poniedziałek, 30 kwietnia 2012

Okna

Przez okno można oddychać. Można mieć świeży powiew wiatru.
Można mieć nowy zapach. Obiadu sąsiada lub kwitnącej śliwki.
Okno pozwala ukraść kawałek czyjegoś życia.
Obserwacja może zamienić się w obsesję. Może zmienić życie. Jak w filmie "Code blue" czy "Okna".
Okno może mieć wybitą szybę. Możesz się pokaleczyć.
Przez okno można się wychylać, ale można też zachowawczo spoglądać z dystansem lub zza firanki. Można też   półnago w półotwartym. Można nago w otwartym na oścież.
Można ucieszyć sąsiadów i zastąpić im tani film duszno i porno.
Można mieć parapet szeroki lub wąski.
I są też oczy, ponoć okna duszy. Czy to prawda? Patrząc komuś w oko można go przestraszyć, wzruszyć, rozśmieszyć, można też mu wpaść w nie. Czy w naszych oczach jest coś więcej niż tylko wzrok? Przecież czasem spojrzenia mówią, to może i prawda?
No i jest  jeszcze jedno szczególne okno. To na Franciszkańskiej 3. Jakoś, gdy pomyślałam o oknach, pierwszym skojarzeniem był Jan Paweł II. Zwłaszcza taki materiał(nie mogę znaleźć), gdy żegna się ze studentami podczas ostatniej pielgrzymki, oni nie pozwalają Mu skończyć, a On zapiera się, że jeszcze wróći. Nie wrócił...Fenomenalne miejsce. Nawet, a może zwłaszcza dla mnie. No i zawsze, gdy włączę góralskie "A my Wom zycymy" łzy kulają mi się same. A może to rozstrój emocjonalny? W końcu dziś siwego włosa znalazłam. Szybko go pokolorowałam kredkami Bambino.

Dziś szłam ulicą, która graniczy ze szpitalem onkologicznym. Minęłam mężczyznę, z tym całym dożylnym osprzętem na papierosku, tam w centrum, na tej ulicy, na której jeżdzi tramwaj. Wychodzi pacjent i pali. I się wkurzyłam na niego. Bo myślę, jak masz raka, została Ci chwila, to jeszcze się trujesz? I wymyślam mu. I sobie mówię, jak nie wolno, jeśli zabronią mi dla mojego zdrowia, zrezygnuję. Jak ci grożą, to się boisz. W ciąży nie palisz. A ja czasem palę. Ale nie jestem w ciąży.
I nagle poczułam zapach kwitnących kasztanów (tak, tak matury. Pamiętam, jak na trzecim roku studiów postanowiłam zdawać dodatkowy przedmiot, kasztany zakwitły, ja wprost z egzaminu poszłam pisać maturę po raz drugi. Ale to był pomysł. Nawet zdałam)
I pomyślałam o tym mężczyźnie, o tych wszystkich ludziach z wyrokiem na kilka miesięcy, dlaczego im się zabrania palić. Przecież to już nie zaszkodzi. Jak masz raka wątroby, to sam się wprosi do płuc, bez papierosa czy z nim. I pomyślałam, że to siebie mam opierdolić, żeby nie palić, póki nie mam raka. Chyba, że mam to mogę. Bo dlaczego odebrać im to "coś", co im pozostało. Ale się utarło, że jak już jesteś umierający to musisz zdrowo żyć. O ironio. Podejdź do okna. Wychyl się.

sobota, 28 kwietnia 2012

Koło



Żyjemy w jednym wielkim cyklu, nie jest to jakimś odkryciem, choć ja swoim odkrywcą jestem. Ciągle jestem dla siebie 'ta nowa'. Inaczej wyglądam w czerwonej bluzce, a jak 'nie ja' w czarnym golfie. Czasem "ja" mówię coś, co "nie ja" nigdy by nawet nie pomyślało. No nie, miało być chyba na odwrót. Ale co tam. Po prostu 'nigdy nie poznasz siebie do końca', wiec jak ktos ma mnie poznac? Czy ja chcialabym zyc z kims, kto znalby mnie 'na wylot'? Czy ktos, kto mnie pozna i zaakceptuje musi być taki jak ja (nie istnieje), podobny czy zupełnie inny? To z tymi przeciwieństwami to bujda, wiadomo nie od dziś, ale z wymarzonymi ideałami, które czytają nam w myślach, może zrobić się nudno, co?
Wiosna, lato, jesień, zima. Upał, mróz, sandały, kozaki. Każde już po 25 razy. Okresowość naszego bytu jest skonstruowana jak dla najprostszej istoty na świecie. Wiesz, co się zdarzy za 12 miesięcy, wiesz, że znów zjesz grilla, że spali cię pierwsze słońce. Zero zaskoczenia. No może płatki śniegu. Ale, właśnie.

Jesteśmy mali, zyjemy od posiłku do posiłku. Jak nam coś nie pasuje, to umiemy tylko głośno krzyczeć, nawet nie potrafimy pokazać co. Potem trochę zabawy. Ciągle prowadzeni. Potem niektórym tak zostaje, nieliczni szukają czegoś więcej.Czego? Ciekawych ludzi, alkoholu, podróży, pracy, miłości, dziecka. Wszystko w tle tych 365 dni okręcających naszą egzystencję.
Czas zmienia nas, dodaje nam zmarszek, cellulitu, ale nie zmienia świata. Jakby się zatrzymał. Zmieniają się fragmenty, ale podwaliny zostają konstant. Rozwój, tak, ale nadal celem jest powiedzmy łączność, to, że nie za pośrednictwem gołebia, a sygnału z ajfona, to nic nie zmienia. Cele, które miał już człowiek pierwotny zostały i nam, wielce cywilizowanym małpom, które są gorsze od świń, ponieważ nawet i ją zjedzą.
Czas toczy wielkie koło, czy my mamy wpływ na jego średnicę, tak. Ale ono zawsze pozostanie kołem.

czwartek, 26 kwietnia 2012

pojedynek

jest coś, co zawsze kojarzy mi się z beztroską.
zapach mojego ciała po kontakcie ze słońcem.tym prawdziwym, świecącym prosto z nieba.
ten zapach jest taką miksturą, która musi powstawać w reakcji uwalnianych przez ciało woni z promieniami UV.
i ten zapach potem powoduje zmianę koloru.
czary.
jak zmieniające kolory szczoteczki Jordan.
glista, pająk na kocu. herbata jaśminowa.
trawa, forfiter.
ja.

vs

pity, nipy, paragrafy.




wtorek, 24 kwietnia 2012

Mañana

Jutro rano pojadę w czerwonych butach.
Jutro już zacznę moje nowe życie.
Jutro spełnią się moje sny.
Jutro zaciągnę się wiosną, głęboko.

Odjutronizm.
Choroba.
Ze spokojem gringo. Jutro też jest dzień.
Dziś chwytaj i wsysaj ten, który jest.
Jutro będzie nowy.
Lepszy?



Mañana

Morgen, morgen, nur nicht heute, sagen alle faulen Leute


Jutro jest jeszcze moją fantasmagorią.
Czyste, nieskazitelne. 
Ułamek niepewności.


Jutro czasami przynosi TO ogromne podniecenie, które nie pozwala tobie zasnąć, które sprawia, że śpisz niespokojnie.
Zawsze tak mam przed podróżą.
Chcę już tak mieć.Jutro.
Spokojnie gringo.
Jutro też jest dzień.

niedziela, 22 kwietnia 2012

huk.



Pif paf.
Słysze strzał, czy to do mnie?
Nie, chyba nie.
To jednak ja. Odpadam. Kula przeszyła mnie na wylot rozrywając wnętrzności, ból był tak wyrafinowany, jej prędkość przekroczyła 700m/s, nie zdążyłam jej zauważyć.
Wtargnęła we mnie bez zapowiedzi i bez zaproszenia.
Zostawiła po sobie tę dziurę i niezliczoną ilość blizn. Zewnętrznych i wewnętrznych. Trudno to wszystko załatać. Potrzeba specjalisty. Najlepszego. Lubię tych naj. Sama chcę być naj przecież.
Chciałabym mieć taką kamizelkę kuloodporną. Ochroniłaby mnie przed tym wszystkim, co mi wrzucają, wpychają i nie pozwalają uciec. Trzymają mnie skrępowaną z tarczą na piersi i nieustannie grożą strzałem z bliskiej odległości.
Strach.
Co jesteśmy w stanie zrobić w momentach śmiertlenego przestraszenia? Tracimy swój honor, przestajemy być człowiekiem. Granice poznania ludzkiego są niezbadane, ponieważ tak naprawdę ich nie ma.
Ryzyko.
Codzienność daje je nam, ale na poziomie akceptowalnego marginesu. Jednak niektórzy potrzebują ogromnej ilości adrenaliny, w którą wpisana jest śmierć.
Śmierć
Koniec i początek.


sobota, 21 kwietnia 2012

Smak.


Smakujemy całe życie. Wszystkiego i wszystkich. Jak zbadać swoje receptory smakowe, czy można wyuczyć ich działanie poprzez organoleptyczną degustację?
Jest taki zawód – kiper – który specjalizuje się w testowaniu alkoholi, czy to nadzwyczajne umiejętności wrodzone czy wyuczone? Jak rozróżnić w winie delikatne aromaty śliwki czy cytrusów? Jak poznać ile lat whisky leżakowała w beczce, z jakiego drewna była zrobiona?
Nasz język jest uzbrojony w pięć rodzajów receptorów smakowych- słodki, gorzki, kwaśny, słony i umami – ten ostatni pomaga rozpoznawać nam obecne białka w potrawach. Skupisko smakowe znajduje się na koniuszku języka. Do tego dochodzi węch, który jest nieoddzielny przy rozpoznawaniu smaków.
Dziś byłam na rynku, natłok świeżych warzyw, owoców karmi moje oczy. W tej chwili mogłabym powiedzieć tobie o co najmniej dwudziestu potrawach, o których wtedy pomyślałam. Oczywiście po selekcji okaże się, że może połowę zdegustuję. Ale uwielbiam się karmić nie tyle jedzeniem, co rozmową o nim i wymyślnymi planami kulinarnymi, które w dużej części pozostają tylko planami.
Zastanawiam się co jest takiego w nas, że ja będę lubiła szpinak, a ty już nie. Na jakiej podstawie kształtują się smaki i nasze upodobania. Nie możesz z góry założyć, że nie zjesz zielonej miazgi, bo w przedszkolu była okropna.  Nie uważam się za jakiegoś wykwintnego smakosza, ale lubię smakować, odkrywać. Jedzenie daje radość, nie chodzi o niezliczone ilości, ale o jakość, o to Coś, co uwiedzie. Czasem może to być tylko szczypta różowego pieprzu, który nada poezji, a czasem potrzeba łyżeczki cukru. Biedni, w sensie metafizycznym są ludzie ograniczeni kulinarnie.
Wezmę cię za rękę i poprowadzę po mojej krainie smaków. Będzie kurczak w sosie winno-kurkowym, na deser mus jagodowo-malinowy doprawiony imbirem i bazylią. Niezliczone pomysły na przejście tej drogi, może też być na skróty, albo okrężnie z długim okresem smakowania.
Czasem chodzi o jednego ogórka małosolnego, a czasem o grillowanego łososia, a czasem o kieliszek wina lub szklankę soku pomarańczowego. Niby to tylko pozorne zaspokajanie najniższej z potrzeb Masłowa, ale mających tyle różnych wariacji, dające rozkosz lub nieznośną gorycz, mdlącą słodycz. Zawsze jednak coś wywołuje. Dlatego nawet internet nie zagrozi istnieniu restauracji, to jest jedna z niewielu rzeczy, której nie da się sprzedać ani kupić przez kliknięcie. Będziemy karmić się coraz wymyślniejszymi potrawami szukając coraz to nowych orgazmów kulinarnych pozostając w wiecznym niezaspokojeniu.

A ja dziś zrobiłam banofi i po prostu 
:) 
akinom

Pragmatyzm



Wiecie, że mój pies potrafi jeść swoją część mojego jogurtu w taki oto sposób, że jednocześnie, w tym samym rytmie rusza językiem i ogonem? na prawdziwo.

Dziś jak wracałam skropiona wodą z nieba, zauważyłam małą Chinkę, która w sukience ozdobiła swoje malutkie stópki adidasami, pozornie niepasującymi do całej reszty.
Ale:
1) zobaczyła pogodę za oknem
2) pewnie zaplanowała wycieczkę po mieście
3) okazało się, że wygoda przede wszystkim

Z kolei wczoraj nad Wartą, gdzie wiadomo jakie jest ukształtowanie terenu, górki, trawa i trochę błota (wiem, coś o nim) komedia. Chyba randez vous i niespodzianka się stała, że będzie to spotkanie na łonie natury. Te wysokie obcasy, czarna mini i jak usiąść na trawie? Minus na dzień dobry, że nie zabrał fotela ze sobą.

Tak naprawdę użyteczność powinna stanowić podstawę naszej egzystencji. Czy kupiłabym kolorowe słuchawki, gdybym nie słuchała muzyki, tylko z powodu obowiązującej mody? Nie. A że są kolorowe, to tylko… Jeśli coś ma być czarne, a może być w kratkę, to dlaczego sobie nie ozdobić trochę życia, pokolorować go…
„Choć pomaluj mój świat, na żółto i na niebiesko”.
Ale mnie dziś wzięło na jakieś stare polskie hity, przez Akurat po Annę Jantar – „z tobą przetańczyć chcę całą noc…”

Wszystkim wiadomo, że błotniki w rowerze podczas deszczu są niezastąpione, wiemy, że wygodne obuwie idąc na spacer to podstawa, że parasol kiedy pada i to i tamto. Ale, czasem te pragmatyczne rzeczy nas oszukują, mają dwie warstwy, jak ogry, czy cebule, niby potrzebne, niby pomocne, a na końcu rozczarowują…nie spełniają swojej funkcji. Tak jak z ludźmi, którzy mieli być ludźmi orkiestrą, a jednak byli mono. Grali tylko na jeden głośnik.
Mono chyba w ogóle dziś, w 2012 należy wykreślić ze słownika (od razu myślę, jakie słowa jeszcze przestały być już nieużyteczne, hm…). Dziś co najmniej stereo, ale to też kiepsko, wielofunkcyjność. Śrubki, przepisy prawne, podatkowe, młotek, rysunek, taki zdolny, że aż kurwa niemożliwy.

Zagłębiając się trochę w filozofię, praktyczność jest kryterium prawdy, coś będzie prawdziwe, jeśli rezultaty będą skuteczne. Całkiem mądre. Rozglądam się dookoła siebie ile rzeczy mam zbędnych, jako gatunek ludzki, mamy gdzieś głęboko zakorzenione zbieractwo.
Staram się dostrzegać użyteczność kupowanych przedmiotów, dobierając strój czy obuwie. Komfort życia ze sobą, dobrze czuć się w swojej skórze, w tym co na siebie wkładamy. Czy moda ma, aż takie znaczenie, żeby zrezygnować z luzu?

Ty jesteś pragmatyczna jak twoje dwudziestocentymetrowe platformy.
Ty jesteś tak naturalna, jak twój odrost przy świeżo utlenionych włosach.
Ty jesteś piękna jak pomarańczowa marchewka, którą zjem na kolację.

Moda - to, co dziś ładne, a za kilka lat będzie brzydkie. Sztuka - to, co dziś brzydkie, a za kilka lat będzie ładne.
Moda przemija, pozostaje styl. A pragmatyzm jest nieodwołalnie najważniejszym jego elementem. Nie mówię o kupieniu jednej rzeczy, która ma pińćsetpiędziesiąt funkcji, ale o racjonalnym myśleniu i kierowaniu się zgodą z samym sobą.

Mamy w głowie pomysły, myśli, to czy podejmiemy jakieś działania ma ścisły związek z jego skutecznością, rzeczywistą oceną skutków, korzyści i obliczeniem poziomu strat, czyli skalkulowaniem ryzyka, którego podobno skalkulować nie można. Zadaję sobie pytanie czy często korzystamy z takiego kryterium podczas dokonywania wyborów, czy jako pokolenie XXI wieku jesteśmy pragmatyczni?

Póki co założę kurtkę z kapturem, bo może padać, a Ty 

czwartek, 19 kwietnia 2012

mat.


Chcę, aby kolor mojej skóry znów miał kolor oliwki. Chcę martwić się o przyszłość wyrażaną w godzinach. Chcę zrzucić swoją maskę. Chcę być otwarta. Chcę dotykać wszystkiego. Chcę poznawać.

Nie chcę się przejmować matową cerą. Chcę, żeby ona stała się matowa.
Wewnętrzne szczęście poprawia wygląd. Tak, sprawdziłam to, to prawda.

Nie chcę biec do celu, który nieustannie ktoś ode mnie odsuwa, chcę go zdobyć.
Nie chcę żyć obok siebie, chcę się scalić.

chcę wytchnienia, całkowitego rozładowania.

Chcę znów beztroskiej rzeczywistości. Chcę jeść marchewki prosto z grządki, które zostawiają piasek w moich ustach. On potem zgrzyta w moich zębach. Czasem mnie zaskakuje jaką wagę przykładam do cudzego uśmiechu, czasem nie potrafię przełamać fizycznej bariery tylko z tego powodu. Ciekawe.
Chcę mieć dłonie poranione od krzaków z owocami malin. Słodkich, czerwonych.
Chcę jeść porzeczki, te słodkie, te kwaśne.
Chcę pachnącego słońcem pomidora i przemawiającego świeżością ogórka.

chcę żeby wszystko było prawdziwe i naturalne. Chcę się urodzić znów. Po tylu latach, chcę tego znów. Człowiek nie umie sobie radzić z nadmiarem wolności, dlatego wrzuć mnie do pociągu i ogranicz mój zasięg. Załóż mi smycz, może być krótka. Tylko nie chcę kagańca, wiesz, że nie potrafiłabym tak żyć. Bez możliwości wydobywania dźwięków, wysyłania uśmiechu i skrzypienia piasku między zębami.

Chcę nasycić się zwykłym piaskiem, tymi drobinami, resztkami, których drogę wyznacza przypływ i odpływ. Grawitacja. Czy mnie jeszcze coś przyciąga? Lewituję bezwiednie między sobą i nią. Unoszę się jak balon, który uciekł komuś z rąk. Zaraz coś może mnie przebić. Droga jest bardzo niebezpieczna, jeden podmuch może spowodować mój koniec, ale może też nadać niebotycznej prędkości.
Uważaj M....a.

Bóg


 „Napiszę list otwarty do prezesa drogi mlecznej”
No właśnie, czy jest gdzieś adres, ma ktoś jakieś namiary? Tak się zastanawiam czy Bóg jest, jeśli tak, to kim jest dla mnie? Dlaczego go nie czuję, tu obok mnie, czy modlitwa dałaby mi coś?
Obejrzałam dziesięciominutową etiudę filmową o historii jednego listu, zaadresowany do Pana Boga, trafia do pewnej placówki – nie pamiętam dokąd. Panie tam otwierają te listy – czy ktoś im daje takie prawo? Widocznie tak. I tekst listu – „Panie Boże daj mi jakiś znak, że jesteś, bo jak mam uwierzyć?” pisane kolorowymi kredkami, literkami z tak starannymi ‘laseczkami’. Wątpią dzieci, wierzą dorośli?
Jest częścią świata, tego mojego także, zastanawiam się czy jestem ateistką? Dla mnie wiara w Boga i chodzenie do Kościoła to zupełnie dwie inne rzeczy. Tylko czy kiedyś tak bez żadnej potrzeby usiadłam i powiedziałam coś do niego? Chyba nie, bo wiem, że nie dostałabym odpowiedzi, tylko koło się zamyka, ponieważ jeśli nie zapytam, to nie będę wiedziała, czy nie odpowie.
Poznałam kiedyś Piotra, który był bardzo wierzący, ale nie w taki fanatyczny sposób, że gnał do kościoła, bo swoje za uszami miał. Ale kiedy on opowiadał mi, kim jest dla niego Bóg – ja zamierałam. On potrafił z nim rozmawiać! Jak było mu źle, to mógł się mu pożalić, mówił, że Bóg jest dla niego takim przyjacielem. Pomodliliśmy się kiedyś razem, szkoda tylko, że po pijaku, ale to i tak była chyba najbardziej święta modlitwa w moim życiu, na klęcząco, z szacunkiem. Przez długi czas nie potrafiłam go sobie wyobrazić codziennie zmawiającego pacierz w akademiku, na kolanach.
Ciekawe czy nadal tak robi?
                Ja wątpię we wszystko, podważam, szukam kontrargumentów, no Boga też. BO kim on może być? Dlaczego jest pod tyloma postaciami? Budda, Jahwe, Trójca Święta? A może w religii to tak naprawdę nie chodzi o Boga? To o co? Jak znaleźć to natchnienie, tę siłę, którą może dawać idea? Zawierzyć swój los komuś, kto pozornie nie istnieje, o kim nie wiadomo tak naprawdę nic. Czy on daje jakieś sygnały, znaki, po które trzeba się tylko schylić? Sama nie wiem.
                Z obserwacji widzę, że ludzie zaczynają wierzyć, gdy są coraz bliżej śmierci, w chorobie, to jak dla mnie niesprawiedliwe, nieuczciwe. Albo wiesz, że on jest i dzielisz z nim dobre chwile i złe. A dlaczego ma być tak nie po równo i zrzucać na niego tylko te złe? Ale co się dzieje w ludzkim umyśle, kiedy wie, że jego koniec bliski, co strach z nim robi, szuka każdej możliwości, chwyta się jak tonący brzytwy, byle uwierzyć, że nie jest tylko kawałem mięsa i na ostatnim oddechu skończy się wszystko. Szukamy alternatywy na to, czego nie znamy.
Mam rozdarte myśli między sercem, a rozumem, bo serce szuka czegoś, jest głodne, a rozum zaprzecza i całkiem empirycznie każe podchodzić do życia, mówi, że nie ma miejsca na transcendentne brednie. Ale kim byłabym bez mojego serducha? Pustą istotą, niewrażliwą, niezachwycającą się światem, nie potrafiącą kochać, rezygnować i gotować. No bo ja gotuje sercem, naprawdę. A jak chcę rozumem z kartki, to nigdy nie wychodzi.
No i co ja mam zrobić? Gdzie znaleźć drogowskaz? Skoro Bóg jest tak idealny, to dlaczego, my stworzeni na jego obraz i podobieństwo jesteśmy tak ułomni? Coś mi tu nie gra. Ten cały grzech, po co to było? Jakieś dziwne zagranie z jego strony, z jego czyli czyjej? Skąd my się wzięliśmy? Kto nas nauczył, że trzeba kochać tak, a nie tak. Czy Bógh kocha wszystkich? Całe LGBT? Czy tylko małżeństwa i ich ochrzczone dzieci. Kto mi odpowie, kto mnie weźmie za rękę i powie o co w tym wszystkim chodzi?

niedziela, 15 kwietnia 2012

potargana


Ta melodia działa na mnie jak silna używka. szaleję. ta wersja obok Muse króluje. kocham każde słowo i każdą nutę. Ubrałam dziś taki potarmoszony sweter, gryzący. Poszłam do kina. Chyba nie pamiętam już żebym wyszła z seansu i chciała znów obejrzeć film, a potem jeszcze i jeszcze raz, do znudzenia. Uzależniona nagle od dwugodzinnego spektaklu w wersji francuskojęzycznej. Już wiem dlaczego Francuzi pokochali ten film. A mnie zawsze pobudza zmysły ten język. Nie bez przyczyny...

"Nietykalni" wydają się być kolejną piękną opowieścią w stylu amełykańskim, on zły, czarny zaczyna pracować u bogatego sparaliżowanego faceta. Rodzi się przyjaźń, happy end i po wszystkim. A mnie potargało od łez od śmiechu, po te ze wzruszenia. Może to trochę moje widzimisię, bo lubię tę przemianę złego bohatera w dobrą duszyczkę, nie wiem, może? Aczkolwiek myślę, że każdy, kto tu czasem zagląda powinien w te dwie godziny dać się porwać opowieści, że człowiekowi najbardziej potrzebny jest drugi człowiek. Warto ryzykować, dać szansę, oddać się po prostu francuskim pieszczotom. Och i ach.

sobota, 14 kwietnia 2012

historia prawdziwa.


wersja 1.
piwko, winko, winko, piwko.oo, już pora spać, tak, ta kamienica, ta brama będzie miła dla mnie. nie zauważą mnie. niee. chodzę o kulach od ostatniej popijawy. nie dam rady wejśc na górę. już muszę się położyć, już późno, może nikt tędy nie pójdzie, to nic że akurat mają tu wejście, jakoś mnie obejdą. No w pozycji horyzontalnej już moge regenerować siły. Prawie już mi się winko śniło,aż!
O patrz pan, znalazł się porządny obywatel i mnie wyprosił, a to skubany.
Ach, myśli, że jest taki mądrala, haha, ja tutaj odpierdolę przyczajonego tygrysa, ukrytego smoka i ich urządzę.
No dobra, ten wysoki poszedł już chyba, całe szczęście, że ta z psem nie domkneła drzwi. Po cichutku idę. Tylko ta kula hałasu tyle robi. Osz kurwa, chyba nie dam rady, jednak nie trzeba było ostatniego piwka wychylić. Dasz radę przecież Zenek. Już drugie piętro. A dam im nauczkę i tak bym już dłużej nie wytrzymał. Niech se sprzątają, jak prywatną własność tu mają. A  niech kurwa potem narzekają, że im śmierdzi, nic człowiekowi nie pomogą. Ten wysoki mysli, że jak pomoże wstać, to to już wystarczy? O prawie koniec, osz niezła kałuża się zrobiła. Jest finisz, 3 piętro, uwiję gniazdko. Kur ktoś idzie. O nie znów ten wysoki....
Telefonami straszy, policją, a mnie tam na hotel nie stać, trzeba zwijać żagle i szukać innego portu, jacy ludzie niewyrozumiali. No już, nie poganiaj mnie, widzisz, że mam nogę chorą i jak tu kurwa przeskoczyć tę kałuże na drugim piętrze?
Ech ruszam w eter, dziś piątek, może melanż, ale po tym poniedziałkowym, wtorkowym i środowym już jakiś odpoczynek się należy.
Słodkiego, miłego życia porządniccy.

wersja 2.
Wracam o całkiem przyzwoitej porze. Widzę wystające nogi z mojej prawie prywatnej bramy, o nie. Gość. Wysoki pomaga mu wstać i kulturalnie wyprasza. Potem szorowanie, wytykam mu, że czuję pana co odpoczywał na dole. Szoruje się nadal.
Pół godziny później. Stuuuk. Coś się po schodach tłucze. Otwieramy drzwi, słychać tylko kap kap kap...Delikatnie - mimo nieziemskiego wkurwienia wypraszamy pana i proponujemy telefon na policje, bo jakkkolwiek przykro nam, ze nie ma gdzie spac, raczej nie chcemy go gościć pod naszymi drzwiami. Przeklina, jesteśmy najgorsi, ale w końcu po pół godzinie ze swoją chorą nogą, promilach we krwi wyczołgał się. Pozostawił swój perfum i ...
To dziwne jak rzęski w nosie łapią zapach i nadal czuję jego hugo bosa. to tyle z piątkowej relacji. boję się, że rano może być pierwszą osobą, którą spotkam :)

prosto z centrum, dla państwa złaaaa ona mooona.

żuli taksi

środa, 11 kwietnia 2012

Skala


Miałam już trzy życia. Nie żyłam żadnym. gdzie jest moje szkiełko, gdzie lupa? Ja jestem nienajmniejsza, ale wszystko dookoła jest zminimalizowane. Potrzebuję zamontowanego szkła kontaktowego, które będzie dla mnie powiększać świat. A może jednak pomniejszać? Może to ja i to co widzę jest za duże? Straciłam odpowiednią perspektywę.

Zalegają mi tony muzyki, której nie poznałam, stos książek, których nie przeczytałam, pomysły, których nie zrealizowałam. Nie mam w zapasie tylko pomyłek, któe popełniłam. Postanawiam zmienić proporcje. Lewą rękę sobie zostawię, ale wszystko inne pozmieniam, powykręcam tak, żeby w końcu było dobrze. Żebym zdjęła embargo, które nałożyłam sobie sama. Zakazałam samej sobie iść za swoim głosem, dlaczego? Nie wiem.
Mogę sobie powiedzieć. Spierdoliłam

Ale podobno żeby podskoczyć wysoko trzeba sięgnąć dna, może właśnie się odbijam? Z pustki, która mnie gdzieś wypełniła, z bierności którą popełniałam bezkarnie codziennie. To była zbrodnia doskonała. Nikt o niej nie wiedział, popełniana w ukryciu, w samotności, oszukując samą siebie. Dziś mam dość. Słowa nabierają mocy. Dźwięki inspirują. Szczęście mierzę kilogramami, sekundy krokami, spojrzenia są zapachem. Mogę poczuć budzący się świat. Obudzę siebie z hibernacji, w którą zostałoam wprowadzona. Przeze mnie. Nikogo nie obwiniam o to. Siebie. Uważam siebie za swój ster, nie zrzucam na nikogo odpowiedzialności za mnie, to byłoby za łatwe. A ja, jakkolwiek rozleniwiłam się, nie szłam na skróty. Godziny spędzone na myśleniu, na czytaniu, na oglądaniu, poznawaniu, tylko rzeczy relatywnie małoważnych. Teraz, dzisiaj, wtedy tak nie myślałam. Mogę powiedzieć, że wtedy byłam głupia? Przecież to wtedy jest do dziś. A ja nadal czuję się głupia. Gdzie na mojej osi czasu wstawić "wtedy". chciałabym mieć nadzwyczajną moc wymazania tego pojęcia. Ale nie mam. Oznacza to, że "teraz" musi powrócić mocniejsze, mimo iż poprzeczka została zaniżona toeretycznie, ja czuję się wewnętrznie zobowiązana do gry na wysokim poziomie, przeciwnik jest bardzo przebiegły, to świat, w którym istnieje tylko prawo przeżycia. Czy ja tak umiem? Nie wiem. Następne trzy życia, aby się przekonać, aby się obudzić.




niedziela, 8 kwietnia 2012

nasycona.

Proszę państwa!


Ale mi dziś w duszy grają wszelakie instrumenty. Nie umiem się zdecydować, którego brzmienie jest najciekawsze, które kradnie moją uwagę na dłużej. A może to całokształt dźwięków? Muszą być skompletowane i dopiero wtedy mnie porywają? Sama nie wiem. Lubię je wszystkie razem i każdy z osobna.

Ranek zaczęłam z panem Armstrongiem:


Potem było już południe. Instrumenty dęte zamieniłam na smyczki i znalazłam:



Ten z kolei uwiódł mnie bez pamięci:



Potem, gdy słońce wkradało się nieśmiało przez okno, pomyślałam, że jeszcze tej wiosny nie zainaugurowałam Vivaldim, a więc był i on:

Dzień, w którym mężczyźni nakarmili moje zmysły, mój głód. Nagle zapragnęłam nauczyć grać się na czymkolwiek co wydaje dźwięki. Spróbować czegoś, czego nie robiłam nigdy dotąd.
Postanowiłam hartować swój charakter i wytrwałość, zacznę od zimnego zakończenia prysznica, przecież to niby nieznacząca chwila zimnego strumienia, ale wymaga siły wewnętrznej. Jakie granice wyznaczę dalej. Jeszcze nie wiem.

Tradycyjnie.


Corocznie Święta skłaniają mnie do refleksji, czym one są dla mnie? Czy tylko dniem wolnym, a może czymś więcej? Nie wiem dlaczego, ale znaczenie religijne zupełnie odłożyłam na bok, jakbym uznała, że to nie dla mnie. Ale czym ja się przejmuję, skoro otwieram świąteczne wydanie jednego z popularnych polskich tygodników i czytam:
„Wierzącym wiary, że Pan spełni ich prośby
Niewierzącym nadziei, że los się do nich uśmiechnie”
To już jest normalne, że w katolickiej Polsce jest tylu ateistów, że trzeba dla nich także stworzyć życzenia? Jeśli nie wierzą, to po co życzenia dla nich? Może ateizm powinien stać się nową „religią” ze swoimi prywatnymi świętami i życzeniami, bo w takim przypadku to strasznie naciągane, nie uważacie?
Wracając do mojego przemyślenia, dostałam pewien płomyk poglądu, który zaowocował tym postem. To wszystko, to dla mnie tradycja. To ona sprawia, że chcę zrobić barana z masła, że chcę ugotować jajka w koszulkach, że zasiałam rzeżuchę, etc
Modnie jest dziś wyrzekać się wszelkich korzeni, być kul i uniwersalnym, hipsterskim człowiekiem, którego nic nie rusza, ale to wszystko gdzieś zostaje głęboko. Choćby zwyczaj kupowania prezentów – dlaczego w sklepach są tłumy w tym okresie?
Polskie tradycje są ciekawe, mało ważne, że większości z nich historii nie znamy, ale one nas charakteryzują, opisują. Dlatego chcemy spędzać Wigilię po polsku będąc gdziekolwiek, dlatego chcemy zjeść jajko podczas wielkanocnego śniadania.
Mamy prawo traktować całe Święta po swojemu, nawet jeśli odcięliśmy się od religijnych zwyczajów, większość z nas została wychowana w katolickich, mniej lub bardziej religijnych domach, w których te wszystkie zwyczaje przechodziły z pokolenia na pokolenie i nadal tak zostanie. Tak jak ja dla mojej rodziny będę przygotowywać śniadanie wielkanocne z sosem tatarskim na stole, tak zrobią to i moje dzieci – przynajmniej tak mi się wydaje, skoro trwa to już tak długo, to nie sposób aby się ucięło w danym momencie historii. Definicja tradycji, której się uczyłam normy, zwyczaje, język przekazywany z pokolenia na pokolenie, przecież nie wszystko wynika z przekonań religijnych, po prostu lubimy to, lubimy zostać obudzeni w Lany Poniedziałek zimną woda z plastikowego pistoletu, lubimy ten czas spędzić z kimś bliskim, nikt nie chce być sam, zapraszamy znajomych bliższych, dalszych, bo też nie pozwolimy, aby ktoś został sam, tak nas nauczono i tak musi pozostać. Cała zmienność świata, rzeczywistości nie dotyczy tej sfery, to jest po prostu konstant.
Jakkolwiek jesteśmy dorośli; ateistami z deklaracji, z przekonania zawsze ucieszy nas kosz słodyczy od „zajączka” czy też prezent pod choinką. Tak jesteśmy nauczeni, tak jak w innych krajach zabija się baranka, tak u nas rzeźbi się go z masła. Możemy stać obok i tylko patrzeć bez jakiegoś większego zaangażowania, ale mamy wewnętrznie zakodowane te tradycje i nikt nie ma prawa nas z nich ogołocić. One są naszym bogactwem. Dlatego chcemy podróżować, chcemy poznawać inne kultury, dlatego powstał kierunek studiów zwany kulturoznawstwem, antropologią kultury dla poznawania tradycji, języków, zwyczajów. One opisują narody, plemiona-nawet te pogańskie mają coś, co je charakteryzuje. Tak został zmontowany świat ludzi, w którym moda przemija, a pozostaje styl.
Znalazłam świetny fragment „Misia” dotyczący tradycji, jednak zamieszczam już wcześniej cytat, który jest genialny:
„Tradycją niczego nazwać nie możesz, i nie możesz uchwała specjalną zarządzić i ustanowić - kto inaczej sądzi świeci jak zgasła świeczka na jasnym dworze.
Tradycja to dąb, który tysiąc lat rósł w górę, niech nikt kiełka małego z dębem nie przymierza. Tradycja naszych dziejów jest warownym murem, to właśnie kolęda, to wigilijna wieczerza, to jest ludu śpiewanie, to jest ojców mowa, to jest nasza historia, której się nie zmieni, a to co dookoła powstaje od nowa to jest nasza codzienność, w której my żyjemy.”


piątek, 6 kwietnia 2012

czasem.

Pukam. otwórz.

Czasem słońce, czasem deszcz.
Czasem chcę być już nieżywa, czasem chcę żyć na dwieście procent.
Czasem myślę, że jestem nikim. Nie potrafię nic. Czasem czuję się jak najlepsza jednostka pod słońcem.
Słońce, Gwiazda centralna. Mało kto myśli o Słońcu, że jest gwiazdą. Mało kto też tak może myśleć o mnie.
Czasem chcę być głupia. Czasem chcę być najmądrzejsza. Wiedzieć wszystko.
Czasem chcę nie widzieć, nie słyszeć, nie myśleć, nie odbierać, nie reagować.
Czasem chcę pochłonąć cały świat. Zasysać go całą sobą. Każdą komórką, każdą szczeliną w mojej skórze.
Czasem nie chcę być sobą. Chciałabym stanąć obok i zobaczyć siebie nie swoimi oczami.
Fruwam, unoszę się nad Ziemią, nad zakrzywionym podłożem, nad dziurawymi chodnikami. Chodzę, jeżdżę, uśmiecham się, życzę miłego dnia, wesołych świąt.
Czasem się nie uśmiecham.
Czasem myślę, że widzę świat z dupy strony.

Wszystkie niewypowiedziane słowa, wszystkie wykrzyczane myśli kreują mój świat, mnie. Czy mój świat jest mną czy to ja jestem nim. Nigdy dotąd o tym nie myślałam. Nigdy dotąd nie robiłam wielu rzeczy. Mówiłam, myślałam jeszcze nie teraz. Bałam się zapakować siebie w próżniowe, odessane pudełko i dać wysłać się w kosmos, bałam się skończyć jak Łajka.
Czasem ten wielki kocioł mnie jest wrzący, a czasem lodowaty.
Czasem chwytam wiatr w żagle, a czasem to on łapie mnie. Walczymy.
Czasem ja, czasem on.

Najbardziej lubię te małe, zwykłe codzienne rytuały. Kawa, radio, gazeta.
Czasem bułka, czasem chleb.
Drobiazgi budujące mnie i mój świat.
Czasem zupełnie spokojnie idę z odwagą na twarzy, z niewypowiedzianą radością życia tkwiącą wewnątrz mnie.
Czasem budzę się z okropnym skurczem żoładka spowodowanym strachem.
Czasem boję się siebie.
Czasem boję się przyszłości.
Czasem myślę o Tobie
Czasem mam setki słów w głowie, które chcę zapisać, czasem mam totalną pustkę.
Dlaczego wszystko kręci się wokół 'czasem'. Co jest moją Ziemią, a co Słońcem, kto zakręci moją kulą?
Czasem nie wierzę w nic. A trudno jest nie wierzyć w nic. Czasem jestem zbyt naiwna.
Czasem nie wiem gdzie postawić granicę. To chyba sztuka życia. Znaleźć ją.



wtorek, 3 kwietnia 2012

embargo.

Chodź zbadamy poziom hormonów.
Nie mam raka szyjki macicy, podobno by zadzwonili jakbym miała. Daninę im płacę to zadzwonią z wyrokiem lub zamilkną na zawsze.
Chodź pokocham cię podwyższonym poziomem złego cholesterolu. Jakoś wszystko co złe mam podwyższone.   Ponad normę.

Ciągłe zakazy, ograniczenia, limity.
WYPIERDALAJ
Krzyczą, lub kulturalnie mówią. Ale mówią tak, żebyś to jeszcze Ty przeprosił, że oni Cię WYPiERDALAJĄ.
Dlaczego uwiązano mnie na tak krótkiej smyczy, próbują założyć mi kaganiec, bo mam wściekliznę.
Czy wymyślą szczepionkę na to coś, co mnie zaraziło. Chyba nie. (Nie)stety moja choroba nie grozi epidemią. Bo to ucieczka od [zdrowej] większości. TO oni zabraniają mi iść moją drogą, to Oni chcą mnie w Wielkim Marszu.


tutututututututtu - bije
tuuuuuutuutttttttuuttttuuuuu - arytmia
tiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiii. jeden dźwięk i już po wszystkim.

chodzę i obijam się jak o gumowe ściany, nie wiem, odurzona światem, swoją pustką.
wszystko jest jakby z kauczuku.
Boję się, że niedługo upadnę, ale już nie będzie amortyzacji, będzie beton, który roztrzaska mnie w drobny mak i już się nie poskładam. Zostanie mi wielka dziura, ułomność, która nie pozwoli wytrzymać mi samej ze sobą, będziemy się kłócić, aż ktoś będzie zmuszony się poddać.
zabronią mi żyć.