sobota, 29 października 2011

Grobing.


Nastał ten czas w roku, kiedy do życia prawie każdego wkrada się grobing, czyli cały rytuał cmentarno-zakupowy. Mnie to wszystko śmieszy, stoję obok tego, patrzę na ludzi, którzy kupują plastikowe kwiaty i grające znicze. Nie potrafię tego zrozumieć. Dla kogo to wszystko? Nowe futra, miliony zniczy na jednym grobie? Jeśli zdarzy mi się umrzeć przed Wami oszczędźcie sobie tego całego plastiku, wystarczy jeden, zwykły, żywy kwiatek… Dlaczego ilość zapalonych lampek ma być wyrazem ile osób o nas pamięta? Jakie ma to znaczenie, jeśli pamiętają o nas jeden raz w roku? Dla mnie żadne.
Może ta moja obojętność wynika z tego, że tak naprawdę nie straciłam nikogo bliskiego, nie wiem jak to jest, gdy umiera ktoś bardzo bliski, a nie ciotka ze Szczecina, którą widziałam raz w życiu.
Śmierć jest przykrym doświadczeniem dla żyjących, dla umierających mam nadzieję, że przyjemniejszym, niosącym ulgę… Co się dzieje z naszym ciałem, duszą kiedy po raz ostatni zabije nasze serce?
Zastanawiam się co by się stało gdybym nagle umarła. Czy ktoś napisałby na moim profilu na facebooku, że nie żyję? Teraz to się załatwia w taki sposób podobno…
Jakby to było, gdyby mnie nie było?
Ten cały rytuał, jeszcze smutniejszy niż samo odejście człowieka, te smętne pieśni…
Jak dziś pamiętam jeden pogrzeb, który zrobił na mnie ogromne wrażenie. Nikt mi znany. Chłopak z mojego liceum, całą delegacją szkolną pojechaliśmy na tę ‘ceremonię’. Mam przed oczami obraz jego przyjaciół, którzy wchodzą  się z nim ostatni raz pożegnać i niosą chustę z napisem „Prawdziwe anioły nigdy nie odchodzą, anioły wracają do nieba”. Łzy same pokulały się po policzkach…

Strata bliskiej osoby to ogromne cierpienie, przyzwyczaić się, że już nie mam do ciebie dzwonić, usunąć twój numer z pamięci telefonu, spakować twoje rzeczy, nie umiem tego sobie wyobrazić. Jednak ktoś wymyślił to idiotyczne święto, kiedy czcimy zmarłych, na raz dwa, jedziemy na cmentarz, cała Polska, jak jeden mąż. Trzeba sprawdzić czy sąsiadka była u męża, jakie kwiaty mu kupiła. Ludzie, opamiętajcie się, choć prze chwilę pomyślcie o tym człowieku, jaki był, kim był, nie wyrażajmy miłości w ilości postawionych lampek, wydanych pieniędzy. Wspomnień nie da się przeliczyć.
Idea amerykańskiego Halloween wydaje mi się lepsza, po prostu kolejny powód do zabawy. Ale Polacy z natury lubią być cierpiętnikami, wprowadzać grobowy nastrój…

czwartek, 27 października 2011

Zwyczajni niezwyczajni.


Mamy rok 2011. Wszędzie pędzimy, jesteśmy żądni wrażeń, tych na najwyższym poziomie. Podwyższony poziom adrenaliny to standard. Wśród tych wszystkich emocji ukryła się bardzo głęboko zwyczajność. Zwykła kolacja, spacer nocą, małe kino, gdzieś schowane w kamienicy. Zafundujcie korporacyjnemu wyjadaczowi zwyczajny, spokojny wieczór; jeśli jest rozumny to ukocha ten czas, jeśli nie, to szkoda czasu na niego.
Dlaczego XXI wiek narzucił takie tempo, że nie mam czasu zastanowić się po co to wszystko? Wiecznie w biegu, tu, tam, pijemy whisky, martini byle etykieta była znana. Wszechogarniający marketing, siła napędowa, reklamy, media, które fundują nam papkę umysłową.
Jest nurt zwany subvertisingiem, który opiera się na przekręcaniu haseł reklamowych, tak aby stały się antykapitalistyczne, antywojenne i przede wszystkim antymarketingowe. Zaczęło się od pop-artu i Warhola, który po wojnie w Wietnamie stworzył instalacje drwiące z US. Jest to bunt przeciwko wpychaniu nam hurtowych obrazków. Jest to forma odpowiedzi na zalewające nas reklamy.

 I tak stosunkowo mało kto reaguje na to, co nas otacza. Nie mamy na to czasu, codziennie mijamy tych samych ludzi, o tej samej porze, te same plakaty, wpadamy w rutynę. Abyśmy zauważyli jakąś zmianę trzeba nam ją podstawić pod nogi, jeśli się potkniemy wiemy, że coś jest nie tak. Impuls, przepływ, reakcja. Nasz rozleniwiony mózg musi zadziałać.
Wymagajmy od siebie więcej niż cała reszta. Zdobywajmy tylko najwyższe góry, pierdolmy niskie pagórki. Ciągłe doskonalenie, wykraczanie poza granice naszego ciała, umysłu, ta satysfakcja gdy osiągamy nasze cele, te małe i te największe. Spojrzeć na innych z góry daje taki zastrzyk emocji, takie naładowanie, jak nic innego.

Uzależniona od iluzji, że mogę wszystko i mogę nic. Tak, to jest nałóg. Huśtawka nastrojów.
Oddech, wydech, magiczny wulgaryzm, otwieram umysł, biorę w ręce życie i miętolę je.

Czasem wyobrażenie nas samych rozbiega się prawdą, z tym jacy jesteśmy. Warto zastanowić się czy to wciąż ja. Nie lubię zarozumialców. ‘Co to nie ja’. Istnieje cecha dla mnie pomiędzy skromnością i zarozumialstwem – pewność siebie, ale taka zrównoważona. Trzeba wyważyć granice, gdy przesadzimy staniemy się niezwyczajni. Pomyślisz, że to przecież mój cel, nie chcę być bezbarwny jak cała reszta. Ale dziś każdy jest kolorowy, więc bycie zwyczajnym to unikat.




środa, 26 października 2011

Brud.


Isn't it funny how day by day nothing changes, but when you look back everything is different.
Dokładnie ten cytat oddaje to, o czym ostatnio myślałam. Nie odczuwam jakichś szczególnych zmian w moim toku rozumowania, wypowiadania myśli…mam wrażenie, że przecież zawsze tak myślałam, robiłam, mówiłam; ale jeśli chociażby przeczytam stare posty z bloga to już tam widzę diametralną zmianę w takich drobiazgach jak sposób pisania, tematy. Są rzeczy, które niezmiennie górują na froncie - świeża pościel i światło świec. Przybyło ostatnio -  wyostrzenie węchu na męskie perfumy, potrafię zastygnąć i tylko oddać się woni, którą spotkałam…
 Czy widzimy w sobie zmiany? Chyba trudno nam je dostrzec samym, ktoś z boku powie, że nas  nie poznaje, a my pomyślimy, o co mu chodzi. To my, tacy sami jak x lat temu. Jednak Panta rhei, nawet my. Niezauważalnie dokonuje się w nas ewolucja. Wpływa na to otoczenie, to czym się interesujemy, o czym myślimy, nasze plany i marzenia, które z biegiem lat zmieniają się, część się spełniła, cześć uznaliśmy za idiotyczne…Ale takie są prawa młodości, dokonujemy wyborów, wtedy odbywa się rewolucja w naszych ciałach i umysłach. Skutki są różne…Okres buntu – pamiętaj zapomnieć.
Dziś uwolniłam mnóstwo endorfin, jednak wysiłek fizyczny umożliwia oczyszczenie ciała, które jest środkiem do oczyszczenia duszy. Poczułam te wakacje, papierosy, piwa, inne wynalazki, jak wyłaziły ze mnie, teraz już muszę utrzymać to oczyszczenie i je pielęgnować, nie zabrudzić się; ale w sumie, efekt zmycia takiego kilkuwarstwowego brudu daje o wiele większy, bardziej spektakularny efekt. 
Ale ja przecież nie chcę być brudna….

sobota, 22 października 2011

Typ niepokorny


Chyba nigdy nie będę pokorną córką. Zawsze miałam jakieś ‘ale’.  Czy moich rodzice są mną rozczarowani, że nie chcę sobie poukładać życia tak od a do z. Praca, facet, dom, samochód. Masz 25 lat…tak, tak ja wiem, ile ja miałam kiedy wy mieliście po tyle. Ale ja na przekór.
Jakoś się stało, że już prawie pół roku nie rozmawiam z moim ojcem. Mamy podobne charaktery przez co ciężko nam się dogadać. Ale właśnie to pół roku temu powiedział parę rzeczy za dużo, które nie chcą wyjść z mojej głowy. Chyba najgorsze, że jakoś mnie to już nie rusza. Ja idę swoją drogą, on też i nie widzę póki co skrzyżowania ich. Pamiętam czasy gówniary, kiedy kłóciłam się z nim nieprawdopodobnie, ale to chyba przez jego baaaardzo dziwny sposób podejścia do życia i nieumiejętność zrozumienia, że Ja żyje w innych czasach, że mam inne oczekiwania od niego, jako ojca, że chcę innego kształtu mojej linii życia.

Nie chcę wpaść w schemat, nie chcę gonić za frankami, bo ja je pierdolę, że tak powiem. Kocham obcą walutę, ale tą dziką, której chcę nakupić tyle, żeby zwiedzić świat wzdłuż i wszerz. 
Tylko jak ułoży się to wszystko. Czas to pokaże, podróżowanie daje czasem zupełnie nieoczekiwane możliwości.
Dziś nie wiem jak to ma wyglądać, czy najpierw się ułożyć, potem spakować pojechać, a może pierdolić poukładanie i tak o, znienacka. Potem się zastanowić, czy wrócić czy tez nie.
No i jak znaleźć tego kompana podróży, ale mam na myśli ta życiową podróż, czyli wiecie, faceta, męża, konkubenta czy jak to zwą, ja chciałabym przyjaciela, nie idącego przede mną, za mną, tylko ze mną. Mamy stworzyć yin i yang. Co trzeba zrobić żeby spotkać faceta, który mnie nie znudzi, z którym będę się chciała godzić po kłótni? Niech ktoś napisze może jakąś instrukcję.

Dźwięczy mi w głowie „Społeczeństwo strzela we mnie oczekiwaniami, które ja mam spełnić, baby boom, do roboty codziennie…”
Kurwa, jaki życiowy ten kawałek!
Niech on będzie wszystkim co mam do powiedzenia, w ten sobotni, nareszcie wolny wieczór.

czwartek, 20 października 2011

Kinder niespodzianka.


Piorę mój mózg dodatkiem z Polityki „Ja,my,oni”- jak być dziś mężczyzną, jak być kobietą.” Całkiem ciekawa pozycja wśród natłoku politycznego powyborczego bałaganu.
Analizuję artykuły, słuchając  nowego Yugopolis. Jest trochę o roli kobiety, mężczyzny jako rodziców. Dziś stojąc w kolejce, znów zaczepiałam małe dziecko, śmieję się, robię głupie miny, ale one zawsze odpowiadają tym samym. Są takie bezbronne. Nie znając mnie, uśmiechają się.
Zastanawiam się czy celem naszego życia powinno być spłodzenie potomstwa? Jeśli tak, to kiedy? Pomyślę, najpierw się wyszaleję, potem dziecko. Tylko czy aby na pewno tego chcę? Biorąc pod uwagę wymogi, które stawia przed nami to małe, bezbronne stworzenie chciałabym się doskonale przygotować. Tylko jak się nie zgubić w tym wszystkim? Odkładając to w czasie, dążąc do doskonałości zapominamy czasem o tym małym szczególe, jakim jest dziecko.
Mając 25lat miałabym zrezygnować z moich marzeń, którym dziecko niestety trochę nie jest po drodze? Czy byłabym także szczęśliwa mając malutki kawałek siebie, ucząc moje dziecko, pokazując mu świat, będąc Matką (ależ to poważnie brzmi!) rezygnując jednocześnie z moich pragnień? Trudno to sobie wyobrazić, teraz, w tej chwili. Gdyby spóźniał mi się okres pewnie mój punkt widzenia by się zmienił. Znacząco.
Cały świat co najmniej dwóch ludzi staje na głowie przez jedno małe stworzenie, które je, śpi, płacze. Ludzki gatunek, a taki nieporadny. Ssak, który najdłużej jest uzależniony od matki. Przywódca świata. Szympanse już w pierwszym dniu życia potrafią wspinać się, a my do roku nic sami nie zrobimy. Dziś mignęła mi reklama „Zanim zdecydujesz się na dziecko……….użyj prezerwatywy”. Trafny wybór! Ale abstrahując od całej rzeszy ludzi, którym dziecko pojawia się przez przypadek, nie mając perspektyw i cały szereg innych nieszczęść wracam do doskonałego, zaplanowanego potomstwa.
Pojawia się pytanie, jak wybrać ojca/matkę dla naszego dziecka? Jak zweryfikować geny? Zapomnijmy o układzie, kiedy rodzic naszego dziecka jest naszym partnerem na całe życie, choć to najlepsze rozwiązanie, ale niestety, życie lubi płatać nam figle.
Mam pójść na polowanie na plemniki, wybrać te najlepszej jakości? No nie. Ale wybierając partnera i decydując się z nim na dziecko, chcemy znać jego reakcję na nasze ‘kochanie, jestem w ciąży’. Przewija się dyskusja, jak to będzie jak się pojawi bobas? Oczekujemy dorosłych, rozważnych odpowiedzi. Czy zawsze takie usłyszmy? Rodzicielstwo dla kobiety i mężczyzny jest czymś zupełnie innym, ale sytuacja kiedy facet się zaangażuje i idzie ramię w ramię podczas nieprzespanych nocy, przewijania pieluch, śpiewania kołysanek, pokazywania świata, jest czymś, o czym ja kobieta, przyszła kiedyś matka marzę. Jeśli chcesz być ojcem to tylko na pełen etat! Nie ma, że się boisz, myślisz, że ja nie? To, że kobieta nosi pod serduchem płód, ma piersi, nie zmniejsza roli mężczyzny w wychowywaniu dziecka. Nic bardziej mylnego.
Zastanawiam się czy każdy rodzic rezygnuje ze wszystkiego dla swojego dziecka i dostaje ‘fioła’ na jego punkcie. Chyba tak już jest, po prostu da się to zrozumieć tylko mając dziecko.
Dla mnie najbardziej zastanawiające jest jak wychować dziecko? Czy trzymać je w bańce, chronić przez całym złem świata, czy od początku pokazać ten okrutny świat i uczyć instynktów samozachowawczych – to na pewno jest bardziej życiowe. Ale gdzie to beztroskie dzieciństwo, kiedy całym światem jest mama, tata i czytane przez nich bajki? Chyba doszłam do wniosku, że’ kocham cię’ z ust małej istotki, które zna tylko jedno, prawdziwe znaczenie tych słów, jest warte wszelkich wyrzeczeń, mało tego, zaspokaja nam wszystkie nasze potrzeby, przewalutowujemy nasz kurs, na ten najdroższy, jesteśmy odpowiedzialni za kogoś jeszcze na tym świecie. Tylko jak się nauczyć być rodzicem? Z książki chyba się nie da, z doświadczenia moich rodziców – nie, dziękuję. To chyba przychodzi instynktownie, tylko musimy wiedzieć czego chcemy i dążyć do tego.
Mając dziecko, trzeba pogodzić dużo spraw, nie można zapomnieć o sobie. Kim będzie nieszczęśliwa matka, która zrobi wszystko dla dziecka, a sama pogrążona w niespełnieniu.Dziecko, które w pewnym momencie poczuje się winne i pomyśli, to przeze mnie mama nie rozwijała się, nie nauczyła się angielskiego i setki innych rzeczy. Trzeba zachować balans pomiędzy swoim bytem i oddaniem dla dziecka. Wiem, że nie jest to łatwe, ale warto spróbować, nawet jeśli będziemy krytykowani przez tych ‘doświadczonych’ olejmy to, mając pewność, że postępujemy właściwie.

niedziela, 16 października 2011

Banksy

Jako tło nutka człowieka, który był wzorem dla Banksy'ego.
http://www.youtube.com/watch?v=u7K72X4eo_s


Znany prawie każdemu, twórca prac, które poruszają opinię publiczną na całym świecie. W swoich pracach porusza tematy konsumpcjonizmu, problemów społecznych,  śmieje się z władzy, często mają wyraz polityczny, mnie to bardzo odpowiada. Spojrzę na jego pracę, miejsce, w którym się znajduje i myślę, że ten koleś jest wielki.
Wielu zarzuca mu, że się sprzedał, ale jak? Skoro nikt nie wie kim jest. Zarabia tysiące funtów, jego prace osiągają gigantyczne ceny, zgadza się, ale gdzie tu sprzedanie się? Opinia publiczna jest bardzo skłonna do osądzania artystów, czy to chodzi o street art, hip hop czy jakikolwiek inny rodzaj sztuki. Początek, bardzo niewielu odbiorców, wtedy jeśli interesowałeś się Banksym, byłeś nielicznym elementem jego publiczności, zgadza się. Ale jeśli jest w tym dobry, dlaczego nie ma to być jego sposób na życie, czyli czerpanie kasy i w ten sposób, może powiedzieć, że nie przepracował ani jednego dnia, bo jego praca jest jego hobby, jest zabawą dla niego. Ale to oczywiście nie może być takie proste, krytycy muszą dodać swoje trzy grosze.
Dla mnie to trochę niezrozumiałe z tą całą niszową publicznością i potem coś już się robi popularne. Jeśli mamy artystę, to jego nieodłącznym celem jest mieć publiczność, chce zarabiać kasę na tym co kocha robić, a jeśli robi to dobrze, to dlaczego ma mu się nie udać? Jednym z minusów takiej ogromnej komercjalizacji, jest jakość odbiorców. Worek tych, którzy zainteresują się tym, bo jest modne. Ale im szybko minie. A ja pytam, dlaczego mam nie lubić Banksy’ego? Bo jest popularny?
Ostatnio dostałam album „Banksy. Nie ma jak w domu”.  Historia nie tylko jego, ale także bristolskiej sceny street artu, wszyscy, którzy z nim współpracowali bardzo pozytywnie się o nim wypowiadali, nawet teraz, kiedy jest na topie. Po prostu szanują jego prace, które zmuszają do myślenia, z pewną dozą humoru opowiada o świecie, buntuje się, wyraża swoje zdanie robiąc szablony na murach. Ja go za to ogromnie szanuję, to nie są ‘bazgroły’ jak to nasze babki mówią, to jest po prostu dla mnie sztuka. Ma ona uwalniać nasze zmysły, zmuszać do myślenia.
Chciałabym przytoczyć kilka cytatów, które mnie zachęciły do zakupu książek Banksy’ego, jak przeczytacie te krótkie fragmenty, to też zechcecie jego książek J.
Kawałek o sztuce, tak dziś zmanierowanej, dostępnej dla bogaczy:
„Świat sztuki to jakiś żart. To dom starości dla ludzi ze zbyt dużymi przywilejami, pretensjonalnych i słabych. Poza tym współczesna sztuka to kompromitacja - nigdy tylu ludzi nie używało tylu materiałów i nie robiło tego tak długo, nie mając nic do powiedzenia. Ale plusem jest, że jest to biznes d którego chyba najłatwiej się dostać, nie mając za grosz talentu i zarobić kilka dolarów”
„Sztuka to ostatni wielki przekręt. Robi ją garstka ludzi, garstka kupuje, garstka pokazuje. Ale miliony ludzi, którzy na nią patrzą nie mają nic do powiedzenia. Nie robię wystaw w galeriach, mam dużo bardziej bezpośredni kontakt z publicznością.

                               Mur dzielący Palestynę i Izrael

Jego motto, które doskonale się sprawdza analizując jego przypadek – „Najłatwiejszą drogą dostania się na szczyt jest odwrócenie wszystkiego do góry nogami”. Zamienia dzieła w największych muzeach, umieszcza wśród klasyków swoje prace, ale jednocześnie w swoich książkach otwarcie mówi jak tworzy szablony. To zupełnie coś innego niż pokazać człowiekowi Rembrandta i powiedzieć ‘namaluj’.
Bez wątpienia jest dziś numerem jeden, czy to za sprawą swojej anonimowości, a zarazem w swoich pracach mówi tyle o sobie. Po prostu fizycznie nie wiemy kim on jest, ale szkicując obraz tego człowieka jesteśmy w stanie sobie go wyobrazić. Dziś jesteśmy zasypywani kulturą, tylko ile ona jest warta, czy to obrazy kilku milionerów przebijających się w domach aukcyjnych, czy to szablon Banksy’ego zrobiony w pośpiechu, w strachu przed policją. Do mnie bardziej przemawia ta druga forma.

Złota myśl kolejna, chyba chcę go za męża J
Okazuje się, że ludzie, których znasz, rzadko słuchają tego co masz do powiedzenia, mimo że chętnie przyjmą słowa kogoś, kogo nie znając, jeżeli tylko są zapisane w książce albo na płycie. Jeżeli chcecie coś powiedzieć i zmusić ludzi do słuchania, musisz nosić maskę. Jeżeli chcesz być szczery, musisz żyć w kłamstwie.
Ma do siebie olbrzymi dystans, mimo iż zajebiście przedsiębiorczy, wie jak zarobić kasę, ale nikt nie ma prawa go za to osądzać. To jest jego praca, jego pomysły, więc odpowiada jednym zdaniem:
„Nie mam zamiaru kiedykolwiek się ujawniać. Wystarczy już zakochanych w sobie dupków, którzy wszędzie wpychają się ze swoimi paskudnymi pyskami”
Ma rację, dzisiejsze media to przesyt tych samych twarzy i wszechistniejący nurt ‘złych wiadomości’, o tych dobrych lepiej w ogóle nie mówić.
Jedna z zabawniejszych historii, które opisuje, to malowanie graffiti w fontannie, w spodniach typowo hiphopowych, czyli krok w kolanach, w pośpiechu nie miał ręki do ich podtrzymywania, więc skończył malować w bokserkach, krótko po tym powiedział „Pierdol  hip-hop – noś pasek”.
Dziś świat zastanawia się czy sztuka Banksy’ego przetrwa, bez wątpienia narobił bałaganu, jak długo to jeszcze potrwa, czy wpisze się w kanon sztuki współczesnej. Poczekamy zobaczymy.
„Z Banksym to jest tak, że przeniósł cos dostępnego dla wszystkich, czyli street art. O poziom wyżej. Wszystko to dzięki talentowi, wyobraźni i determinacji. Zdemokratyzował sztukę, sprawił, że jest łatwiej dostępna, ale ironia tkwi w tym, że świat sztuki wywindował jego ceny do tego stopnia, że sabotuje jego dostępność.
Wiele cytatów w tym poście, ale są to opnie ludzi znających się na sztuce, a nie takiego tam małego odbiorcy, subiektywnego jak ja, więc podparłam się autorytetami.  Na koniec całkiem dobre resume:
„Statek głupców chybocze się, ale płynie…Skąd? Dokąd? Po co? Odwieczny żniwiarz już na nim jest, przypomina nie tylko o tym, że umrzesz, pomaga zadać sobie pytanie o to czym/jak żyjesz ?

















W codziennym biegu po chleb i franki szwajcarskie potrzebujemy, by nam o tym przypominano. Nasze zmęczone nawałem papki komunikacyjnej(reklam) oczy muszą czasem widzieć piękno. Nasze styrane umysły zbyt łatwo stosują schematy myślowe, by dojrzeć prawdę, by zadać sobie o nią pytanie. Smutek samotności w wyścigu szczurów i szarzyzny ulic wymaga przełamania puchatym misiem z koktajlem Mołotowa, wymaga inteligentnego humoru…Banksy się sprzedał? Dobrze, że drogo! Banksy bawi się rynkiem sztuki? Fajnie, że umie! Banksy nie jest wyrafinowanym twórcą? Trudno! Jego produkcje wywołują uśmiech, szok, zaciekawienie. Jego prace pomagają nam myśleć!”

"Średni,średni zachód"
                           






















Kultowe spodnie sunshine.



Spodnie z tematu, to nic innego jak jedna z bardziej osobliwych rzeczy, które mi się trafiły, już nawet nie pamiętam skąd, ale pewnie urzekły mnie. Długość ¾, kolor słoneczny i najważniejsze! brokatowy  napis ‘sunshine’ na  4literach! Ich przeznaczenie to wszelkie prace remontowe! Ten weekend minął pod takim hasłem.
Zastanawiałam się czy kobiety robią takie rzeczy? Remonty, skręcają meble, malują czy zrywają tapety. Doprawdy nie wiem. Ja mam wiernego kompana remontowego (osobnik żeński), z którym tyle śrubek nawkręcałam… Ale czy to tylko męskie zajęcie? Czy bycie zaradną w różnych sytuacjach, czasem tych ‘męskich’ dyskwalifikuje mnie z bycia ‘prawdziwą kobietą’? Dla mnie to oczywiste, że nie. Może powodem jest mój ojciec pracujący w branży budowlanej i przy wszelkich remontach zapominał, iż nie jestem Synem, nie wiem. Ale ja lubię tak się po prostu zmęczyć, napracować dłońmi, które na co dzień zajmują się czymś innym. A potem zobaczyć efekt.
Czy studia zabraniają pracy fizycznej? Wielu wychodzi z takiego założenia. A dziś nastały takie czasy, że magistrem może być każdy, a pracować się nie chce, bo po co. Nie dziwię się, że mamy taką sytuację na rynku, ale to już inna sprawa…
Przyjęło się, nie wiadomo skąd, że praca fizyczna jest dla gorszych, ale nikt z tych siedzących za biurkiem nie pomyśli, jak ciężka jest ich praca i patrzą z góry, bo płacą.
Czasem zdarzają się takie imprezy, że wolę siedzieć z facetami i z nimi spędzić czas. Faceci mają lepsze tematy do rozmów J, oczywiście niektórzy. Bardziej bawi mnie słuchanie o motoryzacji, niż o nowej kolekcji z Zary czy nowym błyszczyku Rimmela. Nie jestem znów jakąś chłopczycą, ale czasem warto wzbogacić się o męski punkt widzenia i uciec od stołu pełnego Reddsów i wypić porządnego drinka.
Czy faceci boją się kobiet, które potrafią wbić gwoździa bez obawy o złamanie paznokcia; takich, które umorusają się od stóp do włosów malując korytarz, bo wiecie trochę nieskoordynowane ruchy to my mamy. A może faceci lubią być na każdy telefon, lubią czuć się tacy mocni, tacy pomocni. Nie wiem.
Remontowi musi towarzyszyć radio i mnóstwo tematów do rozmów. Dziś to wszystko było, więc początek udany!

poniedziałek, 10 października 2011

Zachwyć się! Choć na chwilę!

To był iście patologiczny wieczór. Długa kąpiel, muzyka, świeczka, drink i papieros. To wszystko w otoczeniu wody. Stała się chwilowo moim światem. Był w niej spokój. Chwila, w której wszystko inne przestaje mieć znaczenie. Tylko ja. Mam władzę.

Wrzucam dziś wiersz, trzymam go już chyba z 10lat. Nie jest jakiś górnolotny, ale mnie poruszył:

„Kot z dworca ZOO”
Biedny kot, ktoś tak nazwał mnie
Bo niedobry człowiek na dworcu zostawił mnie

Jakiś chłopak wziął mnie na ręce
I wtula się w moje futro
To mój Pan
Wiem to i czuję, jesteśmy sobie przeznaczeni
Oboje zostaliśmy z domu wyrzuceni

Ona przyszła niespodziewanie
Zabrała moje najszczęśliwsze chwile życia
Zabrała i nie chce oddać
I nie odda

Zabrała mi Ciebie
Panie miły
Choć Cię kochałem, razem z Tobą płakałem
Zabrała
Bo zamiast kupić mi jedzenie
Kupiłeś sobie marihuanę.

Tak się zastanawiam dlaczego ludzie są nieszczęśliwi? Wtopieni w jakiś świat, którego nawet nie rozumieją. Jesteśmy więźniami swojego czasu. Przywołali nas do życia bez naszej wiedzy, bez naszej zgody, a potem, właśnie co ma być potem? Każdy szuka drogi, którą chce podążać, ale czasem górka jest tak stroma, że nie da się. Trzeba wybrać inną alternatywę. Ale dlaczego? Mówią po trupach do celu, tylko czy mając ciągle pod górkę będziemy mieli nadal siłę dążyć do spełnienia naszych marzeń. Nieliczni tak, ale większość utknie w schemacie, w szarej codzienności, mając tylko marzenia bez możliwości realizacji, zostaną oznaczone czerwoną pieczęcią ŻĄDANIE ODRZUCONE. 
A z kolei co nam daje szczęście. Ostatnio przeczytałam biografię Marylin Monroe, która nie zastanawiając się dłużej powinna być okazem spełnienia marzeń, zadowolenia z samej siebie, SZCZĘŚCiA, a tymczasem okazuje się coś zupełnie innego. Kobieta, przez już parę dekad uważana za ikonę kobiecości, utalentowana, niesamowicie seksowna, sławna i nieszczęśliwa zarazem. Obala to tak powszechny mit, że sława, czy pieniądze dają szczęście, dają je, ale komuś zjedzonemu przez XXI-wieczny konsumpcjonizm. Urzekło mnie w tym dzienniku, że nigdy nie przestała pracować nad sobą. ciągle się doskonaliła. Jest to, wydaje mi się niespotykane; gdy osiągniemy już cel przestajemy o niego dbać, pielęgnować i z czasem przynosi nam coraz mniej radości, po prostu spoczywamy na laurach. 
Szczęście jest ulotne, daje je nam chwila, a nie permanentna sytuacja, podwyższenie poziomu endorfin, to jest szczęście, wystarczy na kilka sekund, ale wtedy możemy szybko zapisać w naszym rejestrze i zapamiętać.

Mnie np dziś o nieludzkiej porze, o 7, dał szczęście widok Starego Rynku i wschodu słońca nad nim, akurat zasłuchana w 
{http://www.youtube.com/watch?v=3fI5TZOfjj8} (kiedyś zasłuchana, ostatnio polecona i wpasowana idealnie). Ta chwila zachwytu.

sobota, 8 października 2011

O sobie samej i plastiku.

Dzień za dniem mija, tydzień, weekend, nie jestem w stanie zauważyć jak dni uciekają. Ostatni tydzień przyniósł mi dużo dziwnych spostrzeżeń dotyczących świata, na to jaka ja jestem, czego oczekuję od innych, od siebie. Zadaję sobie pytanie kim tak naprawdę jestem? Wysublimowaną jednostką, czy może jednak hurtem, tak wszechobecnym. Już sama nie wiem. Posłuchałam trochę z boku o sobie, zaskoczyłam się, raczej mile, tylko czy tak jest. Kurwa, nie wiem. Te godziny poświęcone na myślenie, sąsiedzi męczeni moją głośną muzyką pomagającą mi się skupić, a raczej odfrunąć, organizm zatruty litrami wina. Po co? Żeby spojrzeć w lustro i zawsze wiedzieć, że tam, w lustrze ‘tak, tak, to niestety ja.’
Zdarzają się takie sytuacje, że czas się zatrzymuje, nie mam ochoty patrzeć na uciekające minuty, na dzwoniący telefon, po prostu ‘chwilo trwaj’. Jak dobierać ludzi, z którymi spędzanie czasu będzie właśnie takie? Receptą jest widzieć się raz na 5 lat czy raz na tydzień? Co jeśli spędzamy każdy dzień razem, jak się nie znudzić sobą? Uczyć się od siebie wzajemnie, oddać ostatniego papierosa. Gdzie znaleźć kogoś takiego, kto nas nie zawiedzie w najmniej dla nas odpowiednim momencie?
Obserwuję ludzi, istniejącą wokół nas kulturę, tą przez małe ‘ka’ jak i wielkie. Zastanawiam się po co to wszystko, coraz to wymyślniejsze ciuchy, buty, biżuteria, zapachy. Czyż proste nie jest piękne? To tak jak z choinką na Święta. Ma być żywa, nie sztuczna, nie plastikowa. Plastik opanował nasza cywilizację pod każdym względem, zatruwa naszą przestrzeń. Rozkłada się tysiące lat, tak będzie i z naszą generacją degeneruchów. Ilu jest ludzi, dla których słowo znaczy coś, nie śmiem mówić cokolwiek, ale chociażby coś. Dziś rozmowy się nie kleją, nie ma rozmówców, którzy chcą, a przede wszystkim umieją walczyć o to, co chcą powiedzieć. Oni mruczą, tak po cichu, a ja szczekam. Przeważnie zastanowię się zanim coś powiem, ale nie zawsze. Wtedy ponoszę konsekwencje, przyznaję, że nie jestem najlepsza w przyznawaniu się do winy, szybko się irytuję i już śladu nie ma po mnie. Ale tak się dzieje w przypadku, kiedy strona, którą chcę przeprosić jest naprawdę beznadziejnym przypadkiem i szkoda moich słów. Po co mam je wypowiadać skoro nie będą znaczyły nic? Ale znajdę też osoby, o które warto zawalczyć, przeprosić, naprostować, ale niestety nie jest to liczne grono. Mam taka wadę, że zawsze mam usprawiedliwienie ‘przepraszam, ale’. Ciężko powiedzieć to jedno słowo, ale tak, żeby skrzywdzony wiedział za co przeprosiliśmy.
Ostatnio obcuję z pokoleniem radia eska, bo tak ich zaklasyfikowałam, tak bezbarwni, uniwersalni jak ww radiostacja. Ludzie podążający za innymi, sznurem, niewrażliwi na cierpienie innych ludzi i zwierząt, niezwracający uwagi na otaczający świat, jak tak można? Nie wiem. Moje słuchawki są dla nich śmieszne, a to taka przydatna rzecz, założyć je i być w innym świecie. Oni chyba o tym nie wiedzą. Zastanawiam się tylko, czy warto ich w jakikolwiek sposób przekonywać czy już ich skreślić, zostawić esce na pożarcie? Ich celem staje się podążanie za modą, za historią celebrytów, za serialami. Ja nie jestem oczywiście jakąś jednostką ponad nimi, ale mam tak inny układ w moim móżdżku i nawet nie wiem co to spowodowało. Co nas kształtuje? Powiecie rodzice, bla,bla,bla. Dla mnie gówno prawda. Bo wtedy nie byłabym taka jak jestem. Tylko jaka jestem? Może wynajmę kogoś, kto to zbada, napisze opinie dla mnie i wszystko stanie się jasne.

piątek, 7 października 2011

Napisane jeszcze latem.

Sto lat nie pisałam, nie wiem dlaczego. Zaczynałam nieraz, ale po chwili stwierdzałam, że to nie to. Był Woodstock, już po nim chyba nie napisałam…Bjutiful, mówię wam, polecam, mimo wszechobecnego brudu J tylko pozytywne emocje. Pojadę jeszcze na pewno. Zauroczyły mnie małe dzieciaczki, bawiące się z rodzicami, zwłaszcza podczas koncertu Arki Noego, bo jak wiecie „Taki duży, taki mały może świętym być…’. Na Woodstocku wszyscy są święci oczywiście. Potem była Ostróda. Fascynacja reggae zaczęła się podczas koncertu Gentlemana. Był tak wzruszony 700-tysięcznym tłumem i wysyłał tyle pozytywnych wibracji, ze tylko chciało się bujać w rytm jego głosu. Ostróda-polska stolica reagge. Cud, miód – peace&love. Wrócę. Te dwie imprezy wpisuję w plan wakacji jeśli tylko da radę.
Potem powrót do Poznania, którym trochę jestem znudzona i zawiedziona, kradzież samochodu…grrr.
Taki krótki wstęp. O prostocie i celach na przyszłość, o tym chciałam napisać. Staram się ograniczać zawartość mego mieszkania do minimum, do tego, co jest mi potrzebne, zbędne rzeczy upłynniam. Tak jak w życiu, nie ma miejsca na ‘kurwistójki’. Niestety. Przestrzeni życiowej jest za mało na to wszystko. Jest tylko problem, gdyż mam dużo sentymentalnych rzeczy. Ale z tym też poradzę. Prostota i skromność to cechy zwyczajne, a nadające niezwykłego sensu, zwłaszcza w dzisiejszych czasach, gdy króluje przepych. Odrobina szaleństwa, na którą sobie pozwalam to kolorowe paznokcie, w końcu lato…jeszcze.
Nadchodzą zmiany, już myślami jestem w podróży dokądś. Tak,tak.