sobota, 31 grudnia 2011

Śniadanie



Jak ja uwielbiam te leniwe soboty, kiedy nic mnie rano nie gna, mogę spokojnie zjeść śniadanie z kimś, z kim mam na to ochotę. Taki magiczny rytuał, chyba mój ulubiony posiłek, ale ten w otoczeniu spokoju, zero pośpiechu, z głośnika radio, ale po cichu, jako miłe tło. Samo jedzenie nie jest, aż tak ważne, ale ten niesamowity spokój. Jajecznica, kanapka, warzywa, kawa, herbata, kakao – cokolwiek. Choć nie, lubię sok z pomarańczy, kolorowo pocięte warzywa i jajecznicę. Najbardziej.
Przy śniadaniu można być jeszcze w szlafroku, w piżamie, to jest najlepsze, nie trzeba się spiąć, jak np. na obiad, ta pora dnia jest tylko moja i mojego towarzysza tego najważniejszego posiłku w ciągu dnia. Umysł jest świeży, organizm głodny, jakże w prosty sposób można zaspokoić te najniższe potrzeby, a jednocześnie, te stojące na wyższych szczeblach. Bliskość drugiej osoby o poranku wydaje się być taka inna niż w ciągu dnia.
Nie lubię jadać sama, wolę nie zjeść. Wyjść, zjeść w pojedynkę, nie smakuje. Tak już mam. Gdy jestem skazana na samotne jedzenie, a właściwie to wtedy jest po prostu spożycie, bo jedzenie, to wszystkie małe szczegóły, które budują śniadania czy kolacje.
Pamiętam jeszcze czas z Turcji, kiedy siadałyśmy razem, po rannych zakupach na bazarze, świeży ser, warzywa i na deser koniecznie chałwa. Godzina mijała jak w mgnieniu oka. Kawa, potem herbata. Rozmowy, dyskusje, wspomnienia poprzedniego tygodnia, plany na następny. Uwielbiałyśmy to. A niedzielne śniadanie? Koniecznie jajko, performance, specjalny sposób jedzenia, ciach nożem na pół, jeszcze w skorupce, ile ćwiczeń nas to kosztowało, ale uczyłyśmy się od mistrza.
Pytali nas wiele razy, czy w Polsce się jada zawsze tak wielkie(długie) śniadania, my po chwili odpowiadałyśmy, że nie ma na to reguły. Nie chciałabym pospiesznego espresso i kruchego, włoskiego ciastka. Choć wiadomo jak wygląda bieg w ciągu tygodnia, ale weekend jest po to, żeby nadrobić zaległości.
A śniadania w Kornwalii. W tym zarośniętym naszym ogrodzie, albo w przepełnionej zawsze kuchni. Czasem było już późno, głód aż zasysał, ale wszyscy musieli wstać, podział co, kto i jak. Och, jak było beztrosko. Niedziela, cały tydzień czekałam na ten czas. Ocena pogody, dokąd jedziemy?! Czasem miejsce i osoby tworzą niepowtarzalne wspomnienia…
Nie mogę chyba uogólnić, że Polacy jedzą takie śniadanie, Włosi długi obiad, a Hiszpanie późną kolację. Wszystko zależy od Ciebie. Ale rytuał jedzenia, cała ta otoczka, jest ważniejsza czasem niż sam posiłek. Chciałabym gdzieś w Azji poznać ich zwyczaje, wydają mi się tak inne od naszych, tych europejskich.
Dziś koniec roku. Przed nami kolejne 365 dni okraszone 2012. Czy zacznie się nowy czas, mam plany, niekoniecznie przełom lat jest środkiem ich realizacji, ale wszystko wydaje się takie świeże, mamy więcej zapału, wierzymy, że to z zeszłego roku już się ucięło, skończyło. Każdy w głowie pewnie robi jakiś mały bilans, a na Nowy Rok zakłada nowe majtki, co by nie mieć przesranego roku!

piątek, 30 grudnia 2011

Szanuj ojca swego.


Tak chodzi za mną poświątecznie temat rodziny. Te szczęśliwe, spotykające się, kochające można chyba zobaczyć tylko w filmach. A w życiu, ‘w tym smutnym jak pizda kraju’ (uwielbiam to porównanie) z rodziną to nawet dobrze na zdjęciu nie wychodzę. Święta Bożego Narodzenia, jeśli nie są przepełnione boską mocą, to choć muszą być rodzinne, bo inaczej? Po prostu kolejny weekend, zwyczajny. No może trochę naciągana kolacja, ale potem każdy sobie. Chyba postanowiłam, że wolałabym ten czas spędzić gdzieś w podróży, z ludźmi nawet obcymi, ale mając wspólny mianownik. A tu? Nic szczególnego.  Jeśli Święta mają być dla mnie bigosem, barszczem i karpiem to z góry mówię dziękuję bardzo. Od kilku lat marzy mi się, aby ktoś naprawdę zapukał i zjadł na tym pustym nakryciu, żeby tradycja stała się prawdziwa…
Patrzę, myślę i obserwuję. Trudniej jest być matką czy ojcem? Czy ojciec jest dla syna, a matka dla córki? Jak mają wyglądać zdrowe relacje? Ja rodziców trzymam na dystans, dobrze, źle? Nie wiem. Tak mnie sami nauczyli. Wychodzę z założenia, że im mniej wiedzą, tym spokojniej śpią. Nie wiem czy mogłabym na nich liczyć w jakiejś patowej sytuacji, pewnie by się starali, ale jaki byłby efekt? Bo tak, mają problem z osiąganiem celu.
Matka jest tylko jedna, więc szanuj ją. Zgadza się, ale szacunek, a zaufanie, takie bezgraniczne to zupełnie inne rzeczy.
Nieważne jaki jest, ale to twój ojciec. A właśnie, że kurwa ważne. Oglądałam ‘Drzewo życia’, ojciec jakim jest Brad - oczy otworzyły mi się jak pięciozłotówki. Nie chciałabym z takim mieszkać. Idealnie oddaje charakter ich życia rodzinnego użyty tam szept. Boją się mówić głośno. Szepczemy kiedy mamy coś do ukrycia, kiedy boimy się, kiedy sytuacja nie pozwala użyć normalnego tonu głosu. Ojciec, który karze zwracać się do siebie ‘pan’, który jest nieprzewidywalny, jego synowie nie potrafią stwierdzić jak ojciec zareaguje, jak się zachowa, aż w końcu, jak ich ukarze.  Mam w głowie obraz paru spraw, rodzice, którzy maltretują swoje dzieci. Pan wykształcony, doktor, wszystko w najlepszym porządku, przez przypadek, niezapowiedziana wizyta pani ze szkoły, bo dziecko było nad wyraz agresywne. Syn klęczy na poduszeczce z powbijanymi gwoździami. Dziewczyna mdlejąca na lekcji, matka upierająca się, że pogotowie nie może zabrać córki. Historia? Ojciec psychiatra bijący ją owiniętym kablem, zero śladów, obrażenia wewnętrzne nie do wyleczenia. Najbardziej mnie zastanawiają wyniki badań, statystyki, które przeczą mojemu rozumowaniu. Ktoś, komu rodzice zgotowali takie dzieciństwo wydawałoby się będą zupełnie innym rodzicem, a w praktyce ok. 70-80% zachowuje się tak samo jak ich traktowano. Jak głęboko muszą być zakorzenione wartości, które są nam przekazywane. Czy mimo wypierania się tego, co nam przeszkadza w rodzicach, to i tak bezwarunkowo w nas zostaje?
Z mojej perspektywy - córki szukam odpowiedzi jaki ojciec spełniłby moje oczekiwania. Jak połączyć się w pewnym wieku, kiedy granica jest znacząca, kiedy potrzeba wizy do jej przekroczenia. Nie ma Schengen - wjeżdżasz, wyjeżdżasz niezauważony. Jak znaleźć wspólny język, kiedy wszystko wydaje się być różne. Dlaczego wśród rodziny nie możemy znaleźć osób bliskich, spełniających nasze oczekiwania, dlaczego przy rodzinnych spotkaniach (kiedy jeszcze się odbywały) głównym tematem był rozwód kuzyna, który oczywiście był nieobecny, polityka albo religia. Wracałam z mdłościami. Prawie zawsze. Jest lepiej jak jest, nikt nie udaje, po prostu się nie spotykamy, zamiast cześć usłyszysz oficjalne dzień dobry. Pytam jaką wartość ma mieć tak święta rodzina? Kiedy dla mnie nie ma żadnej. Nie mogę znaleźć wspólnego mianownika, jestem JA i ONI. Nie bawią mnie te ich dorabiane teorie, mądrości na wysokości pod poziomem morza, plotki, ploteczki i plotunie; a zapomniałam o złotych radach. Porzygać mogę się od razu.
To ja, czarna owca w naszym stadzie! Jak mam czuć się bezpiecznie przy moim ojcu, kiedy nie jestem pewna czy mogę. To właśnie chyba sedno rodzicielstwa, stworzyć dziecku azyl, niezależnie od wieku, wracasz tam i wiesz, że jesteś w ich bańce, nietykalna. Gdzie ci ojcowie, którzy martwią się o córki? Chyba wyginęli. Ponoć kobiety szukają podświadomie mężczyzn podobnych do swych ojców, ja chyba znów odstaję od normy. Cholera, może się uda mnie dogiąć do tej osi normalności. Wiecznie nie tak, niezadowolona, pijąca wino w południe kiedy wypada wieczorem, nie to i tamto. Męczące. Nonkonformistka.
Rodzicielstwo to coś więcej niż zapewnienie nam warunków materialnych przynajmniej do 18.roku życia, przynajmniej ja tego oczekiwałam (nadal oczekuję, choć chyba z upływem czasu coraz słabiej). Jest czas, kiedy są dla nas tylko maszynką do pieniędzy, ale potem chcemy mieć ich, bo pieniądze mamy już swoje. Nadal zadaję sobie pytanie i nie mam odpowiedzi, jak wychować dziecko, jakim być rodzicem. Luźno, ale z dozą zaufania, a może najlepszym zaufaniem jest kontrola? Czas nastu lat to inna bajka. Ale rodzice dla nas, ludzi mających dwadzieścia kilka lat, częściowo od nich niezależnych, na pewno jakoś tam uwiązanych nabierają zupełnie innego znaczenia. Już nie są nam potrzebni, mają być naszą opcją. Wybierając obiad ze znajomymi, a rodzicami powinnaś wybrać rodziców, mi się po prostu nie chce. Dlaczego przynieśli mi rozczarowanie, w tym moim dorosłym niby życiu? Nie wiem. Szanuję ich owszem, jestem wdzięczna tak, tak, bla,bla, ale jak dla mnie emocjonalnej, niezadowolonej terrorystki zabrakło francuskiego łącznika.

poniedziałek, 26 grudnia 2011

Detale


Lubię drobne szczegóły, dodatki, które potrafią zmienić obraz całości.
Ostatnio dostałam pochwałę, że potrafię zbudować miły nastrój do butelki wina. Zastanowiło mnie, co takiego go stworzyło? Dla mnie było to naturalne, żeby było kilka świeczek, jakaś nutka w tle, talerz sera czy też winogrono z importu. Może to jakaś umiejętność, którą mogłabym sprzedawać? Zdziwiło mnie, że nie każda, (tak, generalizuję tutaj płeć, bo to w przeważającej większości kobiety dbają o  detale) potrafi tak o, bez wysiłku, wyguglowania ‘miły nastrój do butelki wina’ zrobić coś z niczego. Choć szczerze wyznaję, że mam słabość do mężczyzn detalistów. Nie martw się, zwrócę uwagę na twój zapięty guzik przy mankiecie, czy też zegarek. Wszystko odnotuję i zapamiętam. A jeśli chcę to potrafię na długo zostawić coś w mojej głowie. Denerwuje mnie biżuteria u facetów. Kto to wymyślił? Pewnie, jest typ, któremu ‘cośtam’ pasuje, ale odstawcie te srebrne łańcuchy, bransolety, wisiory, sygnety. Prawdziwy mężczyzna musi mieć zegarek i w odpowiednim wieku i czasie obrączkę :]. Swoją drogą, mnie jako użytkowniczkę biżuterii na co dzień, ale w tym wypadku chodzi o  pierścionki, męczy i irytuje noszenie go przez cały dzień. Co zrobi facet, kiedy zostanie zaobrączkowany, czy ciężko będzie przyzwyczaić się do tej ozdoby? A może potraktuje ją jako coś zwykłego, albo nie, wyraz miłości, wyróżnienie. Wiem, że to kolejny trud małżeństwa ;]. W Turcji już w momencie zaręczyn mężczyzna otrzymuje obrączkę na lewy palec serdeczny, a  w momencie ‘tak’ przekładana jest na prawą dłoń. Dlaczego obrączki nie nosimy na lewej ręce, tej od serca? Dla mnie to, co po lewej jest lepsze, bardziej wiarygodne, chociażby  usłyszenie bicia serca drugiej osoby. To taki uspokajający dźwięk. Wymyślono nawet przytulanki dla noworodków imitujące bicie serca matki, których zastosowanie jest podobno bardzo skuteczne.
Diabeł tkwi w szczegółach.
Zdecydowanie jestem mistrzem szczegółu, który czasem przyczepi się do drobnostki. Nie smakuje mi wino z każdego kieliszka, nie potrafię docenić smaku niechlujnie podanej potrawy. Nie wymagam artystycznie wyciętego ogórka, ale odrobiny smaku i finezji. Jestem wymagająca w stosunku do siebie, więc przykro mi bardzo, ale nie potrafię obojętnie spojrzeć na Ciebie, oceniam Cię przez mój pryzmat. Niesprawiedliwe? Trudno.
Czy można się tego nauczyć? Nie wiem. Może.
 Lubię rzeczy unikatowe, nie te z metką, nie klasyfikuję ludzi po stylu, po zamiłowaniu do drogich, tanich, ale tandetnych rzeczy. Brak wyczucia to coś co zauważę. Wiem, że jest to bardzo subiektywne, ale mam do tego pełne prawo, pomyśleć, że jesteś jak pozbawiona gustu moja choinka z dzieciństwa.
Lubię do posta dodać utwór, który zobrazuje mój nastrój, czy zgra się z tematem, tak, pokazuję wtedy jaka jestem wszechstronna, och i ach, zachwyć się! Kolejny szczegół, który pracuje na efekt.
Drobiazgi, do których przykładam wagę to biżuteria, a drugi dział to kuchnia. Po prostu lubię, żeby było imponująco i doskonale. Jestem perfekcjonistką, której nie zachwycisz byle czym, a raczej prawie niczym, ale gdy pomyślisz chwilę, wysilisz swoje szare komórki, nie do końca wygryzione przez używki wpadniesz na jakiś pomysł i może Ci się uda. Nie gwarantuję.

‘Żyjemy dłużej, ale mniej dokładnie i krótszymi zdaniami’. Dziś w tramwaju zobaczyłam małą biedronkę, czy mogłabym ją zobaczyć w inny, nieświąteczny dzień, w pełnym wagonie? Otóż nie. Biedronka zawsze kojarzyła mi się z beztroską i dzieciństwem, z zabawą w liczenie jej kropek-lat. Aż kiedyś zburzono mój światopogląd, że to nieprawda z tymi kropkami. Nie mogłam się pozbierać…

Dlaczego zaprzątam sobie głowę tak małymi sprawami? Bo to one budują te wielkie, są elementami decydującymi o całości. Szczegóły, które przyklejają się do osoby. Lubię, kiedy facet zapala mojego papierosa, kiedy zwróci uwagę na mój naszyjnik. Bo to tak ma być. Drobinki, które przykuwają uwagę, ten cały hurt widzimy na co dzień, jest go tyle, że nawet nie zauważamy zmian. A te malutkie ozdoby określają nas, charakteryzują.
Musisz wiedzieć, że jeśli zaproszę Cię na kolację, to nie poczęstuję Cię makaronem z paczki, ale sushi, które przyrządzę dzięki mojemu nowemu prezentowi. Będzie wino śliwkowe, dobrze schłodzone, bo bez tego detalu ta potrawa nie będzie smakować tak, jak powinna. Jeśli zapraszam Cię, to chcę żebyś czuł się u mnie dobrze, bez spinki, po prostu. Wymagam tylko jednej rzeczy, kultury jedzenia. Jestem tolerancyjna, nawet bardzo, ale nie zniosę kiedy nie potrafisz jeść kulturalnie, ‘kto mlaszcze temu w paszczę’. Potrafi mnie to wyprowadzić z równowagi.
 Jeśli chcę iść z Tobą do kina, to dlatego, że Cię lubię, że chcę pokazać Ci kawałek świata, który mnie interesuje. Często wychodzę z inicjatywą spotkania, nie wiem dlaczego, może lubię miły gest uczynić w kierunku drugiej osoby, mam nadzieję, że będzie miała tyle odwagi, żeby odmówić jeśli nie będzie chciała spędzić ze mną czasu, bo chyba wiesz, że mogę przyczepić się do jakiegoś szczegółu i być bardzo uparta?
Stawiam kropkę i przecinek tam, gdzie to konieczne, wykrzyknika chyba nadużywam, za dużo pytam.

piątek, 23 grudnia 2011

Miraż.


Umarłam, stanęłam obok i wróciłam.
Nic nie zapowiadało tak tragicznego w skutkach końca, na pewno nie całkiem miły początek. Dobrze, że kobiety nie poznaje się po tym jak kończy…. ;]

Nadeszły Święta, jak co roku niespodziewanie szybko. Mam wrażenie, że im jestem starsza, tym coraz mniej czuję ich klimat. Choć dziś, Boże Narodzenie to komercja, to napędzany tymi 3dniami marketing, to jedzenie, prezenty i Merry Xmas. Jak to zrobić, żeby były czymś więcej, czy ma to w ogóle jakiś sens? Dla kogoś, kto unika Kościoła, komu ciężko uwierzyć w niepokalane poczęcie?

Popadam w paranoję, częściową przyczyną jest ten cholerny blog, który napędza moje myśli, te czasem niewypowiadane, a napisane. Potem, po jakimś czasie, gdy przeczytam posta zastanawiam się, czy to na pewno ja napisałam, a niektóre zdania są tak mądre, że sama bym siebie o to nie podejrzewała. Niech żyje samouwielbienie. Pisanie daje ulgę, ale też przynosi jakby poczucie wyższości nad tymi, którzy nie piszą, nie wypowiadają się. Stawiam wymagania, którym sprostać może chyba nieistniejący ideał. Im wyżej postawię poprzeczkę, tym efekt uzyskać coraz trudniej. Dlatego wybrzydzam, tak nie, ty też nie i tak się koło zamyka. Może to ja muszę się otworzyć, zmienić, bo chyba to dziwne, że jakby cała większość ma inne, ale podobne zdanie. Może to ja mam utopijny obraz świata i ludzi. Nie mogę znaleźć znaku równości między tym co sobie wymyśliłam w głowie, a tym co jest osiągalne, co istnieje dokoła mnie.
Analizuję co jest takiego w tych wszystkich moich tak restrykcyjnych wymogach? Ja nie widzę w nich nic trudnego. Być człowiekiem, który potrafi zainteresować sobą drugą osobę.
Patrzę na całkiem niezły wynalazek push up, cycki od razu nabierają innej odsłony. Taki miraż.
Dziś tak popularny, już odpuszczając temat staników i cudów nad Wisłą z A na C, ale tak jest. 
Złudzenie, drugie imię XXI wieku.
 Dlaczego nic nie może być prawdziwe, nieskomplikowane, proste?! To pytanie z odpowiedzią. Każdy ma co najmniej dwa oblicza, tak myślę. Człowieka ciężko zdiagnozować jaki potrafi się stać w danej sytuacji. To, że teraz rozmawiam z Tobą, mamy taki sam punkt widzenia, nie sprawi, że wyjdziesz i  nie okażesz się zwykłym chamem. Możesz mnie oszukać, tak jak ja oszukam Ciebie. Nie jestem tą słodką idiotką, ale zimną, wredną suką, dla której byłeś, jesteś, ale nie będziesz. Jeszcze nie wiem jak tobie to powiem, ale na pewno powiem. Dlaczego tak ciężko powiedzieć prawdę? Niby stwierdzamy, że ona jest najlepszym rozwiązaniem, ale mamy strach, ściska nas na samą myśl o powiedzeniu okrutnej prawdy w zamian za słodkie kłamstewko. Kusi. Być wrednym, nielubianym ale prawdziwym czy uwielbianym, rozpieszczającym kłamcą. Nie każdego stać na wariant pierwszy. Ale też trzeba mieć przy tym trochę taktu i wyczucia, nazywa się to potęga słów. Można je tak dobrać, że nie zabolą tak jak mogłyby, słownik synonimów i dobrane argumenty.
Zastanawiam się dlaczego nie mogę wpaść w wir współczesności. Nie chcę spędzać 50h w tygodniu na zakupach, nie chcę przebywać z ludźmi dotkniętymi aberracją umysłową, chcę żeby mnie kształcono w każdej rozmowie. Ona ma mieć morał, każda konwersacja do niego powinna prowadzić. Nie potrafię jako celu postawić sobie sobotniej imprezy, wolę ten czas spędzić w kinie czy teatrze, z przyjaciółmi, dlaczego to jest takie niedzisiejsze? Czuję się czasem jak Tom Hanks, którego najlepszym przyjacielem w Cast Away stała się piłka baseballowa – Wilson. Wyobcowana, jakiś dziwak, który chce czegoś więcej niż zwykłość, a może nie, właśnie chcę zwykłości, a nie całej kolorowej, plastikowej otoczki.
Czy świat spełni moje oczekiwania? Czy to ja mam obniżyć swoją poprzeczkę, nie, ja chcę żeby cały świat ją podniósł. Żeby mówił słowami, a nie sylabami, żeby słuchał, żeby obchodził go drugi człowiek. W tym przedświątecznym tłumie widzę bandę idiotów, a ja pomiędzy nimi, z moimi słuchawkami, bo byłoby to za wiele - te dziwne, prostolinijne rozmyślania o jedzeniu, które wydaje się być dzisiejszym Bożym Narodzeniem.
Jarasz się? Ostatnio była taka akcja. Pokaż ludziom czym się jarasz? Ja światem, ale nie tym szarym, tym kolorowym, który chcę eksplorować, chcę znaleźć swoje miejsce, które będzie moją oazą.

sobota, 17 grudnia 2011

Gra pozorów


Wszyscy jesteśmy aktorami. Gramy takich, aby dostosować się do świata, do naszych bliskich, gdzieś tam jest cząstka nas, ale głęboko. Jeśli zdejmiemy naszą  maskę co się stanie?
Jako, że już zapanował świąteczny szał, na ulicach można zauważyć dość osobliwe zjawiska. Ja się skupiłam na mężczyznach. Szukających prezentów w sklepach jubilerskich, w sklepach z bielizną, bezcenny telefon do siostry, „A myślisz, że Ania jaki ma rozmiar? A koszulka M, a majtki L.” Ja do prezentów mam trochę inny stosunek. Jeśli kupujesz coś dla kogoś, to nie o chodzi, o to, żebyś wydał 1000zł, żebyś zmarnował 2 dni szukając go. Musisz znać i słuchać tą osobę.  Jednak jeszcze dochodzi do tego twoja uniwersalność, przez która mam na myśli twoje zainteresowanie, twoją wszechstronność. Obycie, co jest na rynku, co do kogo przykleić. Dziś, kiedy idei jest mnóstwo najtrudniej zdecydować się na Coś. Musisz być asertywny, wiedzieć co chcesz przekazać. Czasem koszulka z pobliskiego sklepu może być najlepszym wyborem. Zastanów się, czy to ma być kawałek Ciebie dla niego/niej czy wyświechtany, popularny trend.
Kupując prezent nigdy on nie jest uniwersalny, nie dam tobie, to dam jemu. Nie. Kupiłam dla Ciebie i koniec.
Zabawa w podarunki, każdy lubi dostawać prezenty, drobne, wielkie, nieważne, od serca po prostu, dziś mam w głowie listę co mogę kupić komu i skutecznie przez kilka lat będę realizować te pomysły.
Ale wracając do samych mężczyzn XXIw. O śmiech przyprawiają mnie faceci w wieku mojego ojca, w rurkach, w wysokich butach, rurki koniecznie w środku. Nie krytykuję wyglądu, ale to po prostu rzuca się w oczy, jest takie nienaturalne, odmładzanie na siłę. Chcę być tak trendy jak koledzy mojej córki.
Ostatnio szperałam w sieci, przeglądając najpopularniejsze blogi, królują szesnastki, które opisują się krótko, acz treściwie, „jestem zwolenniczką secondhandów, uwielbiam chłopaków w rurkach i koszulach w kratę.” To musi ci wystarczyć, resztę doklej sam.
Mężczyźni ulegają kobietom, tak samo, jak kobiety ulegają męskim wymaganiom, stąd biorą się te pomieszania, że płacąc w Piotrze i Pawle nie wiem, czy przede mną stoi chłopak czy dziewczyna. CO jest grane? Mężczyzna ma być męski, a nie kobiecą kobietą. Ma nosić białą koszulę z zawiniętymi rękawami, ciemne jeansy, pachnieć i mieć dopasowane do tego buty, czy to tak wiele? ;) Oczywiście jest to subiektywna opinia, poruszająca mnie do granic….
Ale tak naprawdę nie ma uniwersalnego typu, który odpowiadałby każdemu. Jednak są kanony niezmienne od stuleci, dlaczego w obecnym stuleciu nastąpiło takie przetasowanie? Szczerze nie wyobrażam sobie, żeby mój facet bawił dzieci, gotował obiady, a ja do roboty, robić karierę, ale to dlatego, ze jestem stereotypowa…
Pozostaje pytanie, na które nie wiem czy istnieje odpowiedź jakich kobiet szukają mężczyźni? Zastanawia mnie, choć w sumie nie, jestem tego pewna, że facet, który ‘poderwie’ zajętą dziewczynę nie będzie z nią. Jeśli zdradziła jednego, to zdradzi jego. Ale dlaczego faceci lubią wtrącać się tak, gdzie trzeci jest zbędny, dla zabawy chyba. Co tak naprawdę przykuwa uwagę drugiej osoby? Podobno w ciągu 3 sekund jesteś w stanie zdecydować czy będziesz z daną osobą czy też nie. Jakaś zwariowana psychologiczna teoria. Kiedyś czytałam, ze najlepiej poznać partnera podczas zakupów, wiesz czy wasze gusta są podobne, teorii jest mnóstwo, a w praktyce? Oczarowanie, 3 miesiące, kłótnia, zgoda, kłótnia, koniec.
Czy ciężko jest wkomponować kogoś w swoje życie, pozwolić być mu kawałkiem naszego życia? Jeśli gramy, to na pewno, jeśli jesteśmy  sobą to dlaczego nie? Zaufanie i wieczne ryzyko. Dwa słowa, duet nierozdzielny, jak bliźniaki syjamskie. Kto nie ryzykuje, ten nie ma.
Dlaczego czasem przychodzi tak ogromne rozczarowanie, wydawało nam się, że to już to, wszystko nas łączyło, kilka lat razem, a potem czar prysł? Jak to możliwe? Byliśmy ślepi, głusi? Co się zmieniło zadajmy sobie pytanie? Największym dla mnie niedopowiedzeniem jest, jak można pozwolić komuś, kogo kochamy być szczęśliwym z kimś innym. Nie da się. Nasze ‘jestem szczęśliwa, gdy ty jesteś szczęśliwy’ jest gówno warte. Lepiej nic nie mów, niż największą bzdurę, którą w życiu słyszałam. Pozornie jestem szczęśliwa, pozornie kocham Cię, pozornie układa mi się w życiu, czy ktoś ma odwagę zapytać o to co jest NIEPOZORNE?

wtorek, 6 grudnia 2011

Deklinacja.



Odmieniam się przez przypadki. Jestem jak ta część mowy zwana rzeczownikiem, a w życiu, jak w zdaniu podmiotem. Potrzebuję jak tlenu dopełnienia.
Wielofunkcyjność rzeczownika to jak ja. Potrafię być miła, przytulna lub okropną suką, której nie chciałabym spotkać. Potrafię zwrócić Tobie uwagę w najmniej odpowiednim momencie, mogę popłakać się ze śmiechu w patetycznej chwili.  Każdy jest zmienny, nie jest to domena okresu jak tłumaczy cała męska społeczność. Zła.- Oookres masz? Otóż nie, zdenerwował mnie jakiś mały szczegół o siódmej rano, albo Ty, albo nie, to były nowe, niewygodne buty.. Nie wiem już, jestem zła. Musi być zawsze wytłumaczenie?
Kto? Co?
Emocjonalna terrorystka. Chyba muszę zwolnić tempo, z rozpędzonego tira wiozącego mnóstwo czarnego humoru, niewybrednych żartów, bo zaczyna rodzić się coraz więcej niedopowiedzeń, a nie mam zamiaru się tłumaczyć z nich, a tym bardziej ich. Umiem sobie, tak do wewnątrz dokładnie wytłumaczyć pewne sprawy. Mam wrażenie, że potrafię składać wielokrotnie złożone zdania, nie wiem tylko, czy problemem nie jest to, że mało kto potrafi je rozłożyć i zrozumieć podobnie do mnie. A może tylko mi się wydaje, że tak potrafię? Może mówię bezokolicznikami?
Kogo? Czego?
Kocham, szukam, nienawidzę, lubię, nie potrafię, umiem. Nie akceptuję rzeczowników, które nie dają się odmienić, które niezależnie od przypadku pozostają zawsze mianownikiem. Życie to ciągłe dostosowywanie się, zmienianie końcówek, podział. Nienawidzę tych rodzaju nijakiego. Umiejętność wypowiedzenia się daje prawo nazywać się homo sapiens. Nazwać rzeczy po imieniu, w jednym krótkim zdaniu lub pięćdziesięciozdaniowym monologu.
Oczekuję, albo raczej nie oczekuję. Rewanżu. Jeśli coś czynię to tylko i wyłącznie dlatego, że chcę, a nie, że liczę na zadośćuczynienie. Może i to nieżyciowe, ale wolę innymi metodami osiągać cele, a nie tymi chwilami dającymi radość drugiemu człowiekowi. Mam ukryć pod nimi interes? O nie. Co najwyżej mogę skryć tam kawałek siebie.
Komu? Czemu?
Światu. Otoczeniu. Drugiemu człowiekowi. Przyglądam się. Staram się go poznać.
Jestem w ciągłym ruchu. Głowa dookoła oczu. Kilkakrotny obrót w ciągu jednej doby.
Celownik. Szukam celu. W swoim życiu, ale także w postępowaniu innych.
Bezradności mówię stanowcze nie. Jest to nadzwyczajna moc osłabiająca wiarę w drugiego człowieka, w człowieczeństwo. Czasem, gdy nic nie można zrobić wściekam się. Mówię właśnie Jemu, że Go wcale nie ma, że pozwolił na moją złość, że Jego świat jest nic niewart. Czemu? Bo jest taki bezduszny, niesprawiedliwy.
Kogo? Co?
Widzi cały świat? Jaka jestem ja dla innych? Czy tą Moniką, czy może moniką? Co jest we mnie odrażającego, a co przyciągającego. Nie ma nic. Jestem na zero, ani plus, ani minus. Tu przytuli, tam tupnie, tu się uśmiechnie, tam się uniesie. Kogo szukają we mnie inni? Czy trzeba czegoś szukać, czy wszystko jest wypisane, jasne, wypowiedziane? Dla każdej grupy ludzi, z którymi obcujemy jesteśmy kimś innym. Innym przypadkiem, a może tylko równoważnikiem zdania, w którym zabrakło orzeczenia? Nie u tego skorpiona. Jest jadowity, a w przypadku porażki woli zgładzić się sam, niż umierać w mękach. Taki chojrak. Próbuję być miła dla osób mi bliskich, ale im bardziej są mi bliższe, im bardziej się staram efekt jest odwrotny; przestanę się starać i powinno być dobrze.
Z kim? Z czym?
Z całym światem. Za pan brat. Z małymi sukcesami i wielkimi porażkami. Pakuję je do mojej walizki i idę dalej, by uiścić dopłatę za nadbagaż, który kolekcjonuję całe życie. 20 euro za kilogram.
Z drugą połową, ze szczęściem, ze smutkiem, z całą masą kontrastów, które pomagają zrozumieć mi siebie. Potrzebuje przydawki określającej – który? Czyja? Z czego? Jaki?
Z otwartym umysłem. Jestem tak przewidywalna, że aż zaskakująca. Uwielbiam bawić się słowami, ich przeciwnymi znaczeniami, łączyć je w metafory. Z językiem, tą częścią ciała używaną na wiele sposobów. Do mówienia, jedzenia i …
O kim? O czym?
O innych ludziach. Unikam oceniania innych, ale musiałam do tego dorosnąć, dostać kilka razy nauczkę za za długi język. O przyjaźni. „Nigdy nie walcz o przyjaźń, o prawdziwą nie musisz, a o fałszywą nie warto” O miłości, o śmierci. O kobietach, o mężczyznach. Kobieta słyszy, a mężczyzna widzi. O beznadziejnych przypadkach mijanych co dzień, kwiczących, a nie mówiących, piszczących, pomarańczowych, tworzących nową rasę, rasę XXI wieku stworzoną przez kobiety dla mężczyzn.
O!
Ja! Wołam Ciebie, chodź ze mną, dotrzymaj mi kroku, nie pozwól abym szła przed czy za Tobą. Czy to tak wiele chcieć równego sobie? Przypadek zanikający, coraz rzadziej używany, kojarzony z pouczeniem, reprymendą. Cechą tego przypadku jest, że zawsze stoi poza wypowiedzią, jest dodatkiem, wzmocnieniem wyrażenia, to taka moja część, gdzieś tam odstająca, gdzieś tam ciągle pouczająca.

Deklinacja, odmiana, elastyczność.

niedziela, 4 grudnia 2011

Kultura, tej!


Już takim zwyczajem   w niedzielne poranki szperam po sieci w poszukiwaniu nowych brzmień, lektur czy też odświeżenia klasyki.
Ale! kiedy wchodzę na stronę najpopularniejszego sklepu księgarsko-muzycznego i widzę w nowościach ‘Największe przeboje Stinga’, ‘nowa’ Amy Winehouse czy składanka najlepszych polskich pieśni świątecznych to czuję się rozczarowana i mam w głowie obrazek ‘I don’t wanna live on this planet anymore’. Rozumiem, że są miesiące kiedy wydawnictwa muzyczne mają mniejszą podaż, ale żeby aż tak. U nas średnio raz na kwartał wychodzi nowa płyta jakiegoś polskiego klasyka jak Kasia Nosowska czy Kazik ze swoimi projektami. A gdzie miejsce dla nowych, utalentowanych młodych ludzi? Wczoraj obejrzałam jedno z zagranicznych szoł, które przywędrowało do naszego pięknego kraju i ma za cel znaleźć nowego artystę. Miałam tam faworytkę, myślę, że większość w niej widziała potencjalnego zwycięzcę. Nie dość, że ciężarna to taki wachlarz możliwości wokalnych od Iron Maiden przez Beyonce po Arethę Franklin. Kobieta moc. I oto następuje głosowanie naszego narodu. I ona przegrywa. Czuję frustrację. Myślę program z dupy. Ale druga strona medalu, nigdy nie wysłałam esemesa na nikogo, aby zwiększyć jego szanse. Oglądam, ale bez większego zaangażowania. Wtedy zastanawia mnie kto tak naprawdę wysyła te głosy? Odszukałam historię tych szoł i wygrywają małe dzieci, które wzbudzają chyba litość, albo szare, płaczące myszki, mówiące jak mają ciężko. Coś w tym jest. Ale w takim razie na czym opiera się cała formuła tych programów? Po co typować jury, skoro glos i tak ma głuche i ślepe społeczeństwo.
Polskie programy, te szukające talentów mają taki syndrom sekundowej popularności. Nie wiem, czy wygrywający okazują się jednak nieutalentowanymi, czy to kwestia naszego zaściankowego rynku fonograficznego? Program bazuje na wykonaniu coveru, a potem gdy czas na własny repertuar giną przyćmieni innymi płytami. Jak ostatnio słusznie wyczytałam w sieci, po angielsku brzmi lepiej. Tak już jest, że większość odbiorców najpierw usłyszy, potem dopiero przetworzy i zrozumie, że ich ulubiona piosenka jest np. o parasolu. Taki ogromny paradoks, jak tylko język może zmienić formę przekazu, z dna na szczyt. A dla mnie, odbiorcy, który chce poczuć jakieś emocje to ciągłe poszukiwanie, przeszukiwanie linków, stacji radiowych, poleceń znajomych, nie jest łatwo coś odkopać pod warstwą całej popularnej, pstrokatej  kultury. Powstają setki znakomitych płyt, o których nie mam nawet pojęcia, odnajduję je przez przypadek czasem po roku, czasem po dwóch, ale cieszę się, że je mam. Czy to jest kwestia naszego rynku, czy wszędzie tak jest? Dlaczego w Polsce tak trudno odnieść sukces? NA szczyty wzbijają się gwiazdeczki, których cycki są większe niż umiejętności, do tego dobry PR i leci już z górki. Nie wierzę, że w Polsce nie powstają dobre płyty, ale po prostu ja nie mam cierpliwości ich szukać. Jest kilka radiostacji, które promuje młodych, polskich muzyków, ale to ciągle za mało, bo ich muzyka nie jest tak popularna, nie wpada od razu w ucho, musisz pomyśleć o czym słuchasz.
Jak w ogóle rodzą się jednostki popularne na całym świecie? Czy to kwestia odpowiedniej chwili, odpowiedniego odbiorcy? Czy jednak może talent i repertuar?
Jeszcze lepszym, bardziej kolorowym jest rynek książkowy. Tutaj od jakiegoś czasu obserwuję zatrzęsienie poradników naszych polskich celebrytów. Kasia Cichopek radzi jak być dobrą mamą, Jola Kwaśniewska jak się ubrać, a pani Wałęsowa pisze, jak to Lech zdradził ją dla Polski. Rozumiem, że ich sława przemija, ale dlaczego tak zaśmiecają półki księgarni i trwonią pieniądze, które mogliby spożytkować artyści mający Coś do powiedzenia. Mało mnie interesuje, co pogodynka Jarosław Kret robił w Egipcie, ja chcę autora, który wie o czym pisze. Jeśli szukam poradnika z psychologii, to chcę doktora psychologii, a nie aktoreczki, żeby mi poradziła jak wychować dziecko.
Jestem fanem wszelkiego rodzaju książek podróżniczych, obecnie rynek strasznie się rozszerzył i ludzie, którzy jeżdżą po świecie mają możliwość wydania swoich albumów. Jak najbardziej to szanuję. Ludzie, którzy latami myśleli o podboju świata, dokonali tego, niech dają rady innym. Taką wartość ma przekazać książka. Kiedy chcę rozrywki znajduję ją na półce, ale kiedy szukam poważnej lektury, aby dokształcić się też takowej oczekuję, a nie zabawy w pisanie. Wydanie książki stało się chyba zbyt łatwe, wystarczy mieć znane nazwisko, a sponsor się znajdzie, tylko czy są też odbiorcy? Nie śledzę statystyk, ale obawiam się, że są.
W Polsce panuje powszechnie ‘swego nie znacie, cudze chwalicie’. W jakimś stopniu tak jest, ale często wynika to z niskiej jakości materiałów, które zobaczyliśmy, przeczytaliśmy, przesłuchaliśmy i po prostu nie wierzymy, ze następne będzie lepsze. Czy słusznie postępujemy oddalając się od naszej kultury? Szukajmy tej wartościowej, a metkę odstawmy na drugi plan.

czwartek, 1 grudnia 2011

Nieczysta.


Ugrzęzłam w płytach Nneki. Nie mogę się skupić na niczym innym słuchając jej.  Chyba wszyscy mają jej dość, bo wrzucam ją wszędzie, na imprezie, w pracy, w samochodzie, a mało kto ma takiego świra.
Do you love me now?
Wczoraj moja siostra ukończyła lat 12,a pamiętam kiedy miała 1. Cóż za prędkość.
Ale opowieść druga. O nieczystości. Czym w ogóle jest grzech? Musimy najpierw mieć jakiś swój obraz tego co dobre, a co złe. Tylko, że to jest tak subiektywne. Z kolei posługując się utartym stereotypem wszystko się wydaje tak odkryte i wiadome.
Miałam pójść do biblioteki, ale zapomniałam, wszystko przez człowieka, który zadzwonił na pogadankę,  a którego poślubiłabym dla nazwiska (Gwiazda). Jestem uzależniona od rozmów telefonicznych. Nie mylić z uzależnieniem od telefonu, bo tego to nie ogarniam. Profil wyciszony, telefon zakopany i weź tu się dodzwoń. Kurwica. Tak chyba można nazwać to, co czują dzwoniący do mnie. Ale kiedy ja zadzwonię to inna sprawa, albo jak już odbiorę to mogę rozmawiać i rozmawiać. Ale są też osoby, z którymi jakoś przez telefon się nie klei, nie wiem co to warunkuje. Ale są elementy, że słuchawka się grzeje, oj tak.
Wróć.
Grzesznicy, zło. Przecież gdyby wszyscy wiedzieli co dobre, a co złe byłoby za łatwo. Dla nas, wychowanych w bliższym lub dalszym otoczeniu katolickim mamy taki religijny obraz pojęcia tego co złe doprawiony bardzo elastycznymi, indywidualnymi  granicami. Ale o samym grzeszeniu będzie przy Dekalogu.
Nieczystość.
Kojarzy się najbardziej z seksem. Każdy obdarzony prywatną sferą seksualną uwarunkowaną przez naturę, ale też zależną od człowieka. Jednak podstawowe popędy zostają takie same dla wszystkich. A tu przychodzi ograniczenie ze strony Kościoła, że nie możesz, nie teraz, nie ty.
Żadnego ślubu przed seksem.
Tak staroświeckie, że aż nowoczesne.
Powiem szczerze, że z ciekawości tematu starałam się poszukać jakichś ciekawych artykułów, ale jednak 7 grzechów głównych czy Dekalog skierował mnie do czystej, katolickiej prasy, o której mogłabym napisać kolejnego bloga. Także fachowej literatury, ciekawych felietonów brak.
Kto jest dziś tym nieczystym? 17% 15latków, które ma za sobą już pierwszy raz czy czteropaki – czyli cztery weekendy, cztery imprezy, czterech facetów? Czy to jest dziewczyna będąca z facetem 5 lat i uprawiająca seks? Totalna bzdura.
 Kolejnym faktem jest sama instytucja kościoła zaprzeczająca naturalnemu popędowi ludzkiemu, zapisy o niepokalanym poczęciu, etc…  jak w to uwierzyć?
Pytam siebie po co wymyślać normy, których nie przestrzega (strzelam) ok.80% społeczeństwa katolickiego, następuje wyścig seks, spowiedź, seks, spowiedź, noż kurwa.
Dziś prawie nikomu się nie chce zastanowić nad swoim postępowaniem, jakie to przyniesie konsekwencje, żyjemy chwilą, a co dopiero pomyśleć o grzechu. Powiem, że każdy jest grzesznikiem.  Zadam pytanie kto idzie do piekła, kto do nieba? Za seks przed ślubem to dokąd? Taka zawiła jest ta religia, nic nie jest jasne. Nie zaprzeczam absolutnie transcendencji, nie widzieć, a uwierzyć, ale po co tło zrobić tak pstrokate? Chyba dla tych, którym brak koloru w sobie i są szarzy lub też bezbarwni, wtedy kolorują swój świat tymi mdlącymi kredkami.
Niemożliwym jest znaleźć w XXI wieku uniwersalne zasady dla każdego człowieka, więc jak żyć? Skąd wiedzieć co jest dobre, a co złe? Dlaczego to, co przyjemne ma być złe, skoro nie szkodzi nikomu, najwyżej idei, ale ona obroni się sama, ma taką moc.
Ograniczę swój wywód o tej sławnej nieczystości do seksu, abstrahując od wszystkich złych uczynków, które plamią naszą duszę. Głupio jest nie wierzyć w nic, pusto może lepsze słowo. Ale podporządkować się wymogom sprzed 2000 lat?trochę dziwne. Czy da nam coś jeśli w punkcie a będziemy żyli wg nakazanego porządku, ale b i c już po naszemu, piekielnie.
Dlaczego z seksu robi się taką wielką sprawę? To tylko(?) wymiana płynów ustrojowych (a lepiej gdyby do niej nie doszło), przecież to 'życie jest chorobą przenoszoną drogą płciową'. O co to wielkie halo? On, ona i chwila. 'Chwilo trwaj' rzekł Faust. Dlaczego demoralizację postrzegamy przez pryzmat seksu? Chyba dlatego, że efektem może być dziecko, gdyby nie było tak dużego ryzyka, może nie byłoby tak wielkiego zamieszania wokół tego uniesienia. Czy ktoś mający ochotę na seks pomyśli o Bogu i mu przejdzie? póki co...