piątek, 29 czerwca 2012

siedem boleści

moje filozofie - biedno-bogate.
czy ja w ogóle umiem o czymś rozmawiać?
czy ja jestem tutaj?

skryta za ciemną czerwienią. za szkłem schowana.

czasem wyobrażam sobie dziwne rzeczy. pragnę jeszcze dziwniejszych.
budzę się. a raczej budzi mnie ten strach.
plączę się gdzieś wokół siebie.
jestem jak ten wazon o okrągłym dnie. ciągle się kołyszę. nie wiadomo (!) kiedy przestanie.
jestem jak ten magnes szukający przeciwległego bieguna.
tylko tego do końca nie jestem pewna.
czy on ma być przeciwległy? on ma być dopełnieniem, a nie tak oklepanym przeciwieństwem.
żeby być dopełnieniem trzeba być tym samym biegunem, nie ma bata.

dziś się ucieszyłam. jeden bilet, nie no dwa. tydzień. tam. z nimi.
jedno piwo z nim.
pół wina.

nie wygrałam nic w lotto. znów. ale ten kolor paznokci. porywa.
porywam także ja, ciągnąc cię dokądś, gadając o wszystkim, nie pytając o twoje dane osobopoznawcze i twój pesel, twój zawód.
i te moje niebieskie spodnie. i niebieska torba (lubię ją). kroczymy, jeździmy razem.
łzy od wiatru, uśmiech nie wiadomo skąd.
rozesłany bez potwierdzenia odbioru.
a wystarczy większy dekolt i panowie na rowerach już mówią 'cześć'. wystarczy przejażdżka po bruku i skaczący biust. też mówią 'cześć'.
wystarczy jeden telefon, przez który mogę spowiadać się szczerzej niż w konfesjonale. a plej słucha. i można go zwolnić z tajemnicy.
tajemnica - od siedmiu kurwa boleści słowo.
jak chcesz ją mieć to w swojej kieszeni. dzielenie się tajemnicami nie daje ulgi.

wielka ćma obija się o ściany.
a ja.
a ja pozwolę lecieć jej do światła, tak jak Tobie pozwolę przyjść po północy. tylko na jedną chwilę.


czwartek, 28 czerwca 2012

2B

cyfra i litera.
tu bi
a może jednak
not tu bi

humanistyka przez wielkie 'H' ponoć pomaga odpowiedzieć na to pytanie.
tylko mi dziś 'shi(f)t' nie działa i humanistyka będzie przez małe 'ha'.
chyba się obrazi. 
oo.

czym można określić tę znamienną naukę, sięgającą szczytów ludzkiego umysłu.
może:
albo:

bycie humanistą (przez wielkie 'ha' - oczywiście) to kwestia odpowiedniego poziomu rozwoju intelektualnego.
tak. musisz być alfą i omegą, wszechstronnym atomem, który zaspokaja ciekawość wszystkich.
nie ma miejsca na pomyłki, na niedopowiedzenia.
są oczekiwania.
nie jesteś upoważniony do popierania swoich tez matematycznymi algorytmami czy też logicznymi zerojedynkowymi obliczeniami.
z twoich powinny płynąć aksjomaty. tylko prawda, poparta bystrością twego umysłu i doskonałą pamięcią.

a czy moje morskie, turkusowe paznokcie mogą uchodzić za humanistyczne?

wczoraj obserwowałam ludzi i może zbyt powierzchownie oceniam, ale już po wyrazie twarzy, po mowie spojrzenia można poznać człowieka, jego bogactwo czy też biedę umysłową.

oczy piwne - życie dziwne.

humanizm jest pojęciem trudnodefiniowalnym, wieloznaczeniowym
(nauczyli mnie tego na studiach, jak nie znasz definicji, to użyj słów jeszcze bardziej skomplikowanych niż temat, o którym masz mówić) 
kim są bezrobotni humaniści. na pewno nie pracującymi inżynierami.
wróć. fleksyjność, otwartość może zrobić z nas też inżynierów.
nie tych na papierze.
ale tych rzeczywistych. kreujących umysły.
kooperacja idei z wykonaniem - stan doskonały.
tylko trzeba poświęcić pół roku na dostosowanie. miesiąc wystarczy na przyzwyczajenie.
a potem.
humaniści - ludzie idealni?

poniedziałek, 25 czerwca 2012

desdeMONA

Potrafię już z rana, o 7 wkurzyć. Jednym zdaniem, jednym pytaniem, jednym stwierdzeniem.
Umiem to i robię to celowo. Pociągam za jeden sznurek i już wiem co spadnie z góry.
Jednak robię to. Podnoszę ciśnienie innych tylko dla własnej satysfakcji. Bywam okropna.
Ale gorsi bywają ci, którzy nie potrafią powiedzieć prawdy, jednego głupiego wyrazu, ale prawdziwego.
Jednak z mojej strony pytanie jest nadzwyczaj przemyślane, stawiam je tak, że żadna odpowiedź mnie nie zadowoli. Jednak ta, która nie jest prawdą wzbudza we mnie uśpione poczucie spokoju i mój zły demon budzi się.
Brakuje ci odwagi cywilnej. Mi też. Ale ja uczę się przyznawać i pracuję nad sobą.

Jeśli nasrasz na środku ulicy, idź tam i przyznaj się. Jeśli nie potrafisz tego zrobić, nie sraj na środku ulicy.


 A Ty nic nie zmieniasz w sobie, potrafisz wmawiać mi te swoje bajki i nie wiem, czy łudzisz się, że ja wierzę, czy mam tak przekonującą minę? Robię to dla świętego spokoju. Czasem. Bo na nic się zdają dyskusje z Tobą. Tylko jak długo mogę tego słuchać i nie reagować?
Czy ciągle mam odpuszczać, bo żal mi mojej energii na Ciebie? Jeśli wszyscy tak postępują, to efekty widać na każdym kroku. Może własnie powinnam marnować swoją siłę witalną na tłumaczenie moich racji? Prać Tobie mózg, tym co słuszne? 


Żyję w świecie kolorowych fotografii, długich nóg i wysokich koturnów.
Supernowoczesnych aplikacji, hipermodnych trampek.
Idę swoją drogą. Poboczem. Z odblaskiem, który ostrzega przede mną i pokazuje moją rozwagę. 
Tak. 
Blog-o-sławiona!



piątek, 22 czerwca 2012

Historia

Wypiłam pół wina, dwa drinki i półtora piwa.
Wygadałam to, wysłuchałam.
Tak, te czynności pochłaniają promile bardzo silnie.
Potem napisałam pożyczonym długopisem na moim lampionie szczęścia RTW.
Potem on poleciał, wysoko, do nieba
Jeśli poleciał, to życzenie zostanie rozpatrzone tam w górze i są większe szanse na spełnienie.
Ciekawe co w ogóle jest tam w górze? Ruszające się chmury, Księżyc pokazujący się czasem równocześnie ze Słońcem, ciśnienie, tunele powietrzne, kto spełni moje życzenie?
Przecież powołam się na ten dzień, 21.06.2012roku i na ten lampion. Będę żądała roszczeń, ubezpieczę się od niespełnionych marzeń i pragnień. Znacie taką agencję, z taką ofertą, jeśli opowiem im moją historię, to przecież się zgodzą, ona jest taka prosta i logiczna.
Przyszedł pan z energetyki, wie, że nadal żyję. Jeden z nielicznych, których to obchodzi.
Oficjalnie chcą mi odebrać telefon za nieodbieranie połączeń, może telefono to wynalazek nie dla mnie? Ale kiedy ja lubię rozmawiać. Dziwna sprawa.

Mam wolne. Piję kawę. I zaczynam się uczyć wytrwałości. Osiągnąć najwyższy poziom satysfakcji. Ciężką pracą nad sobą. Pierwszy dzień reszty życia?
Dziwne przekładnie w głowie, w sercu, w nogach i na dłoniach. Każda jakby działała inaczej, swoim sposobem i swoją mapą. Chyba czas na ujednolicenie.
Siedziałam jeszcze na brzegu. Był dom-barka "Panta rhei"
I były płynące chyba zwłoki jakiegoś zwierzaka.

A na wokandę powraca Happysad. No i kupię nóż....

niedziela, 17 czerwca 2012

Nierozpoznani

Postacie.
Różna faktura, choć całkiem podobni do siebie.
Zebrali się w tłum. Naczelni na przodzie, jest też kilku na szarym końcu. Odmieńcy.

Nie znasz mnie w ogóle, a tak dobrze odgadujesz.

Nikt mnie nie rozpoznaje. Ja sama nie wiem do czego jestem zdolna. Na kogo czekać, kogo oddalić, kogo przybliżyć. Czego robić nie powinnam, a co należałoby.

Nierozpoznani to cały świat liczony pojedynczo. Każdy z osobna, istnieje tylko z numeru ewidencji, aktu urodzenia i aktu zgonu.
POZostajemy w cieniu, zasłonięci przez błyszczące gwiazdeczki, pozostajEMY sami sobie.
Maszerujemy wszyscy razem, trzymamy tempo i szereg. Gdy tylko zniknie nam tłum, nie wiemy co robić.
Deregulacja.
Degrengolada.

I te mrówki. Łażące i smakujące słodkiego smaku ciała. Jakbym była kostką cukru.
Ale nie jestem. Przynajmniej dotychczas nierozpoznaną.


sobota, 16 czerwca 2012

Kopernik


Nie pomyślałabym, że w sobotę wstanę o 7.10. A wstałam, wzięłam Złotą i poszłyśmy nad rzekę.
Miasto ospałe lub jeszcze wczorajsze.
Zapachy facetów tych z wczoraj i tych świeżych, sprzed 10 minut, które jeszcze gryzą w nosie.
I ja w trampkach, krótkich spodenkach i bez okularów. Nie pomyślałabym, że słońce o tej porze będzie już takie słoneczne.
I ta muzyka, której słuchałam.



Postanowiłam oddać się czemuś, czego w ogóle nie rozumiem, a mi się podoba. Nie mam pojęcia o czym ona śpiewa, a jednak nie chcę wcisnąć stop. Dźwięki i język, które odrywają mnie od Ziemi. I tylko moja wyobraźnia.

A ktoś rozbił sobie namiot. Zaraz za mostem. Wakacje.
I tak pomyślałam, że  13 lat temu (na oko) pojechałam też pod namiot.
Koniec szóstej klasy. Miałyśmy w pociągu Panasonica na baterie i wszystkie kasety Offspringa.
Pojechałyśmy do Radka na działkę.
Pierwsze piwa, ale też pierwsze dźwięki Rage Against the Machine, Janis Joplin czy Dżemu. Jakże byłam wtedy buntowniczo nastawiona do świata, który nie śmiał być podobny do mnie, do rówieśników spod znaku popu.
Minęło pół mojego życia, a ja nadal potrafię odtworzyć to w pamięci. Przejechane kilometry na rowerze, zbite szklanki i wyczerpane baterie w magnetofonie. Moje kolory włosów od czerwonych po czarne.
Smak lodów pistacjowych z Hortexu.                                              
Gdzie jest ten bieg świata, ten świat, który tak gna, który nie pozwala złapać oddechu kiedy ja wstaję o 7 rano i pamiętam takie szczegóły, kiedy tak naprawdę czuję jakąś jednostajność i miarowość w tym całym bycie-niebycie.
Czy Ziemia w ogóle się kręci? Może stanęła. Zapomniała o tych 13 obrotach dookoła Słońca od mojego pierwszego piwa, które miała wykonać. Kopernicus kłamał.

czwartek, 14 czerwca 2012

na zaś.

Wiesz, że żyjemy na zapas. Chwytamy łapczywie, napełniamy kieszenie, aby nazbierać jak najwięcej.
Mówimy za dużo. Ze strachu, że potem uleci nam ta wiedza, albo nie będzie już z kim rozmawiać.
Kochamy za zapas, dajemy kredyt na niskooprocentowane raty. Wymagania znikają.
Kochamy bez zobowiązań. Bez słów. Tylko z zapasowym kołem. W kapoku, który nie pozwala się utopić.

Randki wyszły z mody.
Bez zobowiązań. Bez słów.
Seks albo ślub.
Bez półśrodka.Po co on komu.

Chciwość. Psy ogrodnika.
Ci, którzy zbierają zapasy są gotowi do wojny, do wojny uczuć pozbawionej emocji i ludzkich odruchów.

Można nazbierać prawie wszystko. Gotówka, złoto, zdjęcia, wspomnienia.
Tylko jednego nie uda się mieć w zanadrzu - obecności drugiej osoby. Prawdziwych słów i emocji. Nie tych z kamery. Nie tych sprzed pięciu lat. Tych każdego ranka, tych, które nieraz pogrążyły nas, utopiły, ale też sprawiły, że żyliśmy.
Nie na zapas, nie w strachu przed jutrem, tylko dziś. 23 i pół godziny. Weźmy mniej, ale dokładniej, będziemy też syci.

Chcesz żeby doba miała 25 godzin, chcesz mieć godzinę więcej na sen?
Chcesz mieć trzy nerki, na wypadek, gdyby dwie przestały flirtować?
Chcesz mieć oczy dookoła głowy.

chodź, pójdziemy na spacer bez zobowiązań, nazbieramy zapachów i dmuchawców. Potem przyjdzie on. Wiatr, zabierze wszystkie zapasy niczym Mefistofeles, zostawi nas znów bez niczego, bez zobowiązań.


wtorek, 12 czerwca 2012

Maski i cienie.

Poniedziałek- udany weekend
Wtorek - przyklejony uśmiech
Środa -zainteresowanie twoimi słowami
Czwartek - niebywała inteligencja
Piątek - samodoskonalenie
Sobota - zaangażowanie
Niedziela - rodzina

Na każdy dzień jakaś maska. Wymagają od nas dostosowania się, robimy to poprzez stawanie się na chwilę kimś, kogo chcą w nas zobaczyć.
Mija godzina, dzień, siadamy w ulubionym fotelu, jesteśmy brzydcy, bez uśmiechu, bez wyrazu. To my.
Pojawia się problem, kiedy maska przyrasta i staje się pierwszym ja człowieka.
Maska to wszystko, co podajemy za własne, jednak jest odbite jak tafla jeziora od trendów współczesności.
Persona, jasna, piękna, idealna. Przekłamane ja.
Gdzieś tam głęboko jest nasz cień. Konstruktywna opozycja do naszej idealnej twarzy. To wszystko, czego mieć nie chcemy, co odpychamy głęboko, czego się wstydzimy i boimy.
Zapalamy światło. Poruszamy się poprzez lekko oświetlone uliczki, ozdobione pajęczynami. Mrok. Czy damy radę się przebić przez nasze wady? Jeśli tak poszerzymy nasze ja.
Nauczymy się używać maski na nasze potrzeby, a nie tylko do osiągania akceptacji poprzez bycie nie sobą.
Konfrontacja z cieniem to także odkrycie w sobie pierwiastków płci przeciwnej- animy i animusa.
Spotykając się z niechcianą częścią siebie wypowiadamy wojnę personie, musimy okazać się bardzo wytrwałymi wojownikami, przygotować się na przegrane bitwy, na kryzysy, na zatracenie się pomiędzy jednym stanem, a drugim. Jednak dążąc do wygrania wojny stajemy się niepokonanymi, świadomymi ludźmi.

Nie wiedziałeś?
Nie mówiłam, bo nie pytałeś.


Na podstawie archetypów Junga.

piątek, 8 czerwca 2012

erło

mamy erło. mamy poznań, miasto doznań. mamy kibiców. od święta.
 ogarnięty szałem tłum. jest unikatowo. jest polsko.
 jest troche przyjaznie. troche groźnie ze strony dresów.
jest ciekawie. jest tak multikulti. są irlanczycy. moi ulubieńcy. nie wiem dlaczego.
 są tłumy. jest piwo.

każdy jest kibicem tylko przez tę chwilę.
wszystko na ostatni moment. lotnisko, dworzec, ałtostrada, Kaponiera. ale sie udało.
Jest gościnnie. jak na Polaków przystało.
Jest po prostu zaraźliwie.
Jest tłoczno, głośno. Jest....
chodźcie.

czwartek, 7 czerwca 2012

Hymn

Klik w brzuszek. Nakarmiłam pajacyka. Mnie za to ktoś napoił winem. Kto? Ja sama.
Zrobiłam panierowane camemberty z żurawiną, bakłażany z czosnkiem i bazylią. Placek z dżuskawkami. Byłabym idealną kuchtą. Wszystko psuje to moje zamiłowanie do kieliszka.
Nie można mieć wszystkiego.

Mój cień - rozczochrane włosy i dyndające kulki w uszach.
Dynamo.
Całkiem ciepła noc.
Moje odbicie - oczy rozmazane od łez. Od łez śmiechu.
Pijana riksza wożąca Cię po mieście.
 "Chwytaj za brzuszek", nogi pod kątem rozwartym. Bagażnik.

"Musisz uświadomić sobie, że nie wszystko w życiu jest za darmo.
Przecież jesteś kobietą pracującą, pranie w rzece robiącą."
Taka rozwinięta, że aż zacofana.
Pół metra do przodu, a tyłu jej braknie.

Policja. E, legitymacja rządowa.
Trochę bezkarna, pewnie do pierwszej nauczki, oby nigdy.

Napędzającesłuchawki, chyba to opatentuję. Mijam zjazd do domu, poniekąd dlatego, że rozpędziłam się z górki. Poniekąd dlatego.
Mijam taksówki. Uda w pończochach, bicepsy w obcisłych rękawach, lejące się niewiasty na "ręcach" maczo. Perfumy, obcasy, opary alkoholu.
Mój jest zupełnie inny. Naturalny, zmęczony po całym dniu, jakże szczęśliwy, upojony winem, dla relaksu i przyjemności, ku chwale wolnego czwartku. Nie potrzeba mi klubowej muzyki, wystarczycie Wy.

Jestem ważką, mam dwie pary skrzydeł, jedne zapasowe.
Jestem modliszką, zjadam Cię.
Jestem skorpionem, dumnym.
Jestem glistą, pełzam w nieswoim świecie.
Jestem żyrafą, wyciągam swoją ciekawą świata szyję, mogę umrzeć z przerażenia.
Jestem tarantulą, niesłusznie przerażam.
Jestem jak boa, który owinął się wokół mojej szyi...
Jestem nieposkładana, nieposkromiona, nienadaremno sto siedemdziesiąt osiem centymetrów nad ziemię sięgająca, chyba w utopię wierząca, ciągle się śmiejąca, na rowerze jeżdżąca i bezustannie marząca, w świecie co chwilę mijanym się zakochująca, miłość chwilowa, na dłuższą czekająca...


wtorek, 5 czerwca 2012

Polska.

Pełna absurdów
Nie dająca szans na rozwój
Kształtująca różne poglądy i stanowiska
Zabraniająca

Gdzieś tam w sercu wywołująca sentyment.
1-Język. 2- Historia. 3- Muzyka.
1 - W żadnym nie przemówię tak pewnie jak w ojczystym.
2- Duma
3- Ta, którą układam w parze z historią - fenomenalna.

Solidarność.
Poezja. Literatura.
Niby chciałabym być obywatelką świata, tylko czy umiałabym na stałe? Chyba tutaj mam kotwicę, w wymarzonej barce, zawsze podświadomie myślę o powrocie.
Czy to starodawna postawa przywiązania do ojczyzny? Czy Ona coś dla mnie znaczy, jest czymś więcej niż rubryką w dowodzie osobistym. Kim jest Polak? "O jaki ja jestem wyjątkowy".
Teraz to jakoś dla mnie przycichło, zbladło, zbrzydło to całe polszczenie.
Ale lubię historię. Buduje moje ja, to co się stało tutaj, trochę dalej, ale w jej granicach.

Rzeki, mosty.
Kociak i Hortex. I te desery lodowe. Te owoce skąpane w roztapiających się lodach.

Zastanawiam się czy jestem tu jakoś przywiązana. Jeśli tak, to chyba niewidzialną nicią, może trochę rozpuszczalną, ale ona jest. Wiem to.
A obudził we mnie to młody ktoś.
Utwór. Jeden, stary, ale to wykonanie mnie porusza. Wiem o czym on jest.
'

Jadę moim rowerem Starym Miastem, kamienice, dziwne okna, dziwna ja, dziwny rower.
Podskakuję - kostka brukowa, zabytkowa.

Polska to chyba coś więcej niż tylko kraj na mapie.
Jest sentymentalistką, przyzwyczaja się do miejsc i osób. Wzrusza się. Płacze. Porusza ją sztuka i muzyka. Zachwyca się przyrodą. Nie boi się błota, nie boi się ubrudzić. Nie ma tipsów. Nie nosi szpilek. Nie ma blond włosów. Bywa łatwowierna. Ma za dobre serce. Jest śmieszna, bywa poważna. Bywa głupiomądra.

Polska.

"Żadna noga tak nie śmierdzi, jak moja ręka. Niech pani powącha"

sobota, 2 czerwca 2012

Karuzela

"Karuzela, karuzela, świat się kręci i umiera
Słońce świeci, słońce gaśnie..."


Wsiadasz? Ale będzie bez czymanki, bo na tej z konikami już nie wypada, zresztą nogi mam za długie.
Zakręci światem, zakręci życiem, zakręci nami.
Tak pójść późną nocą do wesołego miasteczka, poprawić nastrój, przecież tam jest wesoło.
Śmiech i radość z uciech dla dzieci.
Jest też adrenalina i trochę strachu. I krzywe zwierciadło. A może to nie ono jest krzywe, a my?
Wchodzisz w to?


Oderwę nogi od ziemi, ucieknę choć na chwilę fizyce i tej całej grawitacji.
Stracę siebie, zakręci mi się w głowie od szybkości i radości.


Potem porzucamy do puszek, żeby wygrać wielkiego pruszaka. A i wata cukrowa i balon.
Powrót do dzieciństwa.
Ale kiedy ono się skończyło?




A Ty co mi dasz?

"Ważne jest to czy w danym momencie słuchając tego lub tamtego czujemy sie lepsi,bogatsi i czy nasze drzwi percepcji oczyszczają sie na tyle abysmy mogli ujrzeć niezniekształconą geometrię kształtów, słów i myśli. Muzyka jest jedyną drogą intensyfikującą stany naszego umysłu"

Dziś, w ten sobotni poranek przypomniało mi się, jaki dreszcz wywołuje Rogucki i jego teksty. Coma is back.