wracałam z mdłościami. Prawie zawsze. Jest lepiej jak jest, nikt nie udaje, po prostu się nie spotykamy, zamiast cześć usłyszysz oficjalne dzień dobry. Pytam jaką wartość ma mieć tak święta rodzina? Kiedy dla mnie nie ma żadnej. Nie mogę znaleźć wspólnego mianownika, jestem JA i ONI. Nie bawią mnie te ich dorabiane teorie, mądrości na wysokości pod poziomem morza, plotki, ploteczki i plotunie; a zapomniałam o złotych radach. Porzygać mogę się od razu.
To ja, czarna owca w naszym stadzie! Jak mam czuć się bezpiecznie przy moim ojcu, kiedy nie jestem pewna czy mogę. To właśnie chyba sedno rodzicielstwa, stworzyć dziecku azyl, niezależnie od wieku, wracasz tam i wiesz, że jesteś w ich bańce, nietykalna. Gdzie ci ojcowie, którzy martwią się o córki? Chyba wyginęli. Ponoć kobiety szukają podświadomie mężczyzn podobnych do swych ojców, ja chyba znów odstaję od normy. Cholera, może się uda mnie dogiąć do tej osi normalności. Wiecznie nie tak, niezadowolona, pijąca wino w południe kiedy wypada wieczorem, nie to i tamto. Męczące. Nonkonformistka.
Rodzicielstwo to coś więcej niż zapewnienie nam warunków materialnych przynajmniej do 18.roku życia, przynajmniej ja tego oczekiwałam (nadal oczekuję, choć chyba z upływem czasu coraz słabiej). Jest czas, kiedy są dla nas tylko maszynką do pieniędzy, ale potem chcemy mieć ich, bo pieniądze mamy już swoje. Nadal zadaję sobie pytanie i nie mam odpowiedzi, jak wychować dziecko, jakim być rodzicem. Luźno, ale z dozą zaufania, a może najlepszym zaufaniem jest kontrola? Czas nastu lat to inna bajka. Ale rodzice dla nas, ludzi mających dwadzieścia kilka lat, częściowo od nich niezależnych, na pewno jakoś tam uwiązanych nabierają zupełnie innego znaczenia. Już nie są nam potrzebni, mają być naszą opcją. Wybierając obiad ze znajomymi, a rodzicami powinnaś wybrać rodziców, mi się po prostu nie chce. Dlaczego przynieśli mi rozczarowanie, w tym moim dorosłym niby życiu? Nie wiem. Szanuję ich owszem, jestem wdzięczna tak, tak, bla,bla, ale jak dla mnie emocjonalnej, niezadowolonej terrorystki zabrakło francuskiego łącznika.

poniedziałek, 26 grudnia 2011

Detale


Lubię drobne szczegóły, dodatki, które potrafią zmienić obraz całości.
Ostatnio dostałam pochwałę, że potrafię zbudować miły nastrój do butelki wina. Zastanowiło mnie, co takiego go stworzyło? Dla mnie było to naturalne, żeby było kilka świeczek, jakaś nutka w tle, talerz sera czy też winogrono z importu. Może to jakaś umiejętność, którą mogłabym sprzedawać? Zdziwiło mnie, że nie każda, (tak, generalizuję tutaj płeć, bo to w przeważającej większości kobiety dbają o  detale) potrafi tak o, bez wysiłku, wyguglowania ‘miły nastrój do butelki wina’ zrobić coś z niczego. Choć szczerze wyznaję, że mam słabość do mężczyzn detalistów. Nie martw się, zwrócę uwagę na twój zapięty guzik przy mankiecie, czy też zegarek. Wszystko odnotuję i zapamiętam. A jeśli chcę to potrafię na długo zostawić coś w mojej głowie. Denerwuje mnie biżuteria u facetów. Kto to wymyślił? Pewnie, jest typ, któremu ‘cośtam’ pasuje, ale odstawcie te srebrne łańcuchy, bransolety, wisiory, sygnety. Prawdziwy mężczyzna musi mieć zegarek i w odpowiednim wieku i czasie obrączkę :]. Swoją drogą, mnie jako użytkowniczkę biżuterii na co dzień, ale w tym wypadku chodzi o  pierścionki, męczy i irytuje noszenie go przez cały dzień. Co zrobi facet, kiedy zostanie zaobrączkowany, czy ciężko będzie przyzwyczaić się do tej ozdoby? A może potraktuje ją jako coś zwykłego, albo nie, wyraz miłości, wyróżnienie. Wiem, że to kolejny trud małżeństwa ;]. W Turcji już w momencie zaręczyn mężczyzna otrzymuje obrączkę na lewy palec serdeczny, a  w momencie ‘tak’ przekładana jest na prawą dłoń. Dlaczego obrączki nie nosimy na lewej ręce, tej od serca? Dla mnie to, co po lewej jest lepsze, bardziej wiarygodne, chociażby  usłyszenie bicia serca drugiej osoby. To taki uspokajający dźwięk. Wymyślono nawet przytulanki dla noworodków imitujące bicie serca matki, których zastosowanie jest podobno bardzo skuteczne.
Diabeł tkwi w szczegółach.
Zdecydowanie jestem mistrzem szczegółu, który czasem przyczepi się do drobnostki. Nie smakuje mi wino z każdego kieliszka, nie potrafię docenić smaku niechlujnie podanej potrawy. Nie wymagam artystycznie wyciętego ogórka, ale odrobiny smaku i finezji. Jestem wymagająca w stosunku do siebie, więc przykro mi bardzo, ale nie potrafię obojętnie spojrzeć na Ciebie, oceniam Cię przez mój pryzmat. Niesprawiedliwe? Trudno.
Czy można się tego nauczyć? Nie wiem. Może.
 Lubię rzeczy unikatowe, nie te z metką, nie klasyfikuję ludzi po stylu, po zamiłowaniu do drogich, tanich, ale tandetnych rzeczy. Brak wyczucia to coś co zauważę. Wiem, że jest to bardzo subiektywne, ale mam do tego pełne prawo, pomyśleć, że jesteś jak pozbawiona gustu moja choinka z dzieciństwa.
Lubię do posta dodać utwór, który zobrazuje mój nastrój, czy zgra się z tematem, tak, pokazuję wtedy jaka jestem wszechstronna, och i ach, zachwyć się! Kolejny szczegół, który pracuje na efekt.
Drobiazgi, do których przykładam wagę to biżuteria, a drugi dział to kuchnia. Po prostu lubię, żeby było imponująco i doskonale. Jestem perfekcjonistką, której nie zachwycisz byle czym, a raczej prawie niczym, ale gdy pomyślisz chwilę, wysilisz swoje szare komórki, nie do końca wygryzione przez używki wpadniesz na jakiś pomysł i może Ci się uda. Nie gwarantuję.

‘Żyjemy dłużej, ale mniej dokładnie i krótszymi zdaniami’. Dziś w tramwaju zobaczyłam małą biedronkę, czy mogłabym ją zobaczyć w inny, nieświąteczny dzień, w pełnym wagonie? Otóż nie. Biedronka zawsze kojarzyła mi się z beztroską i dzieciństwem, z zabawą w liczenie jej kropek-lat. Aż kiedyś zburzono mój światopogląd, że to nieprawda z tymi kropkami. Nie mogłam się pozbierać…

Dlaczego zaprzątam sobie głowę tak małymi sprawami? Bo to one budują te wielkie, są elementami decydującymi o całości. Szczegóły, które przyklejają się do osoby. Lubię, kiedy facet zapala mojego papierosa, kiedy zwróci uwagę na mój naszyjnik. Bo to tak ma być. Drobinki, które przykuwają uwagę, ten cały hurt widzimy na co dzień, jest go tyle, że nawet nie zauważamy zmian. A te malutkie ozdoby określają nas, charakteryzują.
Musisz wiedzieć, że jeśli zaproszę Cię na kolację, to nie poczęstuję Cię makaronem z paczki, ale sushi, które przyrządzę dzięki mojemu nowemu prezentowi. Będzie wino śliwkowe, dobrze schłodzone, bo bez tego detalu ta potrawa nie będzie smakować tak, jak powinna. Jeśli zapraszam Cię, to chcę żebyś czuł się u mnie dobrze, bez spinki, po prostu. Wymagam tylko jednej rzeczy, kultury jedzenia. Jestem tolerancyjna, nawet bardzo, ale nie zniosę kiedy nie potrafisz jeść kulturalnie, ‘kto mlaszcze temu w paszczę’. Potrafi mnie to wyprowadzić z równowagi.
 Jeśli chcę iść z Tobą do kina, to dlatego, że Cię lubię, że chcę pokazać Ci kawałek świata, który mnie interesuje. Często wychodzę z inicjatywą spotkania, nie wiem dlaczego, może lubię miły gest uczynić w kierunku drugiej osoby, mam nadzieję, że będzie miała tyle odwagi, żeby odmówić jeśli nie będzie chciała spędzić ze mną czasu, bo chyba wiesz, że mogę przyczepić się do jakiegoś szczegółu i być bardzo uparta?
Stawiam kropkę i przecinek tam, gdzie to konieczne, wykrzyknika chyba nadużywam, za dużo pytam.

piątek, 23 grudnia 2011

Miraż.


Umarłam, stanęłam obok i wróciłam.
Nic nie zapowiadało tak tragicznego w skutkach końca, na pewno nie całkiem miły początek. Dobrze, że kobiety nie poznaje się po tym jak kończy…. ;]

Nadeszły Święta, jak co roku niespodziewanie szybko. Mam wrażenie, że im jestem starsza, tym coraz mniej czuję ich klimat. Choć dziś, Boże Narodzenie to komercja, to napędzany tymi 3dniami marketing, to jedzenie, prezenty i Merry Xmas. Jak to zrobić, żeby były czymś więcej, czy ma to w ogóle jakiś sens? Dla kogoś, kto unika Kościoła, komu ciężko uwierzyć w niepokalane poczęcie?

Popadam w paranoję, częściową przyczyną jest ten cholerny blog, który napędza moje myśli, te czasem niewypowiadane, a napisane. Potem, po jakimś czasie, gdy przeczytam posta zastanawiam się, czy to na pewno ja napisałam, a niektóre zdania są tak mądre, że sama bym siebie o to nie podejrzewała. Niech żyje samouwielbienie. Pisanie daje ulgę, ale też przynosi jakby poczucie wyższości nad tymi, którzy nie piszą, nie wypowiadają się. Stawiam wymagania, którym sprostać może chyba nieistniejący ideał. Im wyżej postawię poprzeczkę, tym efekt uzyskać coraz trudniej. Dlatego wybrzydzam, tak nie, ty też nie i tak się koło zamyka. Może to ja muszę się otworzyć, zmienić, bo chyba to dziwne, że jakby cała większość ma inne, ale podobne zdanie. Może to ja mam utopijny obraz świata i ludzi. Nie mogę znaleźć znaku równości między tym co sobie wymyśliłam w głowie, a tym co jest osiągalne, co istnieje dokoła mnie.
Analizuję co jest takiego w tych wszystkich moich tak restrykcyjnych wymogach? Ja nie widzę w nich nic trudnego. Być człowiekiem, który potrafi zainteresować sobą drugą osobę.
Patrzę na całkiem niezły wynalazek push up, cycki od razu nabierają innej odsłony. Taki miraż.
Dziś tak popularny, już odpuszczając temat staników i cudów nad Wisłą z A na C, ale tak jest. 
Złudzenie, drugie imię XXI wieku.
 Dlaczego nic nie może być prawdziwe, nieskomplikowane, proste?! To pytanie z odpowiedzią. Każdy ma co najmniej dwa oblicza, tak myślę. Człowieka ciężko zdiagnozować jaki potrafi się stać w danej sytuacji. To, że teraz rozmawiam z Tobą, mamy taki sam punkt widzenia, nie sprawi, że wyjdziesz i  nie okażesz się zwykłym chamem. Możesz mnie oszukać, tak jak ja oszukam Ciebie. Nie jestem tą słodką idiotką, ale zimną, wredną suką, dla której byłeś, jesteś, ale nie będziesz. Jeszcze nie wiem jak tobie to powiem, ale na pewno powiem. Dlaczego tak ciężko powiedzieć prawdę? Niby stwierdzamy, że ona jest najlepszym rozwiązaniem, ale mamy strach, ściska nas na samą myśl o powiedzeniu okrutnej prawdy w zamian za słodkie kłamstewko. Kusi. Być wrednym, nielubianym ale prawdziwym czy uwielbianym, rozpieszczającym kłamcą. Nie każdego stać na wariant pierwszy. Ale też trzeba mieć przy tym trochę taktu i wyczucia, nazywa się to potęga słów. Można je tak dobrać, że nie zabolą tak jak mogłyby, słownik synonimów i dobrane argumenty.
Zastanawiam się dlaczego nie mogę wpaść w wir współczesności. Nie chcę spędzać 50h w tygodniu na zakupach, nie chcę przebywać z ludźmi dotkniętymi aberracją umysłową, chcę żeby mnie kształcono w każdej rozmowie. Ona ma mieć morał, każda konwersacja do niego powinna prowadzić. Nie potrafię jako celu postawić sobie sobotniej imprezy, wolę ten czas spędzić w kinie czy teatrze, z przyjaciółmi, dlaczego to jest takie niedzisiejsze? Czuję się czasem jak Tom Hanks, którego najlepszym przyjacielem w Cast Away stała się piłka baseballowa – Wilson. Wyobcowana, jakiś dziwak, który chce czegoś więcej niż zwykłość, a może nie, właśnie chcę zwykłości, a nie całej kolorowej, plastikowej otoczki.
Czy świat spełni moje oczekiwania? Czy to ja mam obniżyć swoją poprzeczkę, nie, ja chcę żeby cały świat ją podniósł. Żeby mówił słowami, a nie sylabami, żeby słuchał, żeby obchodził go drugi człowiek. W tym przedświątecznym tłumie widzę bandę idiotów, a ja pomiędzy nimi, z moimi słuchawkami, bo byłoby to za wiele - te dziwne, prostolinijne rozmyślania o jedzeniu, które wydaje się być dzisiejszym Bożym Narodzeniem.
Jarasz się? Ostatnio była taka akcja. Pokaż ludziom czym się jarasz? Ja światem, ale nie tym szarym, tym kolorowym, który chcę eksplorować, chcę znaleźć swoje miejsce, które będzie moją oazą.

sobota, 17 grudnia 2011

Gra pozorów


Wszyscy jesteśmy aktorami. Gramy takich, aby dostosować się do świata, do naszych bliskich, gdzieś tam jest cząstka nas, ale głęboko. Jeśli zdejmiemy naszą  maskę co się stanie?
Jako, że już zapanował świąteczny szał, na ulicach można zauważyć dość osobliwe zjawiska. Ja się skupiłam na mężczyznach. Szukających prezentów w sklepach jubilerskich, w sklepach z bielizną, bezcenny telefon do siostry, „A myślisz, że Ania jaki ma rozmiar? A koszulka M, a majtki L.” Ja do prezentów mam trochę inny stosunek. Jeśli kupujesz coś dla kogoś, to nie o chodzi, o to, żebyś wydał 1000zł, żebyś zmarnował 2 dni szukając go. Musisz znać i słuchać tą osobę.  Jednak jeszcze dochodzi do tego twoja uniwersalność, przez która mam na myśli twoje zainteresowanie, twoją wszechstronność. Obycie, co jest na rynku, co do kogo przykleić. Dziś, kiedy idei jest mnóstwo najtrudniej zdecydować się na Coś. Musisz być asertywny, wiedzieć co chcesz przekazać. Czasem koszulka z pobliskiego sklepu może być najlepszym wyborem. Zastanów się, czy to ma być kawałek Ciebie dla niego/niej czy wyświechtany, popularny trend.
Kupując prezent nigdy on nie jest uniwersalny, nie dam tobie, to dam jemu. Nie. Kupiłam dla Ciebie i koniec.
Zabawa w podarunki, każdy lubi dostawać prezenty, drobne, wielkie, nieważne, od serca po prostu, dziś mam w głowie listę co mogę kupić komu i skutecznie przez kilka lat będę realizować te pomysły.
Ale wracając do samych mężczyzn XXIw. O śmiech przyprawiają mnie faceci w wieku mojego ojca, w rurkach, w wysokich butach, rurki koniecznie w środku. Nie krytykuję wyglądu, ale to po prostu rzuca się w oczy, jest takie nienaturalne, odmładzanie na siłę. Chcę być tak trendy jak koledzy mojej córki.
Ostatnio szperałam w sieci, przeglądając najpopularniejsze blogi, królują szesnastki, które opisują się krótko, acz treściwie, „jestem zwolenniczką secondhandów, uwielbiam chłopaków w rurkach i koszulach w kratę.” To musi ci wystarczyć, resztę doklej sam.
Mężczyźni ulegają kobietom, tak samo, jak kobiety ulegają męskim wymaganiom, stąd biorą się te pomieszania, że płacąc w Piotrze i Pawle nie wiem, czy przede mną stoi chłopak czy dziewczyna. CO jest grane? Mężczyzna ma być męski, a nie kobiecą kobietą. Ma nosić białą koszulę z zawiniętymi rękawami, ciemne jeansy, pachnieć i mieć dopasowane do tego buty, czy to tak wiele? ;) Oczywiście jest to subiektywna opinia, poruszająca mnie do granic….
Ale tak naprawdę nie ma uniwersalnego typu, który odpowiadałby każdemu. Jednak są kanony niezmienne od stuleci, dlaczego w obecnym stuleciu nastąpiło takie przetasowanie? Szczerze nie wyobrażam sobie, żeby mój facet bawił dzieci, gotował obiady, a ja do roboty, robić karierę, ale to dlatego, ze jestem stereotypowa…
Pozostaje pytanie, na które nie wiem czy istnieje odpowiedź jakich kobiet szukają mężczyźni? Zastanawia mnie, choć w sumie nie, jestem tego pewna, że facet, który ‘poderwie’ zajętą dziewczynę nie będzie z nią. Jeśli zdradziła jednego, to zdradzi jego. Ale dlaczego faceci lubią wtrącać się tak, gdzie trzeci jest zbędny, dla zabawy chyba. Co tak naprawdę przykuwa uwagę drugiej osoby? Podobno w ciągu 3 sekund jesteś w stanie zdecydować czy będziesz z daną osobą czy też nie. Jakaś zwariowana psychologiczna teoria. Kiedyś czytałam, ze najlepiej poznać partnera podczas zakupów, wiesz czy wasze gusta są podobne, teorii jest mnóstwo, a w praktyce? Oczarowanie, 3 miesiące, kłótnia, zgoda, kłótnia, koniec.
Czy ciężko jest wkomponować kogoś w swoje życie, pozwolić być mu kawałkiem naszego życia? Jeśli gramy, to na pewno, jeśli jesteśmy  sobą to dlaczego nie? Zaufanie i wieczne ryzyko. Dwa słowa, duet nierozdzielny, jak bliźniaki syjamskie. Kto nie ryzykuje, ten nie ma.
Dlaczego czasem przychodzi tak ogromne rozczarowanie, wydawało nam się, że to już to, wszystko nas łączyło, kilka lat razem, a potem czar prysł? Jak to możliwe? Byliśmy ślepi, głusi? Co się zmieniło zadajmy sobie pytanie? Największym dla mnie niedopowiedzeniem jest, jak można pozwolić komuś, kogo kochamy być szczęśliwym z kimś innym. Nie da się. Nasze ‘jestem szczęśliwa, gdy ty jesteś szczęśliwy’ jest gówno warte. Lepiej nic nie mów, niż największą bzdurę, którą w życiu słyszałam. Pozornie jestem szczęśliwa, pozornie kocham Cię, pozornie układa mi się w życiu, czy ktoś ma odwagę zapytać o to co jest NIEPOZORNE?

wtorek, 6 grudnia 2011

Deklinacja.



Odmieniam się przez przypadki. Jestem jak ta część mowy zwana rzeczownikiem, a w życiu, jak w zdaniu podmiotem. Potrzebuję jak tlenu dopełnienia.
Wielofunkcyjność rzeczownika to jak ja. Potrafię być miła, przytulna lub okropną suką, której nie chciałabym spotkać. Potrafię zwrócić Tobie uwagę w najmniej odpowiednim momencie, mogę popłakać się ze śmiechu w patetycznej chwili.  Każdy jest zmienny, nie jest to domena okresu jak tłumaczy cała męska społeczność. Zła.- Oookres masz? Otóż nie, zdenerwował mnie jakiś mały szczegół o siódmej rano, albo Ty, albo nie, to były nowe, niewygodne buty.. Nie wiem już, jestem zła. Musi być zawsze wytłumaczenie?
Kto? Co?
Emocjonalna terrorystka. Chyba muszę zwolnić tempo, z rozpędzonego tira wiozącego mnóstwo czarnego humoru, niewybrednych żartów, bo zaczyna rodzić się coraz więcej niedopowiedzeń, a nie mam zamiaru się tłumaczyć z nich, a tym bardziej ich. Umiem sobie, tak do wewnątrz dokładnie wytłumaczyć pewne sprawy. Mam wrażenie, że potrafię składać wielokrotnie złożone zdania, nie wiem tylko, czy problemem nie jest to, że mało kto potrafi je rozłożyć i zrozumieć podobnie do mnie. A może tylko mi się wydaje, że tak potrafię? Może mówię bezokolicznikami?
Kogo? Czego?
Kocham, szukam, nienawidzę, lubię, nie potrafię, umiem. Nie akceptuję rzeczowników, które nie dają się odmienić, które niezależnie od przypadku pozostają zawsze mianownikiem. Życie to ciągłe dostosowywanie się, zmienianie końcówek, podział. Nienawidzę tych rodzaju nijakiego. Umiejętność wypowiedzenia się daje prawo nazywać się homo sapiens. Nazwać rzeczy po imieniu, w jednym krótkim zdaniu lub pięćdziesięciozdaniowym monologu.
Oczekuję, albo raczej nie oczekuję. Rewanżu. Jeśli coś czynię to tylko i wyłącznie dlatego, że chcę, a nie, że liczę na zadośćuczynienie. Może i to nieżyciowe, ale wolę innymi metodami osiągać cele, a nie tymi chwilami dającymi radość drugiemu człowiekowi. Mam ukryć pod nimi interes? O nie. Co najwyżej mogę skryć tam kawałek siebie.
Komu? Czemu?
Światu. Otoczeniu. Drugiemu człowiekowi. Przyglądam się. Staram się go poznać.
Jestem w ciągłym ruchu. Głowa dookoła oczu. Kilkakrotny obrót w ciągu jednej doby.
Celownik. Szukam celu. W swoim życiu, ale także w postępowaniu innych.
Bezradności mówię stanowcze nie. Jest to nadzwyczajna moc osłabiająca wiarę w drugiego człowieka, w człowieczeństwo. Czasem, gdy nic nie można zrobić wściekam się. Mówię właśnie Jemu, że Go wcale nie ma, że pozwolił na moją złość, że Jego świat jest nic niewart. Czemu? Bo jest taki bezduszny, niesprawiedliwy.
Kogo? Co?
Widzi cały świat? Jaka jestem ja dla innych? Czy tą Moniką, czy może moniką? Co jest we mnie odrażającego, a co przyciągającego. Nie ma nic. Jestem na zero, ani plus, ani minus. Tu przytuli, tam tupnie, tu się uśmiechnie, tam się uniesie. Kogo szukają we mnie inni? Czy trzeba czegoś szukać, czy wszystko jest wypisane, jasne, wypowiedziane? Dla każdej grupy ludzi, z którymi obcujemy jesteśmy kimś innym. Innym przypadkiem, a może tylko równoważnikiem zdania, w którym zabrakło orzeczenia? Nie u tego skorpiona. Jest jadowity, a w przypadku porażki woli zgładzić się sam, niż umierać w mękach. Taki chojrak. Próbuję być miła dla osób mi bliskich, ale im bardziej są mi bliższe, im bardziej się staram efekt jest odwrotny; przestanę się starać i powinno być dobrze.
Z kim? Z czym?
Z całym światem. Za pan brat. Z małymi sukcesami i wielkimi porażkami. Pakuję je do mojej walizki i idę dalej, by uiścić dopłatę za nadbagaż, który kolekcjonuję całe życie. 20 euro za kilogram.
Z drugą połową, ze szczęściem, ze smutkiem, z całą masą kontrastów, które pomagają zrozumieć mi siebie. Potrzebuje przydawki określającej – który? Czyja? Z czego? Jaki?
Z otwartym umysłem. Jestem tak przewidywalna, że aż zaskakująca. Uwielbiam bawić się słowami, ich przeciwnymi znaczeniami, łączyć je w metafory. Z językiem, tą częścią ciała używaną na wiele sposobów. Do mówienia, jedzenia i …
O kim? O czym?
O innych ludziach. Unikam oceniania innych, ale musiałam do tego dorosnąć, dostać kilka razy nauczkę za za długi język. O przyjaźni. „Nigdy nie walcz o przyjaźń, o prawdziwą nie musisz, a o fałszywą nie warto” O miłości, o śmierci. O kobietach, o mężczyznach. Kobieta słyszy, a mężczyzna widzi. O beznadziejnych przypadkach mijanych co dzień, kwiczących, a nie mówiących, piszczących, pomarańczowych, tworzących nową rasę, rasę XXI wieku stworzoną przez kobiety dla mężczyzn.
O!
Ja! Wołam Ciebie, chodź ze mną, dotrzymaj mi kroku, nie pozwól abym szła przed czy za Tobą. Czy to tak wiele chcieć równego sobie? Przypadek zanikający, coraz rzadziej używany, kojarzony z pouczeniem, reprymendą. Cechą tego przypadku jest, że zawsze stoi poza wypowiedzią, jest dodatkiem, wzmocnieniem wyrażenia, to taka moja część, gdzieś tam odstająca, gdzieś tam ciągle pouczająca.

Deklinacja, odmiana, elastyczność.

niedziela, 4 grudnia 2011

Kultura, tej!


Już takim zwyczajem   w niedzielne poranki szperam po sieci w poszukiwaniu nowych brzmień, lektur czy też odświeżenia klasyki.
Ale! kiedy wchodzę na stronę najpopularniejszego sklepu księgarsko-muzycznego i widzę w nowościach ‘Największe przeboje Stinga’, ‘nowa’ Amy Winehouse czy składanka najlepszych polskich pieśni świątecznych to czuję się rozczarowana i mam w głowie obrazek ‘I don’t wanna live on this planet anymore’. Rozumiem, że są miesiące kiedy wydawnictwa muzyczne mają mniejszą podaż, ale żeby aż tak. U nas średnio raz na kwartał wychodzi nowa płyta jakiegoś polskiego klasyka jak Kasia Nosowska czy Kazik ze swoimi projektami. A gdzie miejsce dla nowych, utalentowanych młodych ludzi? Wczoraj obejrzałam jedno z zagranicznych szoł, które przywędrowało do naszego pięknego kraju i ma za cel znaleźć nowego artystę. Miałam tam faworytkę, myślę, że większość w niej widziała potencjalnego zwycięzcę. Nie dość, że ciężarna to taki wachlarz możliwości wokalnych od Iron Maiden przez Beyonce po Arethę Franklin. Kobieta moc. I oto następuje głosowanie naszego narodu. I ona przegrywa. Czuję frustrację. Myślę program z dupy. Ale druga strona medalu, nigdy nie wysłałam esemesa na nikogo, aby zwiększyć jego szanse. Oglądam, ale bez większego zaangażowania. Wtedy zastanawia mnie kto tak naprawdę wysyła te głosy? Odszukałam historię tych szoł i wygrywają małe dzieci, które wzbudzają chyba litość, albo szare, płaczące myszki, mówiące jak mają ciężko. Coś w tym jest. Ale w takim razie na czym opiera się cała formuła tych programów? Po co typować jury, skoro glos i tak ma głuche i ślepe społeczeństwo.
Polskie programy, te szukające talentów mają taki syndrom sekundowej popularności. Nie wiem, czy wygrywający okazują się jednak nieutalentowanymi, czy to kwestia naszego zaściankowego rynku fonograficznego? Program bazuje na wykonaniu coveru, a potem gdy czas na własny repertuar giną przyćmieni innymi płytami. Jak ostatnio słusznie wyczytałam w sieci, po angielsku brzmi lepiej. Tak już jest, że większość odbiorców najpierw usłyszy, potem dopiero przetworzy i zrozumie, że ich ulubiona piosenka jest np. o parasolu. Taki ogromny paradoks, jak tylko język może zmienić formę przekazu, z dna na szczyt. A dla mnie, odbiorcy, który chce poczuć jakieś emocje to ciągłe poszukiwanie, przeszukiwanie linków, stacji radiowych, poleceń znajomych, nie jest łatwo coś odkopać pod warstwą całej popularnej, pstrokatej  kultury. Powstają setki znakomitych płyt, o których nie mam nawet pojęcia, odnajduję je przez przypadek czasem po roku, czasem po dwóch, ale cieszę się, że je mam. Czy to jest kwestia naszego rynku, czy wszędzie tak jest? Dlaczego w Polsce tak trudno odnieść sukces? NA szczyty wzbijają się gwiazdeczki, których cycki są większe niż umiejętności, do tego dobry PR i leci już z górki. Nie wierzę, że w Polsce nie powstają dobre płyty, ale po prostu ja nie mam cierpliwości ich szukać. Jest kilka radiostacji, które promuje młodych, polskich muzyków, ale to ciągle za mało, bo ich muzyka nie jest tak popularna, nie wpada od razu w ucho, musisz pomyśleć o czym słuchasz.
Jak w ogóle rodzą się jednostki popularne na całym świecie? Czy to kwestia odpowiedniej chwili, odpowiedniego odbiorcy? Czy jednak może talent i repertuar?
Jeszcze lepszym, bardziej kolorowym jest rynek książkowy. Tutaj od jakiegoś czasu obserwuję zatrzęsienie poradników naszych polskich celebrytów. Kasia Cichopek radzi jak być dobrą mamą, Jola Kwaśniewska jak się ubrać, a pani Wałęsowa pisze, jak to Lech zdradził ją dla Polski. Rozumiem, że ich sława przemija, ale dlaczego tak zaśmiecają półki księgarni i trwonią pieniądze, które mogliby spożytkować artyści mający Coś do powiedzenia. Mało mnie interesuje, co pogodynka Jarosław Kret robił w Egipcie, ja chcę autora, który wie o czym pisze. Jeśli szukam poradnika z psychologii, to chcę doktora psychologii, a nie aktoreczki, żeby mi poradziła jak wychować dziecko.
Jestem fanem wszelkiego rodzaju książek podróżniczych, obecnie rynek strasznie się rozszerzył i ludzie, którzy jeżdżą po świecie mają możliwość wydania swoich albumów. Jak najbardziej to szanuję. Ludzie, którzy latami myśleli o podboju świata, dokonali tego, niech dają rady innym. Taką wartość ma przekazać książka. Kiedy chcę rozrywki znajduję ją na półce, ale kiedy szukam poważnej lektury, aby dokształcić się też takowej oczekuję, a nie zabawy w pisanie. Wydanie książki stało się chyba zbyt łatwe, wystarczy mieć znane nazwisko, a sponsor się znajdzie, tylko czy są też odbiorcy? Nie śledzę statystyk, ale obawiam się, że są.
W Polsce panuje powszechnie ‘swego nie znacie, cudze chwalicie’. W jakimś stopniu tak jest, ale często wynika to z niskiej jakości materiałów, które zobaczyliśmy, przeczytaliśmy, przesłuchaliśmy i po prostu nie wierzymy, ze następne będzie lepsze. Czy słusznie postępujemy oddalając się od naszej kultury? Szukajmy tej wartościowej, a metkę odstawmy na drugi plan.

czwartek, 1 grudnia 2011

Nieczysta.


Ugrzęzłam w płytach Nneki. Nie mogę się skupić na niczym innym słuchając jej.  Chyba wszyscy mają jej dość, bo wrzucam ją wszędzie, na imprezie, w pracy, w samochodzie, a mało kto ma takiego świra.
Do you love me now?
Wczoraj moja siostra ukończyła lat 12,a pamiętam kiedy miała 1. Cóż za prędkość.
Ale opowieść druga. O nieczystości. Czym w ogóle jest grzech? Musimy najpierw mieć jakiś swój obraz tego co dobre, a co złe. Tylko, że to jest tak subiektywne. Z kolei posługując się utartym stereotypem wszystko się wydaje tak odkryte i wiadome.
Miałam pójść do biblioteki, ale zapomniałam, wszystko przez człowieka, który zadzwonił na pogadankę,  a którego poślubiłabym dla nazwiska (Gwiazda). Jestem uzależniona od rozmów telefonicznych. Nie mylić z uzależnieniem od telefonu, bo tego to nie ogarniam. Profil wyciszony, telefon zakopany i weź tu się dodzwoń. Kurwica. Tak chyba można nazwać to, co czują dzwoniący do mnie. Ale kiedy ja zadzwonię to inna sprawa, albo jak już odbiorę to mogę rozmawiać i rozmawiać. Ale są też osoby, z którymi jakoś przez telefon się nie klei, nie wiem co to warunkuje. Ale są elementy, że słuchawka się grzeje, oj tak.
Wróć.
Grzesznicy, zło. Przecież gdyby wszyscy wiedzieli co dobre, a co złe byłoby za łatwo. Dla nas, wychowanych w bliższym lub dalszym otoczeniu katolickim mamy taki religijny obraz pojęcia tego co złe doprawiony bardzo elastycznymi, indywidualnymi  granicami. Ale o samym grzeszeniu będzie przy Dekalogu.
Nieczystość.
Kojarzy się najbardziej z seksem. Każdy obdarzony prywatną sferą seksualną uwarunkowaną przez naturę, ale też zależną od człowieka. Jednak podstawowe popędy zostają takie same dla wszystkich. A tu przychodzi ograniczenie ze strony Kościoła, że nie możesz, nie teraz, nie ty.
Żadnego ślubu przed seksem.
Tak staroświeckie, że aż nowoczesne.
Powiem szczerze, że z ciekawości tematu starałam się poszukać jakichś ciekawych artykułów, ale jednak 7 grzechów głównych czy Dekalog skierował mnie do czystej, katolickiej prasy, o której mogłabym napisać kolejnego bloga. Także fachowej literatury, ciekawych felietonów brak.
Kto jest dziś tym nieczystym? 17% 15latków, które ma za sobą już pierwszy raz czy czteropaki – czyli cztery weekendy, cztery imprezy, czterech facetów? Czy to jest dziewczyna będąca z facetem 5 lat i uprawiająca seks? Totalna bzdura.
 Kolejnym faktem jest sama instytucja kościoła zaprzeczająca naturalnemu popędowi ludzkiemu, zapisy o niepokalanym poczęciu, etc…  jak w to uwierzyć?
Pytam siebie po co wymyślać normy, których nie przestrzega (strzelam) ok.80% społeczeństwa katolickiego, następuje wyścig seks, spowiedź, seks, spowiedź, noż kurwa.
Dziś prawie nikomu się nie chce zastanowić nad swoim postępowaniem, jakie to przyniesie konsekwencje, żyjemy chwilą, a co dopiero pomyśleć o grzechu. Powiem, że każdy jest grzesznikiem.  Zadam pytanie kto idzie do piekła, kto do nieba? Za seks przed ślubem to dokąd? Taka zawiła jest ta religia, nic nie jest jasne. Nie zaprzeczam absolutnie transcendencji, nie widzieć, a uwierzyć, ale po co tło zrobić tak pstrokate? Chyba dla tych, którym brak koloru w sobie i są szarzy lub też bezbarwni, wtedy kolorują swój świat tymi mdlącymi kredkami.
Niemożliwym jest znaleźć w XXI wieku uniwersalne zasady dla każdego człowieka, więc jak żyć? Skąd wiedzieć co jest dobre, a co złe? Dlaczego to, co przyjemne ma być złe, skoro nie szkodzi nikomu, najwyżej idei, ale ona obroni się sama, ma taką moc.
Ograniczę swój wywód o tej sławnej nieczystości do seksu, abstrahując od wszystkich złych uczynków, które plamią naszą duszę. Głupio jest nie wierzyć w nic, pusto może lepsze słowo. Ale podporządkować się wymogom sprzed 2000 lat?trochę dziwne. Czy da nam coś jeśli w punkcie a będziemy żyli wg nakazanego porządku, ale b i c już po naszemu, piekielnie.
Dlaczego z seksu robi się taką wielką sprawę? To tylko(?) wymiana płynów ustrojowych (a lepiej gdyby do niej nie doszło), przecież to 'życie jest chorobą przenoszoną drogą płciową'. O co to wielkie halo? On, ona i chwila. 'Chwilo trwaj' rzekł Faust. Dlaczego demoralizację postrzegamy przez pryzmat seksu? Chyba dlatego, że efektem może być dziecko, gdyby nie było tak dużego ryzyka, może nie byłoby tak wielkiego zamieszania wokół tego uniesienia. Czy ktoś mający ochotę na seks pomyśli o Bogu i mu przejdzie? póki co...

wtorek, 29 listopada 2011

Siedem grzechów głównych.



Motyw dość popularny i w literaturze i filmie. Jak dziś traktujemy ‘siedem’? Jak zmieniło się otoczenie i pojęcie grzechu? Ciekawa zagadka. Postanowiłam napisać  właśnie o tym i w przyszłości jeszcze o Dekalogu, tylko dokończę Kieślowskiego, tylko nie wiem kiedy dokładnie… Abstrahując od religijnego ujęcia tych motywów, chcę je przełożyć na świecką teraźniejszość.
1. Pycha i chciwość
Jak na ironię jest homonimem z określeniem na coś smacznego. Człowiek pyszny to nie smakowity kąsek, ale kąsek nadąsany sobą. Słownikowa definicja – ‘wysokie mniemanie o sobie, duma, wyniosłość, zarozumiałość’. W angielskim jest o tyle łatwiej lub trudniej, że mamy tylko pride – dumę i pychę, tak jak to nieszczęsne ‘you’, nigdy nie wiem czy to tylko o mnie czy o mnie z dodatkiem. Popularne angielskie określenie he’s full of himself’. Tak, pycha nadyma, sprawia, że nie potrafisz niczego podarować, ale także przyjąć, nie potrafisz poprosić, ani też przeprosić. Unosisz się ponad wszystkimi, zwykłymi jednostkami.
Skąd bierze się arogancja (używać będę synonimów pychy)? Może mieć na to wpływ wychowanie, ciągłe wmawianie rodziców, jesteś lepszy niż cała reszta, ale przychodzi moment, że już rodzice idą w odstawkę i stajemy się coraz bardziej zadufani w sobie, wyraźnie pokazując gdzie miejsce tych gorszych w naszym przekonaniu.
Obecnie nasza samoocena jest uwarunkowana przez otoczenie; wartościujemy, oceniamy, stawiamy się w czyjejś skórze, to może dać nam poczucie  naszej ponadprzeciętnej wartości, przereklamowanej. Jednak przychodzi moment, kiedy w  zderzeniu z rzeczywistością nie jesteśmy już tymi samymi postaciami z lustra, z naszych czterech ścian, zauważamy lepszych, wtedy dążymy do obniżenia ich poziomu.
Pycha łączy się z chciwością, bo przez pyszałka przemawia zazdrość. Chce mieć wszystko co najlepsze, więcej niż inni, musi być zawsze numerem jeden. Tak czytam to co piszę i ten grzech zwany pychą jest dziś tak powszedni. Starożytni filozofowie byliby chyba zaskoczeni tak duża liczbą aroganckich cwaniaków. Jak już pisałam kiedyś istnieje cienka granica między zarozumiałością, a pewnością siebie, jak ją wyważyć? Oto pytanie za tysiąc punktów. Jak znaleźć swój prywatny dekalog. Myślę, że wystarczy żyć tak, aby nie robić krzywdy innym, w takim uproszczeniu. Zaczynać zmiany i oceny od siebie, a nie wydawać dyrektywy w stosunku do innych.
Pycha wydaje się tak archaicznym pojęciem, a jednak jej skutki mogą przejawiać się w dziedzinach życia, o które byśmy jej nie podejrzewali. Lenistwo – nie musimy nic robić, jesteśmy doskonali, możemy się spóźnić, przecież poczekają na nas, jesteśmy numerem jeden we wszystkim. Obcowanie  z takim człowiekiem albo doprowadzi do depresji, tych słabszych, albo do rękoczynu tych nieutemperowanych ;).
„Pycha to tęsknota za perwersyjnym wyniesieniem”
„Pycha to nieuporządkowana miłość do siebie.” Jednak, aby kochać kogoś trzeba kochać siebie, tak jak w samolocie, w przypadku wyskoczenia masek tlenowych najpierw załóż sobie, a potem pomagaj innym pasażerom, dzieciom. Cienka jest ‘czerwona linia’, całe życie ją wyznaczamy, po to, żeby ją za chwilę przekroczyć.
Kochając siebie w tak platoniczny sposób wyrządzamy sobie największą krzywdę. Otoczenie jest zmęczone takimi typami, jest ich dziś na pęczki. Ale taki megaloman nigdy nie będzie otoczony dobrymi, szczerymi ludźmi, bo na to nie pozwoli, nigdy nie dowie się co stracił przez swoją pychę.
Dziś pycha przejawia się w profilach na portalach społecznościowych, uporczywe zdjęcia z wakacji, jeszcze brudnych gaci nie wypierze, a fotki już załadowane, nowy samochód (niekoniecznie swój), trzeba pokazać, dziewczynę-trofeum tym bardziej.
Spotykamy różnych ludzi, nie dajmy się zwieść ich pomówieniom. Musimy być pewni swoich słów i czynów, aby nie wmówili nam, że nasze zalety to przejaw pychy. 

niedziela, 27 listopada 2011

Dotyk.


Lewa. Prawa. Mamy je dwie. Nieskończona lista do czego je wykorzystujemy. Dłonie.
Mogą być takie różne, a to one są jednym z pierwszych elementów, które poznajemy u drugiego człowieka. Przywitanie, uścisk, podanie ręki. Nadal nie wiem, dlaczego u mężczyzn jest to tak ważne. Jeśli tylko pojawia się mężczyzna w towarzystwie reszta automatycznie wyciąga rękę, kobiety trochę pomijają w tym rytuale. Zgodnie z savoir vivrem kobieta pierwsza wyciąga rękę do mężczyzny, ale oni wtedy wydają się trochę zaskoczeni… Nie wspominając o tym okropnym zwyczaju całowania w rękę przez starych wujów, takie rzeczy tylko w Polsce, no i w Wiedniu J
Często zwracam uwagę na dłonie, zwłaszcza te damskie, potrafią tak popsuć obraz pięknej kobiety. Jest to część ciała, której używamy chyba najczęściej, wachlarz ich zadań jest tak szeroki i różnorodny. Mają być przede wszystkim delikatne, ale zarazem silne. Ich ruchy muszą być pewne i zdecydowane, zwłaszcza w medycynie. Nie wiem skąd u lekarzy bierze się to opanowanie nad drżącymi dłońmi. Ludzie pracujący dłońmi, ale nie przy klawiaturze mają często wypisany rodzaj pracy na dłoniach, a wystarczy głupi nawyk używania kremu do rąk i znów możesz być menadżerem…
Dotyk.
Delikatny, zmysłowy albo może być brutalny jak np uderzenie. Dłonie mogą być źródłem radości, przyjemności, relaksu - och, w co jest nas w stanie wprowadzić masaż... Moją też spowodować nienawiść, zawsze maja jakieś zadanie. 
Sama potrafię się zakochać w dłoniach, wiadomo te kobiece są bardziej ozdobione, czy to kolorem paznokci czy biżuterią, męskie muszą być piękne same w sobie, bo z ozdób zrezygnowano, w większości przypadków.

Bezustannie ćwiczymy sprawność naszych macek, czy to trzymając długopis czy pracując nad ich zręcznością i dokładnością. Moja prawa jest trochę niedorozwinięta, są rzeczy, których nie potrafię nią wykonać, jak np. nalanie wina do kieliszka. Niektórzy nie mogą patrzeć jak leję wódkę lewą ręką i od razu wyrywają mi butelkę. Czasem próbuję pisać prawą ręka, ale nigdy nie wychodzi, chyba za późno na naukę w tej kwestii. Leworęczni to ok. 8% populacji, do dziś nie ustalono jej przyczyny. Jeszcze 30 lat temu leworęczni byli ‘inni’. Zmuszano ich do pisania prawą ręką, różnymi ciekawymi metodami, jak przywiązywanie lewej ręki czy też bicie linijką. Mnie podobno babka też bezustannie przekładała zabawki z lewej do prawej, a ja z prawej do lewej i tak zostało… Mańkuty opanują świat.
Choć nie wszędzie, na Bliskim Wschodzie lewa ręka, jest tą nieczystą, musiałam tam nadzwyczaj się pilnować, żeby ich nie urazić, choć było ciężko, bo odruchowo pierwsza idzie lewa dłoń…
Szereg badań, opisywanie zdolności leworęcznych, ostatnio coraz częstszy temat esejów, nawet jest Dzień Leworęcznych. Ale czy to ma jakikolwiek wpływ na człowieka, podobno leworęczni posiadają uzdolnienia plastyczne, wyobraźnię przestrzenną – coś czego nad wyraz mi brakuje…
Ale za to niezależnie od lewo czy praworęczności lubię gotować. Do tego otworzyć dobre wino i wiecie kuchnia staje się moim królestwem. Najbardziej lubię nabałaganić niesamowicie,  ten nieokiełznany nieład, tu spadnie, tam chlapnie…musi być widać, że coś się dzieje, a potem po zakończeniu posprzątać.
Nie wiem skąd się wzięło to zamiłowanie do gotowania, bo przecież niektórzy mają tak, że nie dość, że nie potrafią, to jeszcze po prostu nie lubią. Może ta ciekawość smaków, chęć sprawdzenia się? Nie wiem. Lubię eksperymentować, dziwne połączenia, przyprawy. Niby niewiele, a potrafi zaczarować, to jest największa moc jedzenia. Zakochać się w smaku, do którego chcemy wracać, ale wiemy, że jeśli spowszednieje to już nie będzie tak wyjątkowy. „Przez żołądek do serca”, tututututu.
Mam wielką ochotę podotykać jakiegoś miejsca, może być nawet niedaleko, nie robiąc nic, zabierając kilka butelek wina, mnóstwo muzyki, może jointa i posłuchać bicia serca.


czwartek, 24 listopada 2011

Skazani na ludzi.


Śpię w spodniach w kratę i t-shircie. Jadam sałatę z olejem z pestek dyni i octem balsamicznym. Pije zieloną, cytrynową herbatę. Uwielbiam biżuterię, ale coś konkretnego, dużego, wyrazistego, jednego, coś co ma dodać smaku, a nie obwiesić jak choinkę. Lubię jak wasabi połączone z sosem sojowym przeczyszcza moje drogi oddechowe. Czuję się wtedy uwolniona. Od tych wszystkich łańcuchów codzienności.
Ostatnio zauważyłam, że potrafię odczuwać szczęście czy zachwyt z tak błahych powodów, że aż się sobie dziwię. Moje marzenie ostatnimi czasy: popierdalam jak zwykle z buta, bo mieszkam w centrum, niby wszędzie blisko, ale...jak mam jechać tramwajem przez pół miasta, albo czekać bezczynnie kwadrans to też wolę pójść. Buty mam nielada do zdarcia. I idę, narzucam słuchawki, w różnym czasie różne kawałki wyzwalają we mnie nieokiełznaną energię. Jak już taki trafi się to mam ochotę skakać, tańczyć na środku Starego Rynku i stworzyć flash moba ;). Zapewne ktoś obserwujący mnie uśmieje się, ale ja nie potrafię się powstrzymać przed wyrażaniem zachwytu płynącego z mojej mp3. Odkryłam całkiem ciekawą funkcję w ipodzie, potrząsanie zmienia piosenkę i tak płynę, ze spadającą co chwila torebką (dużą - wszystko w niej dozwolone, znalezienie akurat potrzebnej rzeczy graniczy z cudem), z potrząsającą ręką i szukającym umysłem. A i uśmiechem. Nielada widowisko.

Z racji pracy często myślę o ludzkim nieszczęściu, o prawie, o niesprawiedliwości, o odpowiedzialności wymiaru sprawiedliwości za los drugiego człowieka - pokrzywdzonego i podejrzanego. Co generuje nasze skłonności ku prawej lub lewej, tej złej stronie. Czy ci źli są naprawdę źli? Mówią, że niektorych rodzajów przestępców nie da się zresocjalizować. W naszym systemie na pewno. Pamiętam "Symetrię" - jeden z lepszych polskich filmów. Niewinny chłopak trafia do więziennia, wychodzi po roku i jest zabójcą. Odwraca się system wartości, tam gdzie ma zostać 'naprawiony' zostaje 'popsuty', z nieodwracalnymi konsekwencjami. Skąd biorą się zboczenia, jak np. pedofilia? Co daje facetowi gwałt na niedorozwiniętej dziewczynie? Kim trzeba być (brakuje mi słowa) żeby zrobić coś takiego.
Mówimy cały czas, że świat schodzi na psy, ale dlaczego? Nikt nie znalazł antidotum, albo chociaż odpowiedzi.
Dziś mija 20.rocznica śmierci Frediego Mercure, którego fenomen możemy znać tylko z odtwórczych opowiadań, obejrzanych koncertów, zasłyszanych płyt. Jednak jego 'We will rock you' umie wyklaskać prawie każdy. Co sprawia, że zwykły facet z Zanzibaru staje się takim fenomenem? CO czuje jego rodzina, która znała go jako zwykłego chłopaka?

Mam wrażenie, że złoczyńcy, ci niektórzy wstydzą się, ilekroć mijam ich na korytarzu podświadomie zakrywają kajdanki czapką, nie pytajcie czym zasłoniliby je latem, bo nie wiem.
Tak mi zaprząta głowę to, jakie jedno głupstwo może przynieść konsekwencje. Wcześniej o tym tyle nie myślałam. Przedstawienie zarzutów, akt oskarżenia, potwierdzenie odbioru i już. Postępowanie w toku. Do tego dochodzi ta cała biurokracja i człowiek może popaść w paranoję. Nie dziwię się, że mamy 'swoją' klinikę zdrowia psychicznego. Trochę powiązana będzie reszta, trochę nie, ale...

Jest nurt sztuki art-brut, czyli sztuka outsiderów, sztuka w oczach dzisiejszego społeczeństwa wyrzutków, schizofreników. O definicji możecie poczytać chociażby w wikipedii. Na jednej z moich kopalni wiedzy, czyli stronie alterkino.org znalazlam odnośnik do filmu "Czerwone niebo'. Materiał o artystach z problemami natury psychicznej, mający niesamowite zdolności, ale przeraża ich, dla nas normalne życie w społeczeństwie. Zespół Aspergera, taka łagodniejsza forma autyzmu, mają problemy ze zbliżeniem się do drugiego człowieka, żyją raczej odizolowani. Wszystko muszą usłyszeć wprost, nie potrafią domyśleć się niczego. Temu schorzeniu często towarzyszy nieprzeciętny geniusz. Jeden z bohaterów potrafi zapamiętać 95% czytanego materiału, drugi pamięta daty od 190 r p.n.e i potrafi do ok.500 lat w przyszłość powiedzieć np. jaki dzień tygodnia będzie 14.11.2344 roku. Niesamowite. W tym temacie jest jeszcze jeden film, już bardziej dramat, 'Adam'. Historia faceta z zespołem Aspergera, który zakochuje się w kobiecie, a ona odwzajemnia jego uczucia, jednak różnice które spotykają...Sami się przekonajcie, polecam film.
Ich sztuka jest formą dialogu z samym sobą, ze względu na różne schorzenia mają wrażenie, że sztuka, którą tworzą pomaga im zrozumieć świat. Nie jest ona górnolotna, nazywają ją prymitywną, ale jest prawdziwa, inspirowana wnętrzem artystów-odludków.

Mistrz sceny, skazany za kradzież, schizofrenik każdy jest inny, ale każdy powinien mieć w sobie uniwersalne, podstawowe cechy człowieczeństwa, a dlaczego wielu ich brakuje? Dlaczego ludzie potrafią być tacy okrutni, fizycznie i psychicznie, nie wiem która forma jest gorsza. W świecie przereklamowanej doskonałości zewnętrznej mało kto patrzy na środek; na ten zwykły, prosty ludzki odruch, który weryfikuje kim tak naprawdę jesteś. Ja myślę, że mój pies byłby lepszym człowiekiem niż połowa istniejącego świata.

piątek, 18 listopada 2011

Przypadek.

http://m.onet.pl/wiadomosci/4909043,detal.html


„Żyj tak jakby ten dzień był twoim ostatnim”
Kto o tym myśli?  Wychodząc po bułki nie spodziewasz się, że już nie wrócisz. Wychodząc do pracy nie żegnasz się z bliskimi tak, jakbyś miał ich już nigdy nie zobaczyć. A czasem sekunda, dwie decydują o biegu życia.
Ten artykuł jest tego potwierdzeniem. Błaha czynność może uratować lub odebrać tobie życie. Przeznaczenie, przypadek.
Jak pomyślę, ile rzeczy mnie ominęło, a ile mogło uratować mi je moja głowa robi się ogromna. Może minęła mnie miłość mojego życia, ale akurat miałam trampki, a on lubi buty na obcasie, może byłam za wysoka, może za niska. A może wszystko przez dziurę w brodzie po kolczyku, albo ten tatuaż na stopie? Nie wiem. Może gdydym zdążyła na samolot do Istanbułu już by mnie nie było. Robię rachunek. Rachunek prawdopodobieństwa, który daje takie liczby, że popadłabym w paranoję. Piję whiskey, palę papierosa. Wszystko co mnie niby zabija, ale wyjdę na zakupy i mogę nie wrócić, wolę wykończyć się sama, chociaż przyjemnie.
Dlaczego życie jest tak nieprzewidywalne, masz plany, a jedna chwila może je tobie odebrać, nie z twojej winy. Powiesz niesprawiedliwość, a ja? Przypadek, przeznaczenie. Jak wytłumaczyć, matce, której zabito córkę, że Bóg tak chciał. Nie wiem na czym polega wiara i całkowite oddanie się sile wyższej i pogodzenie się z losem, z nieszczęściem, które odbiera to, co cenisz najbardziej w świecie. Nie da się. Jak można poświęcić życie ‘świętej sprawie’?. Nigdy tego nie zrozumiem.
Nasza niemoc, zatracenie wiary w sprawiedliwość potrafi spierdolić nam resztę życia. Czy to wszystko jest zapisane, czy dzieje się na bieżąco? Jest tyle pytań, na które nie ma odpowiedzi…
Samochody odbierają tyle żyć, nikt nie zastanawia się dlaczego? Zmiany w przepisach, nic nie potrafi zmniejszyć skali tego zjawiska, a tu chodzi o rozsądek, którego nie da się wyuczyć, dziś nie ma czasu na wyszkolenie umiejętności jazdy, kurs, egzamin, wsiadasz, jedziesz. Zabijasz niewinne zwierzęta, ludzi, czasem siebie. Czy można tego uniknąć? Myślę, że tak, tylko jeszcze nie mam pomysłu jak. Ale wymyślę coś. Ostatnio wsiadając do samochodu odczuwam strach, trach i nie ma mnie, ja jako kierowca biorę odpowiedzialność za siebie, ale co z moimi pasażerami? Nie wyobrażam sobie, że jadę z moją siostrą i coś jej się dzieje. Wyrzuty, które miałabym nie pozwoliłyby mi znów pojechać. A to taki przydatny środek transportu, wygodny, ale może być okropnym narzędziem zbrodni.
Czytając ten artykuł dźwięczy mi w głowie okropny krzyk młodej kobiety, której 19-latek zabił męża. Nie wiem co się dzieje w ludzkiej psychice po takim czynie, chyba bałagan delikatnie mówiąc. Początek wspólnego życia, a tu na jego początku następuje koniec, tak o, niespodziewanie.
Każdy dzień jest oszukiwaniem przeznaczenia, ale nie tego durnego filmu, tylko walką o kolejna spokojna noc, dlaczego tak lubimy nasze łóżko? Jesteśmy w nim bezpieczni, nic nam tam nie grozi, chyba, że kołdra i poduszka, to jest nasz azyl. Beztroska.
„Przypadki chodzą po ludziach”. No tak, chodzą, ale dlaczego? Bilans decyzji, które podejmujemy, nie zawsze okazuje się dodatni, ale z takim zamiarem je podejmujemy. Pojadę autobusem o 7.05, a nie o 6.50, to może być nasz największy błąd. Czy jest sposób, aby się przed nim ustrzec? Nie ma, odpowiedź jest bezlitosna, ale nie możemy popaść w paranoję, w którą ja popadłam dziś.
„Niech mnie ktoś obudzi, niech ktoś obudzi mnie”


poniedziałek, 14 listopada 2011

Sic!

Mówię stanowcze nie światu, w którym nie ma miejsca na chwilę wrażliwości, w którym drugi człowiek nie znaczy nic, w którym słowa są wypluwane, a nie wypowiadane.
Mijając resztę świętomarcińskiej parady zobaczyłam coś przerażającego, dziewczynę na wózku inwalidzkim, zupełnie umysłowo oderwaną od świata 'wystawioną' jak okaz poprzez jakąś fundację. Miała koc, koszyczek na pieniądze i uśmiech od ucha do ucha, zupełnie nie wiedząc w jakiej roli się tam znajduje. Są granice public relations organizacji niosących pomoc, w tamtej chwili ją znacząco przekroczono. Społeczne reklamy, pokazujące dzieciaki w hospicjach, mimo iż nie należą do mych ulubionych jestem w stanie przetrawić, z dozą niechęci, ale jest tam zachowana cienka linia pomiędzy pokazywaniem ludzkiego nieszczęścia w sposób, który chwyci za serce czy też za portfel.
Każdy z nas wie jak wygląda świat, jest pełen biedy, chorób, nieszczęść. Czasem lubię przejrzeć ogłoszenia w jakiś serwisach społecznościowych, jak to ludzie są nieszczęśliwi, bla bla. Ale dzisiejsze znalezisko – ‘szukam koleżanki, z dzieckiem, najlepiej z trudnościami życiowymi, brak mi znajomych’ mnie trochę, aż zatkało, a mało jest rzeczy, których nie umiem jakoś sobie wytłumaczyć, no nie, jest ich dużo, ale tu chodziło o błahe ogłoszenie.
Jakże nieszczęście jest dziś gloryfikowane. Jeśli jesteś szczęśliwy, to lepiej napisz to tylko na swoim blogu, nie mów o tym, bo od razu ktoś zazdrosny zburzy twoją radość. CO powoduje w ludziach zawiść i wieczne, niewypowiedziane życzenia nieszczęścia?

Każdego zakłuje nutka zazdrości jak zobaczymy fotkę nowego znajomego samochodu czy  odjechanego urlopu, ale niech to będzie dla nas motywujące, zepnij dupę i też zarób na swoje porsze, a nie użalaj się, że Jan ma, bo kradnie, bo od rodziców. Tak już jest, niesprawiedliwie, jeszcze się nie przyzwyczaiłeś? To lepiej zacznij.
Ja czasem myślę, że podchodzę z za dużym dystansem do całego otaczającego świata;  szłam z moim przyjacielem ciemną ulicą, mówi, -teraz mogę cię zabić, nikogo tu nie ma,  a ja ze stoickim spokojem odpowiedziałam, - dobrze, że przynajmniej jesteśmy po dobrej kolacji.
Z kolei dziś zapytał mnie, co bym zrobiła gdybym wiedziała, że jutro jest koniec świata. Odpowiedziałam, że chyba bym się dobrze wyspała. Bo co można zrobić w przeciągu kilku godzin oczekiwania na koniec? Zapisać puste kartki, ale dla kogo?
Wieczny uśmiech, stwierdziłam z moją koleżanką, której również uśmiech nie schodzi z ust, że byłybyśmy żywą reklamą gdybyśmy handlowały marihuaną. Banan, czasem pytają, czy my tak zawsze, nie da się zaprzeczyć. Ale czy to źle? Każdy ma ‘coś’ co mu na sercu leży, ale czy to ma zupełnie ograniczyć mój byt, nie mam prawa do czerpania szczęścia z tych małych rzeczy, takich codziennych, przyziemnych? Ile jeden uśmiech może zastąpić słów, niewypowiedzianych myśli.
Czy specjaliści PR fundacji nie wiedzą, że osiągną lepsze efekty pokazując radość swoich podopiecznych, którą umożliwiają darczyńcy? Pokazanie uśmiechu dzieciaka, który marzył, żeby pojechać wozem strażackim sto razy bardziej spowoduje, że przekażę im 1% podatku niż smutny, przerażający widok choroby, której tak się boję.

Postanawiam pracować nad swoim językiem, który w pisaniu może i nie jest najgorszy, ale jak siebie słucham to jest on troszkę niedorozwinięty, dolnolotny, nie jak na humanistę przystało.
Ciekawe, czy to działa, tak jak w przypadku języków obcych – ‘żeby nauczyć się języka obcego, język musi się spotkać z drugim językiem’. W tym przypadku musiałabym znaleźć mistrza dyskusji, a może już znalazłam…

piątek, 11 listopada 2011

Czarodzieje



Nie wiem jak wyjdzie ten post, gdyż opisać wrażenia płynące ze sceny nie jest łatwo. Spróbuję. Nikt mnie nie ocenia, piszę dla siebie. Za kilkanaście lat otworzę kilka tych wpisów i poskładam w całość. Myślałam, żeby stworzyć muzykobiografię, czyli przyporządkowanie kilkunastu(kilkudziesięciu) utworów do momentów w życiu, czy też konkretnych osób, chwil. Byłby to rodzaj pamiętnika, bo muzyka tak znakomicie oddaje co się dzieję w sercu.
Wyjazd do stolicy iście muzyczne. Dwa koncerty, zupełnie inne emocje.
Aloe Blacc, znany z hitu ‘I need dolar’. Na scenie brzmi zupełnie inaczej, trudno było mi przypisać go do tego kultowego utworu. Wystąpił w garniturze, pod krawatem, natura trochę gospel. Niesamowity efekt dała orkiestra grająca na żywo, trąbki i saksofon, bas, gitara i doskonałe nagłośnienie. Dopełnił wszystkiego wokal, tak inny od europejskich wykonawców, słychać było w głosie lekkość, a nie wyuczony, wyszlifowany głos. Koncert dla niego był zabawą, z euforią bawił się z publicznością, wszystko było to takie naturalne, jakby do tego się urodził. Soulowo funkowe klimaty okraszone lekką nutą popowego brzmienia. Najadłam się dużo radości podczas tego występu, zwłaszcza bis kiedy zagrał dla mnie utwór wszechczasów ‘Billie Jean’. Nie ma siły na świecie, która powstrzymałaby mnie przed kontemplacją tego kawałka. Niekoniecznie wykonanie Jacksona.
Dzień drugi przyniósł koncert kobiety, które na scenie zachowują się zupełnie inaczej niż mężczyźni, choć Nneki nie potrafię porównać do żadnej innej wokalistki. Wino, doskonała muzyka, towarzysze, to wszystko wprowadziło mnie w błogi stan nieświadomości, muzycznego upojenia.
Pojawiła się na scenie w za długich spodniach, t-shircie, trampkach, bez żadnej spinki, wszystko było takie żywe, prawdziwe. Ta burza emocji, która z niej wypływała znacznie umocniła efekt dla odbiorców. Od razu czuć, że to są jej teksty, jest to jej odpowiedź na system, przeciw któremu się buntuje, przeciw bezsensownym wojnom w Afryce. Jak sama powiedziała, granie koncertu jest dla niej sesją terapeutyczną, a my, odbiorcy psychiatrami, którzy biorą w niej udział. Diagnoza zależy od każdego z osobna, ile osób tyle odczuć, opinii, nikt nikogo nie zmusza do niczego. To jest tylko moją sprawą co ja pomyślę słuchając tego kawałka, tylko i wyłącznie moją.
Jednak jej kontakt z ‘publicznością’ jest minimalny, mnóstwo w niej emocji, ale z drugiej strony jakby była trochę onieśmielona podczas występu, zagrała przepięknie, wokal jeszcze lepszy niż na płycie, ta ciepła barwa głosu, bez zbędnych słów do publiczności, główne zadanie wykonała – zaczarowała.
Podczas koncertu najbardziej lubię to uczucie, kiedy aż drży wszystko w środku mnie, głośne instrumenty na żywo, nagłośnienie, perkusja daje tak charakterystyczne uczucie drgań, które poruszają neurony, doznajesz zachwytu. Nie da się opisać efektu, który stworzył zespół podczas ‘Heartbeat’, kiedy było czuć i słychać bicie serca, cóż to były za emocje! Jest czasem takie podobne uczucie, kiedy leżysz, jakoś na boku i poprzez ucho możesz ‘słyszeć’ swoje bicie serca. Czasem się tak zdarza, mam nadzieję, że to w miarę normalne…
Czarodzieje czasu i emocji, tak można powiedzieć o artystach, którzy nas zachwycają, poruszają nas, wzbudzają w nas emocje, nieważne czy to złość, czy uwielbienie, ale musimy jakoś zareagować, a tysiące tych, którzy przemykają bezbarwni pozostawmy innym, których może zaczarują.

poniedziałek, 7 listopada 2011

9131 dni.


Stało się, oficjalnie, dopadł i skorpiona czas na ćwierć wieku. Ale tak naprawdę, to nie jest moje ćwierć wieku, bo tylko w metryce mam tyle, a od ilu egzystuje jako Ja? Nie córka, nie wnuczka, ale Ja szukająca swojego systemu wartości, szukająca niezależności i drogi do realizacji swoich planów, marzeń. To Ja, szukająca przyjaciół, ludzi, z którymi nie trzeba nic robić, wystarczy gest, spojrzenie i wszystko jest jasne. To Ja, szukająca miłości, tej największej, zwalającej z nóg, tej romantycznej, pięknej, która powoduje szybsze bicie serca.
Bilans nie jest taki zły, bo szukam  około dekady, czy kiedyś przestanę? Nigdy. Byłby to oficjalny koniec humanizmu w moim umyśle i duszy. Sukcesywny rozwój.
W sumie to obchodzę prawie cały tydzień te urodziny, rozpoczęcie w sobotę, tortem w kształcie  VW Transportera, prezenty, kolacje a zwieńczeniem będzie koncert Nneki. Całkiem miło jest mieć urodziny….
Niektórych dopada kryzys wieku w dniu urodzin, mnie jakoś nie, co to jest 25 lat, dopiero 1/3 życia biorąc pod uwagę statystyki, a może i w moich genach długowieczność jest zapisana, kto wie? Nie przeraża mnie starość pod względem fizycznym, trudno taka jest kolej rzeczy no może pierdolona grawitacja, która cycki ciągnie w dół, najgorzej!;] Przeraża mnie niesprawność umysłowa. Wyobrażasz sobie, siedzisz przy stole i nie wiesz, że ta kobieta obok to twoja siostra czy żona. To jest sytuacja, która mnie przerasta, jak ja się tego boję. W dobie doktora House’a czy Chirurgów każde ukłucie, jakiś ból, wyzwala we mnie myśl, a może to jakiś guz, toczeń czy cokolwiek innego. TO jest paranoja, wiem. Ostatnio zapadłam na jeszcze jedną fobię, idąc nocą mam wrażenie, że na pewno coś mi się stanie, ktoś mnie napadnie, zabije, nie wiem, pomieszanie z poplątaniem.
9131 dni. Tyle żyję, jakim cudem, nawet nie wiem. Kalendarz, to rzecz, do której nie przykładam wagi. Czas jest zadziwiającym zjawiskiem. Tyk, tyk, czasem nawet nie słychać mijających sekund, a godziny mijają. Przybywa kolejny rok i nie wiem co tak naprawdę z tym zrobić, chyba nic, po prostu czas traktuję jako oś, po której się poruszam, zaznaczam swoje współrzędne, ale najważniejsze to zaznaczyć punkt, na drugim planie jest kiedy. Pewnie, są sytuacje, które czas determinuje, wyznacza datę ich realizacji, ale ja wolę być ponad nim, jak Aion – bóg nieskończonego czasu. Nie zawsze się da.

 Czas jest poza nami i przed nami, przy nas go nie ma.


Jest kilka aksjomatów na tej osi, nie będę w ciąży przed 25 rokiem życia, nie jestem zakochana na zabój i jeszcze pewnie inne rzeczy mogłabym wymieniać na ‘nie’. Ale nie będę. Pomyślę o tych na ‘tak’ i zastanowię się co zrobić, aby było ich jeszcze więcej. Optymizm czy realizm? Najlepiej połączenie, symbioza, mierzyć zamiary poprzez pryzmat naszych możliwości, ale z drugiej strony zrealizowanie czegoś ‘niemożliwego’ pozwoli uświadomić mi, że tak naprawdę nie ma ograniczeń na mojej osi. Będę optymistyczną realistką czy realistyczną optymistką? Nawet to nie brzmi, chyba jakieś neologizmy. Będę Ja, Monika, tak mam na imię, choć często o tym zapominam.

wtorek, 1 listopada 2011

Bieg życia.


Sprzęgło, jedynka.
Wiadomo początki są trudne. Trochę zawyje, czasem zgaśnie. Jako pierwszy bieg mojego życia potraktowałabym okolice gimnazjum. Masz to 15 lat, twoje życie zaczyna nabierać twojego kształtu. Zaczynam dostrzegać co się wokół mnie dzieje, rodzice odchodzą na dalszy plan, szukam alternatywy. Pierwsze imprezy, papierosy, drinki…
Poszukiwanie siebie na tym pierwszym biegu często wymaga czyjejś pomocy, obserwujemy, szukamy wzoru. Chcemy spróbować wszystkiego. Cieszę się, że w moim życiu pojawił się mojej matki brat. Od którego dostałam kasetę(sic!) Nirvany Unplugged i biografię Cobaina. Jaki to był wtedy rarytas.(Zabrzmiało jak co najmniej pomarańcze w ’80 ;]) Jakieś wypady z nim, piwa, rozmowy o muzyce, oczywiście jego monologi, a ja chłonęłam. Trochę dzięki niemu posmakowałam tego gatunku muzycznego, jakim jest generalizując i upraszczając rock; z czego jestem niezmiernie dumna. Bo dziś potrafię określić co mi się podoba, a co nie i dlaczego. ‘-Czego słuchasz? -Wszystkiego”. No kurwa, życia Ci zabraknie. W pewnym wieku, tzn tego młodzieńczego buntu muzyka, subkultura ma na nas bardzo duży wpływ. Ale tylko tak możemy się przekonać co nam się spodoba. Fakt, że metamorfozy od glanów do skate’ów zawsze mnie dziwiły, ale nigdy nie krytykowałam. Jeśli chcę znaleźć To coś to muszę szukać.
Tylko ten nie popełnia błędów, który nic nie robi.
Gaz, sprzęgło, dwójka.
Rozpędzamy się, jazda staje się płynniejsza. Przychodzi liceum. Nowe przyjaźnie, nowe przygody. Jeśli chodzi o stosunek do świata, to następuje w czasie liceum wejście w dorosłość. Magiczne 18lat. Możesz pójść wybrać prezydenta, ale też możesz już iść siedzieć jako pełnoletni obywatel. Żadnej ulgi.
Ten czas był dość spokojny. Poziom wiedzy nie zwiększa się znacząco, materiał jest poszerzany, ale nie ma czegoś nowego, jest powtarzanie. Jest czas na eksperymenty, plany, co chcielibyśmy robić, a czego na pewno nie. Przychodzi egzamin dojrzałości, wpisujesz pesel, 180minut i czas start. Piszesz swoją przyszłość. Studia.
Sprzęgło, trójka.
Optymalny bieg, można już trochę poczuć życia, wiatr we włosach, można brać je garstkami, jeszcze nie garściami. Zupełnie nowy typ nauki, materiały, książki, do wielu rzeczy musisz dojść sam. Imponująca wiedza wykładowców, kształtują się poglądy chociażby polityczne, bo wiem czym był liberalizm, kim był John Locke czy o czym mówił Morus w Utopii. Jeśli skrzynia biegów jest niesprawna, trójka czasem wyskakuje. Chwila zawahania, czy to był dobry wybór? Co będzie potem? Ale jedziemy dalej. Studia były czasem rozwoju i rozkwitu. Poznałam trochę świata, różnych ludzi, nauczyłam się nie oceniać ludzi bez poznania ich (choć czasem się nie da). Podróże, te w głąb siebie, ale też te dosłowne ukształtowały moją wrażliwość na drugą osobę. Czasem myślę o ile łatwiej byłoby mi,  gdybym była zorientowana tylko na siebie, klapki na oczach, ja, ja i ja! Ale nie, idealizm, przecież świat nie jest zły, ludzie są z natury dobrzy. Praca organiczna, mogłabym się jej oddać, gdyby tylko nie była darmowa…Nie chcę żeby przemówił tu materializm, ale po prostu nie da się żyć z czynionej dobroci, niestety. Wpasowując to w dzisiejszy świat to chyba wada, ale ja to mam gdzieś i uważam to za zaletę. Nie pomóc, gdy Cię nic to nie kosztuje? Musisz mieć serce z kamienia. Mówią, że jak się ma miękkie serce to trzeba mieć twardą dupę, ciągle nad tym pracuję, raczej dupa mi stwardnieje prędzej niż serce, bo jak już czuję dziwny ucisk w okolicach klatki piersiowej, to wiem , że zaraz mózg wyśle sygnał do kanalików łzowych i się stanie…
Z upływem lat nauczyłam się rozmawiać o rzeczach trudniejszych, kiedyś potrafiłam się rozryczeć podczas kłótni, bo brakowało mi argumentów, dziś staram się nie dopuszczać do takiej sytuacji, czytam, analizuję, przede wszystkim myślę co i jak chcę powiedzieć. Wiem, że słowa mogą ranić, bardziej niż czyny.
Sprzęgło, czwórka.
Przekraczamy granicę dozwoloną  w terenie zabudowanym. Musimy bardzo ostrożnie używać gazu, żeby nie skrzywdzić ludzi nam bliskich…


Ważne jest czy kogoś kochasz 
Ważne jest czy kochasz siebie 
Ważne jest czy mówisz prawdę 
Czy nikt nie płacze przez ciebie


Nabieramy mocy, mamy już tylko piąty bieg, w lepszej wersji i szósty. Ale jak się ustawimy zależy od nas i od losu, który nam się trafi. Musimy rozważnie zmieniać nasze biegi życiowe, pokonywać odpowiednie dystanse, kontrolować obroty i mieć na uwadze, że zawsze jest wsteczny. Użyty rozważnie przyniesie nam korzyść, ale cofanie bez namysłu i zastanowienia nie ma żadnego sensu, tylko strata czasu.
No i najważniejszy, luz!
Noga wolna od sprzęgła, możemy się zrelaksować, oddać się temu co lubimy, wypełnić nasz czas wolny. Luz jest naszym azylem od ciągłej jazdy, kontroli. Podejście do siebie i do otoczenia  z dystansem  daje nam prawdziwy obraz, to tak jak z fotografią, bawiąc się odległością możemy zniekształcić postacie, trzeba odpowiednio wymierzyć dal. Sami kreujemy przestrzeń wokół siebie dobierając ludzi, z którymi lubimy spędzać czas, możemy porozmawiać, pomilczeć, możemy wybrać piosenkę, którą chcemy przypisać do danej chwili, wszystko to jest za pstryknięciem palcem. Chciałabym, żeby to zdanie było prawdziwe. Mamy na to wpływ, ale czasem normy i wzory nas ograniczają, stawiają zakaz wjazdu i mam dwa wyjścia – złamać prawo czy złamać siebie i się podporządkować?

sobota, 29 października 2011

Grobing.


Nastał ten czas w roku, kiedy do życia prawie każdego wkrada się grobing, czyli cały rytuał cmentarno-zakupowy. Mnie to wszystko śmieszy, stoję obok tego, patrzę na ludzi, którzy kupują plastikowe kwiaty i grające znicze. Nie potrafię tego zrozumieć. Dla kogo to wszystko? Nowe futra, miliony zniczy na jednym grobie? Jeśli zdarzy mi się umrzeć przed Wami oszczędźcie sobie tego całego plastiku, wystarczy jeden, zwykły, żywy kwiatek… Dlaczego ilość zapalonych lampek ma być wyrazem ile osób o nas pamięta? Jakie ma to znaczenie, jeśli pamiętają o nas jeden raz w roku? Dla mnie żadne.
Może ta moja obojętność wynika z tego, że tak naprawdę nie straciłam nikogo bliskiego, nie wiem jak to jest, gdy umiera ktoś bardzo bliski, a nie ciotka ze Szczecina, którą widziałam raz w życiu.
Śmierć jest przykrym doświadczeniem dla żyjących, dla umierających mam nadzieję, że przyjemniejszym, niosącym ulgę… Co się dzieje z naszym ciałem, duszą kiedy po raz ostatni zabije nasze serce?
Zastanawiam się co by się stało gdybym nagle umarła. Czy ktoś napisałby na moim profilu na facebooku, że nie żyję? Teraz to się załatwia w taki sposób podobno…
Jakby to było, gdyby mnie nie było?
Ten cały rytuał, jeszcze smutniejszy niż samo odejście człowieka, te smętne pieśni…
Jak dziś pamiętam jeden pogrzeb, który zrobił na mnie ogromne wrażenie. Nikt mi znany. Chłopak z mojego liceum, całą delegacją szkolną pojechaliśmy na tę ‘ceremonię’. Mam przed oczami obraz jego przyjaciół, którzy wchodzą  się z nim ostatni raz pożegnać i niosą chustę z napisem „Prawdziwe anioły nigdy nie odchodzą, anioły wracają do nieba”. Łzy same pokulały się po policzkach…

Strata bliskiej osoby to ogromne cierpienie, przyzwyczaić się, że już nie mam do ciebie dzwonić, usunąć twój numer z pamięci telefonu, spakować twoje rzeczy, nie umiem tego sobie wyobrazić. Jednak ktoś wymyślił to idiotyczne święto, kiedy czcimy zmarłych, na raz dwa, jedziemy na cmentarz, cała Polska, jak jeden mąż. Trzeba sprawdzić czy sąsiadka była u męża, jakie kwiaty mu kupiła. Ludzie, opamiętajcie się, choć prze chwilę pomyślcie o tym człowieku, jaki był, kim był, nie wyrażajmy miłości w ilości postawionych lampek, wydanych pieniędzy. Wspomnień nie da się przeliczyć.
Idea amerykańskiego Halloween wydaje mi się lepsza, po prostu kolejny powód do zabawy. Ale Polacy z natury lubią być cierpiętnikami, wprowadzać grobowy nastrój…

czwartek, 27 października 2011

Zwyczajni niezwyczajni.


Mamy rok 2011. Wszędzie pędzimy, jesteśmy żądni wrażeń, tych na najwyższym poziomie. Podwyższony poziom adrenaliny to standard. Wśród tych wszystkich emocji ukryła się bardzo głęboko zwyczajność. Zwykła kolacja, spacer nocą, małe kino, gdzieś schowane w kamienicy. Zafundujcie korporacyjnemu wyjadaczowi zwyczajny, spokojny wieczór; jeśli jest rozumny to ukocha ten czas, jeśli nie, to szkoda czasu na niego.
Dlaczego XXI wiek narzucił takie tempo, że nie mam czasu zastanowić się po co to wszystko? Wiecznie w biegu, tu, tam, pijemy whisky, martini byle etykieta była znana. Wszechogarniający marketing, siła napędowa, reklamy, media, które fundują nam papkę umysłową.
Jest nurt zwany subvertisingiem, który opiera się na przekręcaniu haseł reklamowych, tak aby stały się antykapitalistyczne, antywojenne i przede wszystkim antymarketingowe. Zaczęło się od pop-artu i Warhola, który po wojnie w Wietnamie stworzył instalacje drwiące z US. Jest to bunt przeciwko wpychaniu nam hurtowych obrazków. Jest to forma odpowiedzi na zalewające nas reklamy.

 I tak stosunkowo mało kto reaguje na to, co nas otacza. Nie mamy na to czasu, codziennie mijamy tych samych ludzi, o tej samej porze, te same plakaty, wpadamy w rutynę. Abyśmy zauważyli jakąś zmianę trzeba nam ją podstawić pod nogi, jeśli się potkniemy wiemy, że coś jest nie tak. Impuls, przepływ, reakcja. Nasz rozleniwiony mózg musi zadziałać.
Wymagajmy od siebie więcej niż cała reszta. Zdobywajmy tylko najwyższe góry, pierdolmy niskie pagórki. Ciągłe doskonalenie, wykraczanie poza granice naszego ciała, umysłu, ta satysfakcja gdy osiągamy nasze cele, te małe i te największe. Spojrzeć na innych z góry daje taki zastrzyk emocji, takie naładowanie, jak nic innego.

Uzależniona od iluzji, że mogę wszystko i mogę nic. Tak, to jest nałóg. Huśtawka nastrojów.
Oddech, wydech, magiczny wulgaryzm, otwieram umysł, biorę w ręce życie i miętolę je.

Czasem wyobrażenie nas samych rozbiega się prawdą, z tym jacy jesteśmy. Warto zastanowić się czy to wciąż ja. Nie lubię zarozumialców. ‘Co to nie ja’. Istnieje cecha dla mnie pomiędzy skromnością i zarozumialstwem – pewność siebie, ale taka zrównoważona. Trzeba wyważyć granice, gdy przesadzimy staniemy się niezwyczajni. Pomyślisz, że to przecież mój cel, nie chcę być bezbarwny jak cała reszta. Ale dziś każdy jest kolorowy, więc bycie zwyczajnym to unikat.




środa, 26 października 2011

Brud.


Isn't it funny how day by day nothing changes, but when you look back everything is different.
Dokładnie ten cytat oddaje to, o czym ostatnio myślałam. Nie odczuwam jakichś szczególnych zmian w moim toku rozumowania, wypowiadania myśli…mam wrażenie, że przecież zawsze tak myślałam, robiłam, mówiłam; ale jeśli chociażby przeczytam stare posty z bloga to już tam widzę diametralną zmianę w takich drobiazgach jak sposób pisania, tematy. Są rzeczy, które niezmiennie górują na froncie - świeża pościel i światło świec. Przybyło ostatnio -  wyostrzenie węchu na męskie perfumy, potrafię zastygnąć i tylko oddać się woni, którą spotkałam…
 Czy widzimy w sobie zmiany? Chyba trudno nam je dostrzec samym, ktoś z boku powie, że nas  nie poznaje, a my pomyślimy, o co mu chodzi. To my, tacy sami jak x lat temu. Jednak Panta rhei, nawet my. Niezauważalnie dokonuje się w nas ewolucja. Wpływa na to otoczenie, to czym się interesujemy, o czym myślimy, nasze plany i marzenia, które z biegiem lat zmieniają się, część się spełniła, cześć uznaliśmy za idiotyczne…Ale takie są prawa młodości, dokonujemy wyborów, wtedy odbywa się rewolucja w naszych ciałach i umysłach. Skutki są różne…Okres buntu – pamiętaj zapomnieć.
Dziś uwolniłam mnóstwo endorfin, jednak wysiłek fizyczny umożliwia oczyszczenie ciała, które jest środkiem do oczyszczenia duszy. Poczułam te wakacje, papierosy, piwa, inne wynalazki, jak wyłaziły ze mnie, teraz już muszę utrzymać to oczyszczenie i je pielęgnować, nie zabrudzić się; ale w sumie, efekt zmycia takiego kilkuwarstwowego brudu daje o wiele większy, bardziej spektakularny efekt. 
Ale ja przecież nie chcę być brudna….

sobota, 22 października 2011

Typ niepokorny


Chyba nigdy nie będę pokorną córką. Zawsze miałam jakieś ‘ale’.  Czy moich rodzice są mną rozczarowani, że nie chcę sobie poukładać życia tak od a do z. Praca, facet, dom, samochód. Masz 25 lat…tak, tak ja wiem, ile ja miałam kiedy wy mieliście po tyle. Ale ja na przekór.
Jakoś się stało, że już prawie pół roku nie rozmawiam z moim ojcem. Mamy podobne charaktery przez co ciężko nam się dogadać. Ale właśnie to pół roku temu powiedział parę rzeczy za dużo, które nie chcą wyjść z mojej głowy. Chyba najgorsze, że jakoś mnie to już nie rusza. Ja idę swoją drogą, on też i nie widzę póki co skrzyżowania ich. Pamiętam czasy gówniary, kiedy kłóciłam się z nim nieprawdopodobnie, ale to chyba przez jego baaaardzo dziwny sposób podejścia do życia i nieumiejętność zrozumienia, że Ja żyje w innych czasach, że mam inne oczekiwania od niego, jako ojca, że chcę innego kształtu mojej linii życia.

Nie chcę wpaść w schemat, nie chcę gonić za frankami, bo ja je pierdolę, że tak powiem. Kocham obcą walutę, ale tą dziką, której chcę nakupić tyle, żeby zwiedzić świat wzdłuż i wszerz. 
Tylko jak ułoży się to wszystko. Czas to pokaże, podróżowanie daje czasem zupełnie nieoczekiwane możliwości.
Dziś nie wiem jak to ma wyglądać, czy najpierw się ułożyć, potem spakować pojechać, a może pierdolić poukładanie i tak o, znienacka. Potem się zastanowić, czy wrócić czy tez nie.
No i jak znaleźć tego kompana podróży, ale mam na myśli ta życiową podróż, czyli wiecie, faceta, męża, konkubenta czy jak to zwą, ja chciałabym przyjaciela, nie idącego przede mną, za mną, tylko ze mną. Mamy stworzyć yin i yang. Co trzeba zrobić żeby spotkać faceta, który mnie nie znudzi, z którym będę się chciała godzić po kłótni? Niech ktoś napisze może jakąś instrukcję.

Dźwięczy mi w głowie „Społeczeństwo strzela we mnie oczekiwaniami, które ja mam spełnić, baby boom, do roboty codziennie…”
Kurwa, jaki życiowy ten kawałek!
Niech on będzie wszystkim co mam do powiedzenia, w ten sobotni, nareszcie wolny wieczór.