piątek, 28 grudnia 2012

pełnia

odbite nad wyraz jasne światło. skradzione, pożyczone, lecz błyszczące.
to fizyka powoduje bezsenność. to jasność nie pozwala zasnąć. to ciemność wyzwala strach.
spróbuj zawiązać oczy i pójść spać. nie obudzi Cię światło sąsiada z naprzeciwka czy migająca latarnia. Będzie ciemno, a Ty schowasz się w kącie łóżka tracąc orientację i świadomość.

spotkamy się za rok.
jeśli mamy czas to będziemy go odliczać.
jeśli mamy drogę przed sobą to pójdziemy razem/osobno


moja proludzka strona śle na Nowy Rok mantrę,
















żyjcie jak gwiazdy rocka a kochajcie jak gwiazdy porno.
em.

czwartek, 27 grudnia 2012

element-arz

w pierwszej klasie dostaliśmy podręcznik, żeby nauczyć się liter. pisać, czytać, łączyć sylaby w wyrazy, każde przeczytane zdanie było sukcesem.
wiedza podstawowa. części elementarne.

piszę swoją instrukcję obsługi, może się czegoś nauczysz.
z moich poprzekręcanych myśli, stanowisk, nadinterpretacji można stworzyć by jeszcze przynajmniej dwie osoby. a ja jestem sama z nimi wszystkimi. toczymy bitwy, wyciągamy najcięższy kaliber.

ty wybierzesz swoją najmniejszą linię oporu, która pokaże jaki opór stawia twój mózg przeciw logice. nawet nie myśl o tym, żeby wziąć mnie za rękę i pokazać tą 'najmniejszą linię' i linię oporu. bo ich nie znajdziesz przecież. linie widmo.
twoja obecność zaburzy mój swobodny przepływ elektronów, im dłuższy i bardziej gorący będzie tym dysonans bardziej drażniący u(/d/ch/)o.

choć i tak mój wyraz twarzy może powiedzieć soczyste spierdalaj zanim powiem to ja, a tym bardziej może nie być czasu na twoje słowo.
ale nie przeproszę.
będę tą nonkonformistką, której nie polubisz.
będą tą dziewczyną przy barze, z którą możesz uśmiać się do łez z rogu Wojskiego. Tylko miej tą cząstkę, której zdefiniować nie umiem i bądź dziwakiem, Romkiem, Tomkiem ale bądź obecny.

nie jestem skomplikowana. jestem prostą, lecz wypadkową kilku działających sił. mogę być jak gestapo, mogę się zamartwiać o Ciebie, mogę zrobić dla Ciebie prezent, który znaczy więcej niż papier z kilkoma cyframi. Mogę oddać banknot komuś, kogo nie znam, ale wiem, że tak powinnam zrobić. Mogę wziąć twoją dłoń i poprowadzić w miejsca nieznane, mogę czarować słuch muzyką, oczy obrazami, lecz nie potrafię Cię oszukać. Nie jestem wylewna, bo nie lubię.
Piszę swoje opowiadanie swoimi kredkami, jeśli będziesz chciał kolorować ze mną to chodź.

ja chcę tylko:


piątek, 21 grudnia 2012

Kiss

Nie było końca świata. Ja żyję, nie wiem jak reszta.

Znacie to uczucie, kiedy macie paczkę fajek z przekonaniem, że jest tam jeszcze jeden papierosik i wybieracie dogodny moment, żeby go wreszcie celebrować, sięgam do kieszeni i paczka okazuje się pusta.
Ktoś spalił mi ostatnią fajkę?
Pewnie ja sama.

Odbiegam od całego świątecznego nastroju i po prostu :







środa, 19 grudnia 2012

monizm

Jedna ręka niepodlegająca kontroli.
No chyba, że tej drugiej, bo jak jedna ręka może żyć bez drugiej?
Jedna, jedyna ręka sama rządzić nie może.(?)
Jeśli coś z natury jest parzyste to w parze tworzy całość. Gdy zabierze się połowę, sukces będzie połowiczny.

już niedługo skończy się świat, za 2 dni.

PS Nie zapomnijcie kupić Panu Bogu prezentu, w końcu to jego urodziny, Boże Narodzenie.

Drogi Panie Boże,
Co chciałbyś dostać pod choinkę? W sumie nie wiem, czy masz tam w niebie choinkę, bo chyba królujesz w niebie, prawda, czy gdzie masz siedzibę? W NASA?
Może chciałbyś nowego Maca?
A mówisz, że już masz.
To poczekaj, pomyślę.
<myśli>
Wiem, może elegancką koszulę? Przydałaby Ci się, wyglądałbyś seksownie, aż Maryja zawiesiłaby oko, a wiem, Maryja nie do tknięcia, ale za to może Małgorzacie byś się spodobał? Możesz przecież na swoje urodziny zaprosić kogo chcesz, nawet piekielnych gości. No naprawdę możesz.
Ale jeszcze chyba coś, bo sama koszula? W końcu jesteś Panem Bogiem. Moglibyśmy przejść na Ty? Ile możesz Panować.
-Monika
- Bóg
Miło mi.
Teraz to co ja mam Tobie podarować?
No dalej, przecież powinieneś powiedzieć, nic mi nie potrzeba, nie trudź się. Ale nic nie słyszę. Czyli chcesz prezent. Może książkę? Mam biografię Micka Jaggera, niezła, chcesz? Mówisz, że wolisz audiobooki, bo masz nowego ipoda i słuchawki Dr Dre, to pewnie chcesz dobry bauns, co? Przyznaj się, lubisz po niebie sobie pohulać, co? To poszukam dla Ciebie czegoś odlotowego. Jakbyś znów był młody. A Ty przecież wciąż jesteś młody, prawda?

Ale wiesz, chciałabym coś specjalnego Tobie podarować, prezent ode mnie dla Ciebie.
Cooo? Cn???
No przestań <zawstydzona>

Może jednak już wiem.
Podaruję kawałek mnie. Może rękę, może nerkę, a może pomysł.
Albo będę  po prostu do usług.



niedziela, 16 grudnia 2012

Run.

Run Forrest run.
Run Lola run.

Uciekaj Mona, póki możesz.
Słuchaj się swojego instynktu, to on dyktuje rytm i plan działania. Nic nie dzieje się bez przyczyny, żeby zdarzyło się coś dobrego, coś innego musi się skończyć. Żyjemy w wielkim kole, które Fortuną się toczy.

jeśli ciało mówi przestań, należy przestać, jeśli upadasz potykając się o kamień, masz się podnieść i uważać następnym razem. Naucz się czegoś. Wyciągaj konsekwencje.

Rozglądaj się dookoła.
Noś czerwone buty i słuchaj co, kto i jak do ciebie mówi.

Słuchaj głosu ze środka, a poznasz siebie lepiej. Daj się ponieść swoim stopom, tam dokąd chcą iść, pozwól dłoniom dotykać czego chcą, nawet jeśli się oparzą czy ubrudzą, niech one wyznaczają kierunek. niech oczy spoglądają tam gdzie chcą, niech usta całują kogo chcą, a ty bądź amortyzatorem, bądź asekuracją i zapewnij wszystkie twoje części, że mogą  na Ciebie liczyć.


i te czerwone buty.

dobrej nocy, gdziekolwiek sypiasz.

analiza zero jeden

analiza to rozkład.
to też dogłębne przyglądanie się sprawie.

Na ciele siniaki, w głowie głupota, wstyd i bezradność. Nie wychodzą z niej od wczoraj. Nie wychodzą bo nie mogą. Mają utrudnioną zdolność ruchową.

Co trzeba zrobić, żeby żyć jako istota myśląca? trzeba sprzedać duszę diabłu jak Magorzata? Czy zawsze trzeba coś oddać żeby coś zyskać, żeby mieć choćby to co nam się należy. Tylko czy my coś powinniśmy dostać?

Chcę żeby ten rok się skończył.

Pozostaje w bezruchu, jest mi tak wygodnie.


poniedziałek, 3 grudnia 2012

a co jeśli?

a co jeśli nie będę chciała? co się stanie kiedy będę chciała, kiedy będę niemiłosiernie wrzeszczeć i nie dam Tobie spokoju?  zaciśniesz poduszkę na mojej twarzy, zamkniesz moje usta na wieki? przestaną mówić, oddychać, wzdychać i charczeć. będziesz mieć święty spokój.

znikasz szybciej niż się pojawiasz. w skrzynce mailowej, odbiorczej, w mojej głowie.  jesteś za to w mojej dupie i to głęboko. tylko już nie ma powrotu. sam wszedłeś, sam wyjdź.

a co jeśli znikną wszyscy i pozostanę tylko ja i ty? czy znikną przeszkody? czy rozpoczniemy walkę?

godność pozwala iść z głową nie do góry, głowę do góry noszą tylko Ci, którzy strach pięknie opakowali, w dobry garnitur, markową sukienkę, wysoko podniesiona głowa pozwala nadrabiać to, czego zabrakło.
godność, duma, to pewność siebie. to kroczenie z głową na poziomie karku, z brodą delikatnie uniesioną, z linią wzroku na poziomie innej linii wzroku.

Odwaga to patrzenie ludziom w oczy. Spokój to antidotum na idiotów. To igła, którą przebijamy balon ich cierpliwości, to nasze darmowe lekarstwo na pojebany świat.

Ja chcę, chcę wszystko naraz, co teraz? co się stanie? powiedz proszę.


sobota, 1 grudnia 2012

Czy

Trzy razy w tym tygodniu droge przebiegl mi czarny kot.
Trzeci (czeci) raz w tym tygodniu wracam pijana.wstawiona.
Trzy razy za duzo mowie o pracy, tylko dlatego, ze spotkalam tam Ludzi.
Tylko raz zrobilam cudowny tort urodzinowy dla mej siostry.
Tylko raz w tym tygodniu bylam na koncercie nieslawnego czlowieka z pasja. Milion razy chce zeby byl szczesliwym muzykiem.
Tylko raz pojade na Sylwestra. Ale nie w tym tygodniu, szkoda, bo bedzie to odkrywcze. Dwa razy eksplorowalam to miasto i te rzeke.
Czy razy mnie scisnelo w zoladku.
3 razy bylam w glowie i na stronie tanich linii lotniczych w zurychu i w ogole czego ja nie zrobilam?
Nie czeba bylo przeciez. Czy po trzy.
Cale to przypuszczanie...

niedziela, 25 listopada 2012

refren

kryptoreklama. głęboko krypto. jeszcze głębiej reklama.

1. Ja - Opakowana w słowa, czyny i myśli. Zaskakuję i tego oczekuję.

2. Ty -(człowiek) ubrany w dystans, zamiast bielizny włóż tolerancję, zamiast spodni inteligencję. Obierz szeroki horyzont myśli, mowy i uczynku.

3. Moje tezy - Miarą lotności i bystrości drugiego umysłu jest humor. 5 liter jest jak diagnoza, którą mogę postawić w ciągu kilku minut i powiedzieć Coś o Kimś.

4. Ja - Słucham,  nie tylko słyszę. Widzę, nie tylko patrzę. Steruję swoją pamięcią.

5. Ja - Codziennie zakładam spadochron. Codziennie mam nadzieję, że się otworzy, że utrzyma mnie nad poziomem morza, że nie spadnę w mrowisko, niczym kij, nie wpadnę w konsumpcyjny kicz.

Ref. Śpiewam, gram i tańczę oraz zrywam pomarańcze

6. Ja - Podpisałam cyrograf. Już dawno temu podpisałam pakt z Mefistofelesem na grzeszny byt, na bycie jednostką, na budzenie ze snu, na kruszenie marzeń i wyobrażeń, na chodzenie pod wiatr, na noszenie czerwonych butów. Na bycie Złą, na bycie niezauważoną, na bycie jedną jedyną.

7. Moje tezy - Rozmowy są emocjonalnie puste, to tylko usta kreślące słowa proste, mające zagubione, bliżej nieznane znaczenie. To Barbie i Ken spełniają swój amerykański sen, ciało i umysł mają zamienione w plastik, wydają się sobie tacy fantastik. Fanstastik, bombastik.

8. Ja - Chcę nowego świata bez embargo na szczęście.

9. Ty - Zaskocz mnie słowem, seks jest między uszami, a nie między udami. Zobacz, a nie tylko patrz. Przełknij swoją dumę, tak jak mi każesz przełykać*.

10. Ja - Skryta za ciemną czerwienią, za szkłem schowana. Szkiełkiem badam świat i otoczenie. Szkłem powiększam dystans, zmniejszam odległości, bawię się perspektywą.

Ref. Śpiewam, tańczę i gotuję, dupy daję, recytuję.

*dumę





wtorek, 20 listopada 2012

Prze-szkoda

Nie umiem sie rozplakac, gdy powinnam. Placzę w środku, słone łzy kulają się po moim wnętrzu. Ich smak wybija litery, slowa i zapycha wewnątrz.

Przeszkadza kilka rzeczy w świętym spokoju, w ustawieniu rzeczy takimi jakie być powinny w moich oczach. Koło robi się kwadratowe i jego kant wbija mi się w udo tworząc wielkiego krwiaka. Albo schodzi sam, albo powoduje wylew. Wylew krwi do mózgu, który walczy z niemocą.

Jest kilka spraw, które mogłyby być piękne i zarazem proste, ujmujące, sensualnie ascetyczne, ale nie. Ktoś nie pasuje albo jest nie tutaj, gdzie być powinien, albo jest tylko obraz w mojej glowie i wyobrazni stworzony przez
Pryzmat moich mysli. Dla moich, wlasnych potrzeb, tylko czy aby na pewno? Nie jestem samolubem.

Pks, pkp, lot. Przyjaciel, do ktorego szłam z byle bzdurą, z duszą na ramieniu lub pod pachą, pojechał. Na chwilę, dłuższą lub krótszą. Czy mam się smucić? Przecież każdy szuka swego miejsca, albo ono szuka nas, nie wiem. Niby nie koniec świata, ale dziura wielkości meteorytu powstała. Na mą głowę spadło niebo. Podnieś je.

Odezwij się i przestań. Po prostu przestań i zacznij. Wystarczy zwykłe powitanie.

Nie zgrywaj się, nie zasłaniaj.

em.

środa, 14 listopada 2012

proszę,przepraszam i dziękuję.

uczyli chyba, że to magiczne słowa.
nauczyli.

jednak wyrazy te są jak język chiński - tak samo napisane a potrafią brzmieć inaczej.
kto powie, jakiego użyje tonu, gestu.
powie czy napisze?
też stanowi różnicę.

Mgła straszna. W myślach, mowie i uczynkach.
Ograniczenie czasu. Kajdanki?
Przepraszam.

Podziękuj!
Dziekuje. Jade do innego kraju, napawam sie podroza, inna kuchnia ("powiedz mi co jesz, jak jesz, a powiem Ci jakim jestes czlowiekiem") inne wszystko.
Kazde slowo moze byc rozumiane inaczej, inny humor. Humor to tak naprawde miara inteligencji drugiego czlowieka, powie wszystko, pokaze dystans do swiata i samego siebie.

Nigdy(podobno nigdy nie mow nigdy) nie przeprosze, ze zyje. Przyspiesze jak czardasz w kolejnych taktach, Ty przyspieszysz pieprzac mnie jak Konstytucje.

Wypijajac kolejny kieliszek, prowadzac small talk o sile podrozy i poznawaniu swiata empirycznie, zachwycajac sie chwila, wybiegajac w przyszlosc odbiegam umyslem od plastiku, od
Wyscigu. Ide, bo chce, pomagam, bo nie oczekuje niczego w zamian.

Jak tylko wroce powstanie Manifesto. Zobaczycie, uslyszycie. Nie wiem czy to nie bedziee koniec. koniec
mnie tutaj. W tych postach powiedzialam wszystko chyba. Chcesz sprawdzic-napisz, zadzwon, zrob cokolwiek, nie boj sie teatru, ktory odegram, badz odwazym czlowiekiem.

Zycze tego Tobie i sobie.
Tylko czy ja umiem? Jestem tchorzem.

piątek, 2 listopada 2012

ponton

Życie to nie bajka, ja nie jestem pierdoloną księżniczką, nie jeżdżę karocą z dyni, nie zgubiłam pantofelka.

Bajka pisze się sama, tylko z ograniczoną dozą fantazji, jest do bólu przyziemna. Dotykam jej, czuję każdego ranka.

Księżniczką może będę, jak się przebiorę za taką z lat 20, Coco Chanel z etolą z lisa i długim papierosem.

Dynię wytnę sama.

Tylko co z pantofelkiem? Tego już nie mogę zrobić sama, zgubić, znaleźć, bo gdzie będzie radość, zaskoczenie? Mogłabym udać jakieś. Ale nie chcę. Nie udaję, bo nie umiem, bo nie chcę.

Przecież już zgubiłam kawałek siebie, tylko nikt kurwa nie znalazł.

Chcę Wiosny Ludów, chcę Rewolucji, ewolucja mnie dobija, doprowadza do szaleństwa, jak BSE. Tak, mam chorobę wściekłych krów.

Poddaj się dobrowolnie, bo gdy Cię znajdę, nie ręczę za siebie.
bądź taki jakim być powinieneś i przeczytaj kropkę i przecinek. złap to między wersami. ściśnij. rób co chcesz. najwyżej wyczaruję Cię z Disneya.



.

w oczekiwaniu na manifesto...

sobota, 27 października 2012

cyrk

pierwsze skojarzenie z tytułowym słowem to radość.
cyrk był symbolem dobrej zabawy i wszechatrakcji gdy mieliśmy po lat kilka. wraz z rozwijającą się świadomością negujemy twór zwierząt w klatkach i strasznych klaunów. Oni są stworzeni do mordowania ludzi z tymi swoimi czerwonymi nosami i pasiastymi ubraniami.
oszuści.
czy my uczestniczymy w takim show, czy tylko mi się wydaję? może znów hiperbolizuję?
są bilety, jest radość kupowana w kiosku na okładce "Happy". wynaturzenia, dziwacy i ci żądni atrakcji. publiczność, która ostrzy kły i chce więcej, mocniej.
są zamknięte w klatce istoty, których pozbawiono wolności. są ludzie uzdolnieni nie potrafiący odnaleźć się w wymagającym świecie.
jest wodzirej/narrator.
jest wielka promocja. kup jeden drugi gratis.

rozstawiony biały, ogromny namiot, który kradnie około dwóch godzin
jedynym plusem jest rodzina w komplecie, lecz plusy na tym się kończą, bo już za chwilę  udławią się tanią atrakcją jak ością z wigilijnego karpia, którego kupili w supermarkecie, w kasie samoobslugowej płacąc nową kartą z promocyjnym dziesięciopunktowym oprocentowaniem. za prowizję za twojego karpia Oni kupią sobie łososia.

22 minuty, które wzbogacają człowieka.
jest też zdziwienie, iż ten film ma 112 tysięcy wyświetleń
jest też skośne piszczące gówno mające ponad 500 milionów wyświetleń.

jest cholerna niesprawiedliwość, nieświadomość i wszystko na nie.





'Radujcie się wojną, radujcie.
O bracia moi i żołnierze,
Bo pokój będzie gorszy...'

niedziela, 21 października 2012

Pieprz

czarne ziarenko. jedno.
rozgnieć je. poczuj aromat. 
dopraw siebie. pieprz się.

szczypta mające ostatnie słowo. 
czarny proszek. 
czerwone serce. niewidzialny zapach.

uwrażliwienie na reakcje. ostry, niedający się przełknąć w pojedynkę. jest dodatkiem.

w taki mglisty, pieprzony poranek gdy nie ma obrazu, nie ma wyrazu, jest niewyraźny kształt i taki mglisty zapychający zapach pojawia się osoba z wyobraźni.
tuż obok, 
straszy, ale się uśmiecha.
gryzie w nosie, ale podnieca.
mówi i pieprzy jednocześnie. i jest jedną czarną kuleczką. 


poniedziałek, 15 października 2012

ein moment


nie pamiętam w swoich chwilach, abym kiedyś wcześniej kupiła kalendarz.
w minioną niedzielę mając lat trochę ponad ćwierć kupiłam pierwsze w życiu liczydło dni.
nie myśl, że wydałam 23złote, aby go kupić. wydałam 8 srebrnych monet, aby mieć 12 kartek papieru, w jednej chwili mieć cały rok, w 3 sekundach zakupić 365 dni. i jak tu nie być czarownicą.
jeśli się w coś bardzo uwierzy, to będziemy widzieć szklankę do połowy pełną. TO ja wierzę. Wierzę w szczęście w 2013 roku, bo mam ten kalendarz.
obrazy pozostawiam wyobraźni:

styczeń - kobiety chcą tylko jednego- wszystkiego!
luty - w życiu piękne są tylko chwile - te spędzone z kobietami.
marzec - jeśli kobieta zgadza się na wszystkie zachcianki mężczyzny musi być jego Matką.
kwiecień - jeśli przeciwieństwa się przyciągają, to muszę być wyjątkowa, bo zawsze trafiam na idiotów.
maj - nie ma kobiet niezrozumiałych, są tylko....niedomyślni mężczyźni.
czerwiec - jeśli widzisz swojego eks z nową dziewczyną...nie bądź zazdrosna, rodzice zawsze uczyli nas aby oddawać używane zabawki tym, którym gorzej się powodzi.
lipiec - odchudzam się.
- Jaka dieta?
- Dieta cud!
- i co robisz?
- Jem i czekam na cud!
sierpień - wolę być z kimś, kto rozmaże moją szminkę, a nie tusz do rzęs.
wrzesień - kobieta zawsze ma ostatnie słowo w dyskusji. Cokolwiek później powie mężczyzna będzie to początek nowej dyskusji.
październik - wyemancypowana dieta postmodernistyczna
1. Jeśli coś zjesz, a nikt tego nie widział, to te kalorie są niewidoczne i się nie liczą.
2. Tabliczka czekolady popita cola light popada w tzw. konflikt kaloryczny - traci co najmniej 80% swoich pierwotnych kalorii.
3. Gdy jesz w towarzystwie, liczą sie tylko te kalorie, których zjadłaś więcej niż inni.
4. Jedzenie lecznicze nigdy nie jest kaloryczne (np. czekolada na depresje, czerwone wino na serduszko, koniak na potencje, etc.).
5. Dbaj o sute posiłki dla twej rodziny i przyjaciół - im grubsze twoje otoczenie, tym ty wydajesz sie chudsza.
6. Picie i jedzenie przed telewizorem sie nie liczy, bo to nie klasyczny posiłek, tylko cześć rozrywki.
7. Dania z lodówki nie maja kalorii, bo - jak wiadomo - w lodowce jest zimno, a kaloria to jednostka ciepła.
8. Zalecam spożywanie posiłków na dużych płaskich talerzach - kalorie szybciej z nich parują.
9. Produkty spożywcze o tym samym kolorze maja tyle samo kalorii (np. pomidory i dżem truskawkowy, pieczarki i biała czekolada, krwawa Mary i rzodkiewki).
listopad - jakie to niesprawiedliwe, że zakochane kobiety wyglądają tak pięknie, a zakochany mężczyzna przypomina skołowaciałą, błędna owcę.
grudzień - prawdziwy mężczyzna każdego dnia uwodzi tą samą kobietę.

spaceruję tej jesieni, rudej i wilgotnej i układam myśli, nie nie układam ich, one są jak frywolne cząstki. po prostu są.

ile to jedna chwila?
to rok, to jedno spotkanie, to 5lat studiów, to chwila nieuwagi, to jedno spojrzenie, to cała wieczność.
chwila ma swoje fizyczne właściwości i chemiczne zależności.
chwile to szczęście, chwile to nasze manifesto.
Czy całość to jedna chwila? Czy musi być sumą momentów? Bo jak dodawać te piękne i te najgorsze. Przecież to nie jest proste matematyczne działanie, gdzie '-' i '-' daja '+'. Dwie piękne chwilę nie zredukują cierpienia tych najgorszych.
Czy jedno mrugnięcie to ułamek sekundy, czy to jedna chwila, a może to jedno spojrzenie spod moich brązowych oczu?
Niemierzalna jednostka, która odmierza emocje niczym ziarenka piasku w klepsydrze. Przesypując migawki z północy na południe, wyznaczając czas, determinując nasz los.
Chwilą może być całe życie. Może też być tylko jedna chwila w życiu.pradoksalnie. 'Chwilo trwaj!'
'Chwile ulotne'
Łapać, dzielić, zapamiętać, wymazać, kupić, sprzedać. Można zrobić z Nimi wszystko, można się z Nią przespać, można Ją zdradzić, zostawić dla Innej, można też się w Niej zakochać. W jednej, trwającej ile? minutę, rok? Życie, życie to ochłapy jakie nam rzucili, żebyśmy mieli coś na pocieszenie.
A one jak kredki, jak pastele, jak akwarele uzupełniają nasze puste kontury, zdobią, wyróżniają.
Chwile mówią. chwile słyszą.

Chwila to zapach, to smak, to dźwięk, to jedna kropla spadająca na nasz nos, to ulewa trwająca całą noc. To wschód Słońca, to zaćmienie Księżyca. To przyzwyczajenie. To ja.
Uciekam.
'Catch me if you can'


środa, 10 października 2012

litera

jedna litera nie znaczy tak naprawdę nic. jeden wyraz może zmienić wszystko.
chcę, tak, kocham, nienawidzę, tęsknię, bądź, spierdalaj, przytul, mocniej, nie, teraz, później, rok, razem, osobno, wszyscy, opinia, osąd, oczy, słyszę, głucha, niedefiniowalna, niedojrzała, mściwa, chętna, zawsze, nigdy, dam, pozwolę, pojadę, wrócę, przepadnę, wykreślę, posłucham, usłyszę, porozmawiam, napiszę.

ciąg znaków zupełnie przypadkowo wpadających z mojej głowy do moich dłoni. a może nie przypadkowo?

Gonię, skaczę, przewracam, przeklinam, buduję, niszczę, palę, trzeźwieję, kłamię, prawda, ogień, woda, podobieństwo, powrót, wyjazd, chęć, marzenie, książka, muzyka, CISZA.

Nie słyszeć ciszy, to wcale nie znaczy być głuchym. Czy można ją napisać? Można coś o Niej opowiedzieć, można się z niej śmiać? Ona mówi tyloma słowami, a nikt nie umie jej odpowiedzieć, być z Nią, wodzić na pokuszenie.

Popełniam każdy wpis w innym stanie skupienia, w innej literze mojego Ja.

Wyrozumiałość, cierpliwość, przyjaźń, nienawiść, bliskość, chęć, poznanie, pokusa, pokuszenie, nieśmiałość, nikt, nigdy, ja.

Pomieszana, nienormalna, ja, ład, porządek, nieskładnie, nieładnie, prawdziwie.




niedziela, 7 października 2012

struna

Pręży się, drga. Powstająca fala, która wydobywa dźwięki
Wprowadzające ją w stan ekstazy palce są majstersztykiem. 
Poruszają się z prędkością szybszą niż może zareagować ciało.
Oszukują wzrok. Czarują uszy.

Znów mnie nosi ciałem i umysłem. Opowieści ludzi, najadanie się ich wspomnieniami wzbudza ochotę.
Ochot mam wiele.

Jak się bardzo chce, to można. 
Wygrałam książkę, którą bardzo chciałam. Jak inaczej to wyjaśnić?

Ranne grzybobranie przy dźwięku rżących koni i muczących krów.
Uwodzicielski zapach sosny i kuszące promienie słońca, wplątujące się różnokolorowe liście we włosy.

Tony Halik nadal nie ożył. Nie przyjechał na festiwal. A pod jego wezwaniem.
Było tak... spokojnie.

'Józek nie daruję Ci tej nocy'. Do dziś żałuję, że rodzice nie obudzili we mnie żadnego talentu. Cóż, najadam się wrażeniami. Słucham gry na altówce węgierskiej i niebywałego, nieznanego przeze mnie dotąd bliżej góralskiego wokalu. 
Co dzień odkrywam coś, co mi się zaczyna podobać. Folk coraz głębiej mnie dotyka i pieści.

Chłonę na papierosie wiedzę o Kapuścińskim i o Wschodzie Europy.

Struny mają to do siebie, że oprócz wydawania pięknych dźwięków mogą pękać.
Lekkie trącenie może ranić. Może oszukać, może fałszować.

Aby spełniać marzenia napinamy struny umysłu, dłoni i nóg i modlimy się o jej pęknięcie, które oznaczać będzie spełnienie. Szczęśliwie nie mamy tylko jednej struny. Istotnym jest, aby mieć dobry smyczek...

"Człowiek jest jak skrzypce-dopiero kiedy ostatni struna pęknie, staje się kawałkiem drewna'.






środa, 3 października 2012

poczekam.

apetyt rośnie w miarę jedzenia.
nieprawda.
apetyt rośnie kiedy czekasz.
najlepiej smakuje to wyczekiwane.
czasem dzień, czasem tydzień, a czasem lata.

zakazany owoc smakuje najlepiej.
nieprawda.
owoc, który dojrzewa w głowie, ciele i myśli doprowadza do szału.

utarte, przyzwoite, pasujące - zaspokajające.
nieprawda.

extraordinary.

oczekiwanie potęguje siłę ciała i umysłu.
oczekiwanie nadaje smaku.
oczekiwanie nadaje sens.
oczekiwanie jest karmą.

tylko trzeba nauczyć się czekać.

poniedziałek, 1 października 2012

myśl.

Pewnego jesiennego poranka, po pewnej niedzielnej nocy ozdobionej kartkami 'Greka Zorby' wstałam, wzięłam prysznic, uczesałam się, pomalowałam oczy i usta, ubrałam ciemno turkusowe spodnie, zapakowałam torbę książek celem odwiedzenia biblioteki i pojechałam do pracy.
Tego pewnego jesiennego poranka bardzo brzydko się zachowałam zajeżdżając drogę panu rowerzyście. Usłyszałam mimo mojego prywatnego hałasu w uszach soczyste 'ja pierdolę'. Było mi wstyd, skulona schowałam głowę.

Dzień minął mi tak raz dwa.
Trzy.

W ten pewny jesienny poniedziałek w głowie rozmawiały moje myśli i dawały mi podsłuchiwać. Ciekawie rozmawiały. Mówią, że chcą jechać na wycieczkę, musiałam je trochę uspokoić i przywołać do porządku, bo myślałam, że wyjdą uszami i oczami i uciekną. Mówiące myśli.

Zaczął padać deszcz. Wystawiłam siebie na rowerze i dałam mu się pomoczyć. Był całkiem miły.
Odwiedziłam Stary mokry Rynek dość ostrożnie się poruszając - śliskie podłoże, a moje opony nadal letnie.
Pogadałam z paniami z biblioteki, oddałam książki dla czytelników (taki ze mnie mecenas czytelnictwa) i znów pojechałam na Księżyc.
Bo ja od wczoraj tańczę z Księżycem, albo na Nim, to zależy.


Wróciłam, jako że babka w gościnie u nas, to obiad gotowy - taki kotlet wielki, że go zjeść się nie dało.
Ale była strasznie przejęta jak wróciłam. Po chwili pełna obaw mówi, że spaliła mi żelazkiem kieckę, którą zostawiłam do wyprasowania (oddaje, komu mogę).
Ta jej obawa, ta wina, po prostu mnie zamurowała. Jak małe dziecko, które coś przeskrobało, jak psiak, który wie, że nie był posłuszny. Skąd to przekonanie o mojej złości? Przecież to tylko rzecz. Rzecz, która się zużywa, albo się nudzi. Nieważna tak naprawdę.
Kwestia szacunku czyjejś własności, to czego my, współcześni nie mamy. Popsułam - 'o sory'.

Jakoś moja wrażliwość, jeśli chodzi o starsze osoby, zwierzaki i dzieciaki wisi na włosku zawsze. Jedno pociągnięcie struny i pękam. Bezbronność i zależność, taka prawdziwa i tak naprawdę bezwarunkowa jest piękna. Ich samodzielność jest zależna od nas, to my zwracając na nich uwagę dajemy im poczucie wartości, którą musimy umacniać każdego dnia.

Ten jesienny poniedziałek, pełen myśli rozpoczął nowy miesiąc. Czym jest zmiana cyferek w kalendarzu?
Kolejnym kubkiem herbaty z miodem, cytryną i imbirem i kolejną wojną myśli.

sobota, 29 września 2012

1/10

Jedna dziesiąta lodowca jest ponad poziomem wody.
Jakaś cześć mnie jest ponad, ponad tym kolorowym światem. Zanurzona w szarości; tak już niezwykłej, niespotykanej zwykłosci; uśmiechu swoim i drugiego człowieka; w dźwiękach; obrazach i milczeniu. Części,które składają się w całość, nieraz się uzupełniają, ale czasem się kłócą, aby dojść do wspólnego stanowiska poprzez argumentowanie swoich racji. Kłótnie tak naprawdę rozwijają, jeśli tylko nie kłócisz się z idiotą. Kłótnia to sposób komunikacji, może nie idealny ale lepszy niż jej brak.
1/10 moich pieniędzy przepada,
1/10 mnie zabrała moja siostrę na Noc Naukowców i bubble tea (te pękające bąbelki w herbacie-radość),
1/10 mnie spędzi pól dnia w qchni, zeby sprawić radość Komuś,
1/10 mnie kładzie się na podłodze i gada do swojego psa wyciągając oczywiście coś z lodówki,
1/10 mnie pójdzie jutro na zakupy, szukać skarbów- (tej wiecie co sobie wymyśliłam  chcę skonstruować torebkę oklejona klockami Lego, to tez zrobię wycieczkę po komisach, Starej Rzeźni i coś wymyślne) no i miętowych spodni, które sobie wymarzyłam.
1/10 mnie pozostanie w stanie zawieszenia.
Dzielę się, daje siebie w takiej formie jak tego potrzeba, w pracę tak umiarkowanie, w bliskich i osoby dla mnie ważne daje dużo, może nawet za dużo, dla plastiku czekam na rozkład, dla siebie-pielęgnuje wnętrze i ciało.

Wczoraj przy drinku wpadliśmy na pomysł na biznes, burdel, ale burdel "jak w domu". Z taką żoną,  tyle tylko, która uskutecznia seks, a nie, że jej się nie chce. Zwykłe kobiety, opcja wspólnego gotowania, masażu, bliskości, płatnej, ale namacalnej i istniejącej.
Po 'Jesteś Bogiem' powstała debata -jesteś sławny, masz przyjaciół, ale coś jest nie tak. Jesteś samotny, samotny w świecie pełnym ludzi, przyjaciół i pieniędzy; tak samotny, ze nagle musisz zaczerpnąć powietrza i wychodzisz z 10 piętra. Zostaje 1/10 Ciebie.

Jestem dziesiętną częścią lodowca, wulkanu; zimna, gorąca.

Jem właśnie śniadanie, bułkę z pesto, które zrobiłam z braku pomysłów na przerób bazylii, bo babcia obsadziła pół ogródka bazylią dla mnie. To zabawne jak niektórzy o nas dbają, a my wcale tego nie widzimy, a zobaczymy dopiero wtedy, gdy już nie będziemy mogli powiedzieć dziękuję. Kiedy nasze części dziesiętne zmienią się w setne i tylko niewidzialna siła będzie dodawała zer po przecinku...

wyszło słońce
więc:
dziękuję!

niedziela, 23 września 2012

papier


http://w437.wrzuta.pl/audio/7W8NT4RakoR/the_xx_-_sunset

dziś bez słów wzięlismy ślub.
jutro w krzyku rozwiedziemy się.

nasze głosy zagłuszą spokojną dotąd ciszę
dźwięki wydobywające się ze strun głosowych zaatakują nas nawzajem

obroni się ten z mieczem trwalszym, zadającym bardziej bolesne rany
drugi poniesie klęskę z raną kłutą lub szarpaną

ukłucie w środku, niefizyczne, metafizyczne.
niedotykalne, odczuwalne, bolesne.
poszarpane wnętrze powstaje na skutek ludzkiej głupoty.

Głupota jest widzialna, słyszalna, lecz niewyobrażalna.
Głupiec zadaje rany niewyrafinowane, nieprzemyślane taktycznie.
Wygrywa pojedynek, lecz przegrywa wojnę.

wojna głosów czy wojna milczenia?

Milczenie jest cenne. Lepiej przegryźć język do krwi niż pozwolić mu uwolnić słowo.
Smak krwi, zapach róż.
Zabójcze piękno, które jest karalne.


Milczenie jest znakiem honoru. Choć bywa tchórzostwem.
Milczenie słychać. Ja je słyszę. Trzeba otworzyć wszystkie okna umysłu i ciała bardzo szeroko, aby Je choć przez chwilę słyszeć.
Tylko nie można zrobić przeciągu.
Nie da rady otworzyć siebie całego dla świata, nawet dla siebie. Jesteśmy iksami i igrekami i nie znamy siebie, nie wiemy dokąd sięgają nasze granice, jak wysoko potrafimy skakać, jak szybko biegac.

Przeciąg to pustka. Bezwartościowe 'chłonięcie' informacji, które ulatują szybciej niż wleciały. Bez sensu.

Ulotność.
Starania idące na marne, odbierające chęci i podcinające skrzydła.
Bezradność.

Bunt.

Bezsensowność.

Ktoś zabrał mi powietrze, ktoś zamyka przede mną drzwi, ktoś ucieka, ja uciekam, zdążyłam się schować.

Boję się odważnie wyjść i powiedzieć tak.
Wyprężyć się, wyprostować i roztaczać wokół siebie odwagę.

Kręcę się wokół własnej osi. Wiruję.
Gdy tylko się ocknę dam komuś znak.
Albo i nie.
Zgniotę papier, na którym mnie napisano i uniosę się ponad wszystko.
Będę wolną, wydartą stroną z całego opowiadania.
Przecież papier się rozkłada.

jeśli nie ja teraz, jeśli nie Ty jutro, to może już tak naprawdę nikt.




piątek, 21 września 2012

bezwładnie.


My heart is beating in a different way
Been gone such a long time and I feel the same
My heart is beating in a different way
Been gone such a long time



do nikogo nie należę
niezależnie kroczę, poruszam się
jest jedna siła, która mnie trzyma na Ziemi, czy chcę czy nie.
grawitacja.

jestem tak samolubna, że nawet samotność chcę mieć tylko dla siebie.
chcę bezwiednie patrzeć i widzieć.
słuchać i słyszeć.
nie myśleć.

uczę się. uśmiecham.
dławię się.

jestem.
niewidocznym kablem się porozumiewam ze światem. dziwna zbieżność.
czy zbieżność jest jakimś znakiem? może.
czy to jest tak proste. tu i tam i wyobraźnia na poziomie +500?

dostałam darmowy bilet do pociągu zwanego życiem. pojedynczy?
szukam ósmego pasażera Nostromo.
jadę osobowym, z przystankami, a może chciałabym ekspresem, szybko do celu.

ale 'nie jest tak źle, nie jest tak źle, ciemność służy do przykrycia jasnych życia'

czarną kawę rozjaśnia mleko.
chore słowa rozjaśnia rozmowa.
złość niweluje muzyka.
mądrość panuje nad głupotą.

a i na Ciebie przyjdzie pora, w momencie kiedy o tym nie myślisz, nie spodziewasz się.



piątek, 14 września 2012

drzewo

jest piątek. podobno.
szłam i czułam jakby wiosna się zaczynała.
słuchałam tego.

zaczęło się Mediations Biennale 2012.
Minęłam na placu Wolności krwawe sutki i waginę. Ech, ta nowoczesna sztuka.
Nieznane, niepojmowalne. Ale - może te biennale pomogą poznać.
Natłok wydarzeń w weekend, tej jesieni.
Koncerty, kino, teatry, ciepłe herbaty, nowe kozaki i płaszczyk, a i beret ;)

"Słowiki jak słowa, niech lecą ku górze
Wyprosić u Boga, błagamy o burzę"

Ależ mnie uwodzi ta płyta Roguckiego....
Nawet jeśli pisana nocą, to za dnia też przez ucho przemierza wnętrza i wierci w głowie.

Zamknęłam drzwi. Grzecznie się pożegnałam. Poszłam.
Zgubiłam liście.
Ale znów odrosną i to jeszcze piękniejsze.

Zrobiłam kurczaka w sosie kurkowym, zamiast talerza sałata, pójdę do teatru, potem na silent disco, zawieje wiatr, pozrywa ze mnie resztki liści, zostanę naga.
Nie będę miała nic oprócz wstydu, w który się ubiorę.
Wstyd ma taki kolor rumieńca prawda? Czy może błękitny jak w tym filmie?

"Znudziłem się Bogu, w połowie, w połowie"

Potem wysuszy mi gałęzie, nie będę miała czym dotknąć słońca. Będę musiała czekać. A ja tak nie lubię. Jednak zaakceptuje koło życia. Opadanie i odrastanie.
Widziałam ostatnio dwa zdjęcia, które pięknie opisały koło życia-
Fotografia przedstawia kobietę, starą(bardzo starą), idącą o kulach, wczesnym rankiem, widać jeszcze mgłę, bo zdjęcie jest robione w pobliżu rzeki.
Druga fotografia to ta sama kobieta, ale powracająca, najprawdopodobniej z mszy.
Droga.
Dwie strony oblicza człowieka.
Zawsze gna do przodu, przed siebie, ale wraca. Niekoniecznie tą samą drogą, ale do punktu, z którego wyruszył. Szukamy w życiu kotwicy.

Patrzę na niebo przez już prawie bezlistne konary, dozują mi promienie.
Są też korzenie, których odcięcie powoduje śmierć. Ale są też takie, które chodniki rozrywają i takich sobie życzyłabym...






wtorek, 11 września 2012

naśladowcy


lubię słuchać świata gdy jest cicho. słychać wtedy dokładniej to, co zazwyczaj niesłyszalne.
świat lepiej widać po zmierzchu, lub jeszcze przed wschodem słońca.
a najlepiej podczas krwistoczerwonego zachodu, takiego jak wczoraj.
wtedy stoję, patrzę i słucham.

Pytam siebie (często to robię, w dodatku sama sobie odpowiadam) czy zaadaptowałam się do otoczenia?
Wtopiłam się? Dopasowałam swoją formę i jestem wmurowanym elementem, który po prostu jest. Nikt nie pyta jaki, czy jest w ogóle, po prostu jest.
Nie wiem, ale chyba nie. Zawsze mam jakieś ale. Jeśli nawet niewypowiedziane to w głowie. Bo czasem nie chcę mi się mówić o swoim punkcie widzenia. Ale mam go. 'Nie mówiłam? Bo nie pytałeś'.

Mądre słowo na dziś-mimetyzm. Sama je zanotowałam w celu sprawdzenia, a poznałam je w magazynie IC PKP. Takie rzeczy teraz sprzedają pasażerom.
I jest takie podobne zjawisko zwane mimikrą. Jest do upodobnienie się osobników, które mają jakieś atuty, do bezbronnych gatunków. Biorą z zaskoczenia.
Ja też czasem atakuję z tyłu. Ale mam chyba zbyt wiele skrupułów i nie umiem się podszyć pod kogoś i zaatakować podstępem. Niby prosty umysł, ale jak ja potrafię sobie skomplikować drogę, On jeden wie.

Ale ta mimikra i mimezja to takie zwierzęce zachowania, które, my, ludzie XXI wieku przyjęliśmy.
Maskujemy się, zaszywamy w świecie martwych, nic nieznaczących przedmiotów, które są nietrwałe, które się niszczą, które nam kradną. Albo my kradniemy.
Kradniemy czyjeś pomysły.
Udajemy bezbronnych, atakujemy. Nie umiemy przepraszać i nadstawiać drugiego policzka, wiem to takie idylliczne, biblijne, ale przyznać się do błędu, do słabości?
Nigdy. Lepiej się zmimetyzować. Wtopić w otoczenie, może nas nie zauważą, nie wychylać się, nie tupnąć nogą w walce o swoje. "Znać swoje prawa, a nie tylko im podlegać".
Nonkonformizm i asertywność.

Trzeba przestać się chować, ukrywać, pokażmy, że jesteśmy, oddychamy, mówimy, czujemy, słyszymy, a nie tylko się dostosowujemy
Dziś świat(wszystkie jego elementy) obiegły covery. Wszędzie, wszystko to samo w innym wykonaniu.

Wyszła taka nowa płyta Coexist.
Właśnie, koegzystujmy, współżyjmy, kooperujmy, bo razem jakoś zawsze lepiej...

http://w727.wrzuta.pl/audio/avMMbX9T8b5/the_xx_-_reunion


niedziela, 9 września 2012

Rzeka grzechu Warta.

http://www.youtube.com/watch?v=AbmnOVMH8VY

Wystarczy tylko chwila. Wsiadasz w piątek po południu w pociąg, jedziesz godzinę pociągiem osobowym. Potem 30km rowerem, jest dość często pod górkę i już jesteś. W domu na rzece, w Panta Rhei.
Tylko w ten piątek było dżdżysto, było czuć jesień. W sumie już ją widać, poznaje jej kolory, ona ubiera się w te same w każdym sezonie. Chyba jest niemodna?

Świat jest mały. Przypadek. Los. Przeznaczenie. Przyciąganie wzajemne 'wariatów'? Bo jak to nazwać?
Zachwycałam się ich barką w Noc Lampionów, a teraz szukając tak naprawdę byle jakiego noclegu na Trasie Stu Jezior trafiam tam. Wstaję rano, idę nad rzekę i widzę Panta Rhei. A potem przyjeżdża pan Grzegorz. Świr, Wariat nie wiem jak go określić. Rzadko można takiego człowieka spotkać, który znalazł swoją oazę nad Wartą, uciekł z miasta, powiesił telewizor na szubienicy, piszą o nim w internecie, ale on nawet nie wie, bo z niego nie korzystają ;). Traktują nas jak swoje dzieci, tylko dzieciakom chyba by nie polewali i nie kazali pić 'na golasa' czyli bez popitki, tylko z kiełbą i ogórem. Opowiadali, my chłonęliśmy. Staje się takim twoim jednodniowym przyjacielem-mentorem. Spełnił swoje marzenie. I potrafi powiedzieć, że liczy się tu i teraz, że zajebiście, że potrafiliśmy znaleźć to miejsce. Ruszyć się, poszukać.
Podróż to ludzie. Gdyby nie to miejsce, nie ten człowiek, to byłby tylko rowerowy szlak stu jezior.
A tak stał się czymś więcej, miejscem, do którego już ciągnie.


I była jeszcze ona. Całkiem inna niż tutaj w Poznaniu, nie jest wmurowana w betonowe koryto. Jest dzika, jest nieznana, jest sobą, sama wytycza swój bieg, patrzysz w jej toń i się zakochujesz.
Podobno nikt nie słucha rzeki. Dziś rano wstałam i próbowałam się jej oddać. Jednak potrzeba dłuższej kontemplacji.


Ale mogę tam pojechać znów, zjeść śniadanie na rzece, spać w domku na wodzie, która ukołysze mnie do snu niczym piękna kołysanka. Znów mogę pojechać,aby siedzieć przy ognisku, aby znów paść w moją pościel w niedzielny wieczór ze zmęczenia. Mogę? Ja chcę.

wtorek, 28 sierpnia 2012

wenus

wenus nie składa dłoni do pacierza
alkoholu i pacierza akurat nie odmawia

maluje paznokcie na kolory tęczy i nadal liczy na niepokalane poczęcie.

wenus ma swój żel do golenia i to o swojej własnej nazwie.
nie podkrada cudzego.
'nie bierz rzeczy bliźniego swego (w tym  żony, ale o mężu chyba nie było mowy. Tylko on z secondhandu? hm...)

podobno ma być dumna, że jest kobietą.
tylko jakie jej zadanie?
poboczne i skomplikowane.

wypiła z nim kilka(3) kolejek whisky.
tak, zdziwił się, iż nie drink z palemką, a taki męski trunek.

nie, ty nie jesteś wenus.
-jak to? pokazać?

dobra, możesz być kółkiem z krzyżykiem, bo po trzecim masz dość.
tak, wystarczy (narazie).

Ona gada i gada. czasem nikt jej nie słucha, nie wiadomo dlaczego ona mówi i nie kończy...nie no kończy przecież lubi... powiedzieć ostatnie..... słowo.
Mówi wielokropkami i dobrze gotuje. Przez żołędek do serca. Tak babka uczyła.

Jeździ na rowerze jak opętana. Nawet po błocie. Wraca brudna. Słucha muzyki z Synów Anarchii. Oglądała to w ogóle. Chce prawo jazdy na motór. Nie boi się. A robi się blada na widok krwi. Wstyd, taka duża. Zakochała się w KONTR-a-basie. Jest większy od niej.
W ogóle ona to jakiś zmutowany gatunek. Jakby zaśpiewał Pudzian - 'takich już nie ma". Czasem w to wierzy, czasem myśli, że przesadza. Bo ona w ogóle to czasem naprawdę prze/gina. W niegrzeczny sposób.
Wzrusza się.
Ufa - a dziś 'ufa' to prawie jak 'ufo' dziwna zbieżność nazw.
Szuka, aż nie znajdzie.
Wyciąga rękę.
Czasem ucieka, bo nie wie co zrobić. To jej dobrze wychodzi. Ale wraca z podkulonym ogonem. Przeprasza.

Szkolona w męskim świecie. Przyuczana, poprawiana i strofowana.
A maaaaaaaaasz.

Prawie nigdy nie słyszy telefonu. Nosi ciekawe rzeczy w torebce-puszce pandory.
Lubi perfumy, biżuterię i kwiaty - nie jest materialistką. Woli rzeczy nienamacalne(czasem).
Wdycha, najada się wzrokiem, nie musi dotykać.
Odczuwa niedosyt.

Muzyka ją ubiera, rozwesela, usypia i zachwyca - czaruje niczym Copperfield.

Ma ogolone nogi, za to miewa niedogolone, bywa niedokładna.
I ma plastikowe dildo do robienia baniek mydlanych z okazji dnia dziecka.



czwartek, 23 sierpnia 2012

Boom

nie mów, że jestem
pytaj czy będę
możemy spotykać się tylko w słowach

albo między nimi
stawiając przecinki, kropki i wykrzykniki
albo wielokropki......

Rozpuść mnie jak kostkę czekolady w gorącym mleku.

znikam w twoim monologu. nie ma mnie.
unoszę się niczym gaz
u-lotna.

pojawiam się w dialogu, na twoje zawołanie.
jestem. jeszcze...
na jak długo?
jeden znak, który pyta.
ja pytam
czy Ty odpowiesz?
???

Podpal mnie jak metan
Wdychaj mnie jak hel
Śmiej się. Ze mnie, do mnie. Pozwól podejść. 
Stwórz mieszankę wybuchową. Koktajl Mołotowa.
W sumie to nim jestem.

Odpal lont.
Trzy, dwa, jeden...
Booooom

Przełknij mnie, nie zachłyśnij się. Ja tam dobrze się ułożę i będzie nam wygodnie. A nawet bardzo.


Tylko nie weźmiesz mojej duszy. Pamiętaj.





wtorek, 14 sierpnia 2012

ciekawe

Ciekawe czy ludzie śnią w pociągach. Tak wystawieni na publiczny widok. Śpią różnie. Śmiesznie, śmieszniej, uśmiechnięci, smutni.
Czy oni naprawdę zasypiają?

Ja jakoś nie mogę.

Sen rodzi się gdzieś w podświadomości, przywołuje w pamięci wspomnienia lub pror/w/okuje.
Być jasnowidzem to ciekawa sprawa. Czy przeczucia i intuicja to taka czarna magia?

Kolejny przejazd niestrzeżony.
Zagrożenie życia.
Kolejny niedziałający wiatrak.
Zmarnowane kilowatogodziny niewykorzystanego wiatru.

A ja pomyliłam ksiązki. Zamiast drugiej części w amoku zabrałam trzecią.
I teraz muszę czytać ludzi i spisywać ich na kartce czarnym długopisem.

Spiszę kiedyś życie, tylko na kolorowo.
Dodam spis treści, ponumeruję strony, oprawię.
'Szukam introligatora, który oprawi moje życie.'

Obraz przewijany jak na taśmie.
Myśli uciekają szybciej niż prowadzi je dłoń.

Podróże, spotkania, muzyka.
Powitania, pożegnania.
Festiwale muzyczne łączą nawet tych, których zazwyczaj wszystko dzieli. To jest coś, czego nie zareklamujesz drugiej osobie. Albo pojedzie, albo nigdy nie pozna tego.
Deszcz, błoto, zmęczenie i nagły przypływ energii, kiedy poczujesz w środku to znajome drżenie. Dźwięki, które wywracają wnętrzności, a one pobudzają emocje.
Zasysam to. Głęboko do siebie.

Pomyliłam pociągi. Pierwszy raz. Ciekawe jak to się stało.
Katowice przechowały mnie przez pół dnia (daję niepodległość dla Śląska - pociągi jeżdżą w odwrotne strony). Kupiłam książkę, w której się rozkochałam.
Z zastrzykiem muzyki znanej, nieznanej, lubianej, mniej lubianej, ale przeżytej wracam nocnym pekapem.
Chcę więcej.

Ogarnięta szałem-

środa, 8 sierpnia 2012

Turbo-dzień.

Dziś dzień stanął gdzieś pomiędzy rzeczywistością i fikcją. Wpadam, robię obiad, szybko, chwila barłożenia i  największa atrakcja dnia.
Kontenerart, wiecie, nad Wartą. Zachodzimy z rowerami za rękę i jest Turbo-serwis rowerów.
Szybkie omówienie usterki, dziwna moc bije od Niego. Mówi godzinka.
Znów barłożymy, ale na wysokościach, na leżakach, z piwkiem z cytrynką. On przychodzi po kolejne ustalenia dotyczące roweru.
-On na pewno nie jest z POZnania. Tu ludzie tacy nie są. Nie, Ty to wyjątek (po moim zmarszczonym oku).
Mija czas, czas patrzenia na bieg Warty, na Ostrów Tumski, na rozmowach, śmiechu.
Idziemy na czaty, co tam w serwisie rowerowym. Prawie koniec. I jakoś zaczynamy tę rozmowę o rowerach, o w sumie niczym konkretnym, ale jest tak energetycznie, tak z pasją.
Po prostu do takiego serwisu chcesz chodzić co dzień, chcesz żeby rower ci się psuł. Jaka to musi być moc, wyobraź to sobie. Kurde, w Teksasie jest żarówka, która już świeci sto lat, bez przerwy. Technika musiała je wyprzeć z produkcji, bo po co komu taki produkt, który się nie zużywa, nie niszczy. Machina by stanęła.
On z Łodzi. -No tak. Wiedziałam.
Psujcie rowery i naprawiajcie je tam, poznajcie Go.
Potem wycieczka, rowerowa, opowiastki, filozofie, osz już w głowie paruje, nadmiar tego.
Trzeba zbierać siebie i już. Znów jedziemy pod górkę. Zaprawiona w boju.
Przystanek, na skrzyżowaniu Głogowskiej z Roosvelta. Tam przy MTP, na przeciw Dworca. Siadam. Palę. Myślę. Widzę mijające auta, tramwaje, ale nocą to wszystko takie inne, spokojniejsze.
Myślę i żałuję.
Żałuję, że nie pojechałam na Woodstock. Nie wiem co myśleć o nagłej zmianie Ostródy na Coke.
Ciekawe, czy gdzieś żyje ktoś oznaczony dla mnie. Kto potrafi być taki, no właśnie taki.

No i sprowadzona do parteru, gdzie moje miejsce, a nie mój czas. Zawiedziona-nie. Rozczarowana pięknymi tylko! słowami.
oraz kupiłam tak wysokie buty, że o ja pierdolę ;)




poniedziałek, 6 sierpnia 2012

Efekt motyla

Wymyślam, gadam, oczekuję.
Jestem spragniona ludzi, tak po prostu, wymiany myśli i słów. Znajduję, lecz brak efektów. To małe trzepotanie skrzydełek.
Wygadam się, wykrzyczę, lecz brakuje kropki. Wygłaszam dziwne(?) poglądy, wręcz herezje, występuję o krok przed moją płeć (albo jestem za nią.)

'Nie ma nieba' tak śpiewa Wesoło-smutny zespół, nie mówią, że nie ma piekła, więc czyżby było? Zapewne oddzielone sporym dystansem aniołków od aureoli. Jednak ludzie w piekle będą zadziorni, będą, będą występowali przed szereg, bo jakżeby inaczej. Ano mogą się jeszcze zbratać - w końcu nieszczęścia łączą. Będąc zgraną piekielną gromadą można i opanować niebo, to którego nie ma.
W głowie mam obraz drogi piekielnej, korytarz piwniczny oświetlony pochodniami i w tle AC/DC 'Highway to hell' - ostatni prosta.

Przyśnił mi się straszny ból głowy, jednak po chwili okazało się, iż to nie był sen. Spowodował dziwny uszczerbek na moim całodniowym samopoczuciu. Zespół napięć dziwnych był przy tym łagodnym objawem. Efekt pomieszania myśli, alkoholu i niedoboru snu.

Każdy skutek ma swoją przyczynę. Żyjemy w prostym schemacie wykresu.
Każdy krok zbliża do punktu b, a oddala od pktu a.
Każda myśl sieje nowe spostrzeżenia.
Nie każde ciekawe rozmowy dają efekty.
Nie każde wrażenie do czegoś prowadzi, wpada w próżnię. A nie powinno, jednak zbyt skomplikowane słowa niewypowiedziane, a powiedziane między wierszami na tak prosty obraz egzystencji, ograniczony do zaspokajania najprostszych potrzeb życiowych. Po co szukać inteligencji, wyzwań, skoro zaspokojenie najniższego poziomu piramidy Masłowa jest wystarczające. Wszystko mija się z sensem, a pozostaje tylko seksem.

Efekt buduje, przyspiesza starania, jeśli by zmienić tryb pracy na wykonywanie określonych zadań, a nie czas spędzany przy nich skuteczność pracowników wzrosłaby o 50% i o tyleż skróciłby się czas ich pracy.
Mając wyznaczone małe cele, te szczątkowe, łatwiej jest się poruszać w lawirującej egzystencji. Zrealizowanie jakiegoś z nich jest cholernie budujące i dla mnie przyjemne. Wiem, że coś skończyłam, że tamta droga jest zaliczona. Doprowadzenie wątku do końca daje mi spokojny sen, poczucie własnej organizacji i przekonania mojego ego o jego istnieniu.
Wyznaczam drogę według mojego rozkładu jazdy, są miejsca na przystanki, na drugiego człowieka, na poproszenie o pomoc, bo to nie boli i nie umniejsza człowieka, a jedynie nadaje mu bardziej społecznego wymiaru.


poniedziałek, 30 lipca 2012

żyję słowami, mówię czynami
czekam oczami i uszami
strach moim głodem, nakarm mnie odwagą
utopiona w swoich myślach nie wiem jak dokleić Ten kawałek, Ten tak bardzo brakujący
dystans moim murem.
rzuć granat, rozsadź mnie na kawałeczki, a potem pozbieraj.
wybaw mnie od zła wszelkiego i wódź na pokuszenie.
i przeproś, że tyle musiałam czekać.

niedziela, 29 lipca 2012

dwa koła

zmęczenie moim obrazem
łóżko moim rajem
wiatr w plecy moim silnikiem
mięśnie moją mocą
odległości, podjazdy moją miarą wytrwałości
muzyka moim przyjacielem
samotność moim czasem
koniec języka moim przewodnikiem
woda moim paliwem
dwie zdrowe nogi moim błogosławieństwem
telefon do przyjaciela moim wybawieniem
plecak moim domem
głód moją bajką na dobranoc.
cisza moją nagrodą
pomost moim stołem, rzeka moim obrusem
bociany moimi gośćmi na śniadanie
maliny moim deserem
spokój moim wyzwoleniem.

środa, 25 lipca 2012

Zwolnij!



Siedem dni. Tyle wystarczyło, abym porzuciła siebie, swoje myśli i stała się podróżą.
Tak zwyczajnie. Nie wiedzieć, jak dokąd, po prostu żyć.

Oddzieliłam siebie od siebie, taka wolna i spokojna.
Spałam w namiocie. Na plaży (nigdy nie pomyślałam, że piasek może okazać się tak twardy), na skarpie, w parko-lesie.
Bałam się jak cholera. Wyobraźnia robi swoje. Wielkie oczy w środku nocy i zaklinanie się, że już nigdy, już nigdy do jutra.
Budząc się wraz ze wschodem słońca, bo to zdecydowanie ono wyznaczało godziny życia. Żyłyśmy razem z nim. Może trochę obok. 
Ale zrobiło swoje. Kolor mam służącej, nie jestem białą jak szlachta, arystokracja. Trudno, mogę być chołotą pracującą w polu, ale ten odcień zdecydowanie mnie ubiera.

Odpinam zamek dwusekundowego domu i widzę bezkres morza, słyszę fale rozbijające się o brzeg i już się nie boję.
Rozbieram się, zanurzam.
Oczyszczam.
Głowę i ciało.

Supertramp to plecak, kilka papierów i okrągły dom noszony jak skorupa. Był plan, ale nie okazał się dostatecznie dostosowany do otaczających realiów.
Dopiero dziś domyłam się, położyłam na chwilę na miękkim łóżku, wypiłam kawę. 7 dni zimnych pryszniców na plaży, bez spojrzeń w lustro, spędzone z przypadkowymi ludźmi, którzy widzieli w nas najczęściej siebie z młodości. Choć kraj nie urzeka gościnnością, uprzejmością.
Droga sama wyznaczała tryb naszego życia, miejsce na posiłek czy sen. Bez naszego pozwolenia. Oddałyśmy jej władzę. Bezcenne.
Podróż to ludzie. Był Giuseppe, który nagle zaproponował wycieczkę do fabryki sera, bo akurat tym się zajmował, był Walter-podstarzały hippies, który zabrał nas 40-letnią Cytryną do oazy na plaży. Był Roberto, który urzekł nas muzyką. Był też pan Marian i to w niedzielę – dzień święty czyli wizyta w Kościele. Był też piknik z polską kiełbasą i ogórkami – nie mogłyśmy mu odmówić. Sprawiłyśmy mu radość naszą obecnością, niczym więcej. Nieznajome dwie istoty z plecakami niosące trochę świeżości do codziennej rutyny.
Był też mijany Polak, na rowerze, był okrzyk radości, uśmiech. Jak to miło, jest mijać rodaka, a jeszcze na rowerze. Tak chciałam z nim zamienić chociaż słowo. Rowerowa wyprawa, to to, o czym marzę. Cały wyjazd czytałam „Campa w sakwach”. No i postanowiłam zrobić mini rajd, wsiadam na rower i jadę. Po Wielkopolsce. Pokręcę, pokręcę i odpocznę. Najem się wolności.

Życie zwolniło. 7 dni wypełnionych mną i nowościami. Morzem, słońcem, drogą. Nie all inclusive tylko niewiadoma. Zmęczenie, głód, plecak i kombinowanie.

Tak się zastanawiam czy ludzie biorą kredyt na szczęście czy kupują sobie szczęście na kredyt? Biorą kredyt na wszystko, to i dlaczego nie na szczęście.
Czym jest szczęście? Chwilą. Ziarnkiem piasku, wzburzoną falą, czystym ciałem i ubraniem, kolejną przeczytaną stroną, kolejną nocą.
W obliczu globalizacji życie na kredyt jest normą, dom, luksus, Egipt. A ja wzięłabym go na moje chwile.
Albo może zbierać szczęście na zapas? Najeść się do syta, dostać pożyczkę. Tylko kto podżyruje za moje szczęście? Pożyczka ta byłaby najwyżej oprocentowana i nie do spłacenia.
Szczęścia nie można kupić, można je dostać, czuć, chwytać, słyszeć, smakować.

niedziela, 15 lipca 2012

imiękropkanazwisko

Podpisałam właśnie nowy błyszczący plastik
imieniem i nazwiskiem
trzynaście liter
i co dalej? 

weryfikacja

nazwa własna
jednostka i odrębność

pozorna niepowtarzalność

ania,ola,magda,anna,aleksandra,magdalena
przecież to tylko kilka liter, które mają nas opisać, nazwać.
tak, nazywają nas jak przedmioty
wabimy się jak domowe zwierzątka
mogę nie używać imienia. będziesz dla mnie tą samą osobą czy nazwę cię piotrem czy mikołajem.
mikołaj miał strasznie szorstki zarost, całował mnie wczoraj po rękach i nie uprawiał seksu od siedmiu miesięcy. przedstawił się. po co?
a ja nadałam sobie nowe imię - NIEWAŻNE

największym paradoksem są jednak dla mnie spotkania anonimowych uzależnionych.
jestem adam, nie biorę od tygodnia
jestem marta, nie piję od miesiąca
anonimowość z imienia.

nazwisko rodowe. nazwisko przybrane.
które jest ważniejsze.

nazywanie, tytułowanie. pan,pani.
wszystko to takie relatywne, bo przecież ja byłabym taką samą Moną gdybym była Anną Kowalską. 
Człowiek to nie identyfikator, to nie litery, to nie cyfry.

Może to rezultat oswojenia.
Tak, żeby 'coś' było 'czymś trzeba to nazwać. Byliśmy dzicy, więc nadali nam imiona. Byliśmy wszyscy tacy sami, więc oddzielili nas nazwiskami. Ale to nie nasze nazwiska. Dostaliśmy je. Za darmo, a przecież nic nie ma za darmo, więc trzeba będzie jeszcze za nie zapłacić.

Wychodzę poza swoje litery, będę kimkolwiek. Nazwij mnie jak chcesz. 




czwartek, 12 lipca 2012

Piętra

Chodzę i myślę kogo widzę w danym oknie. Czyja gitara patrzy na mnie z okienka z Dragona, tam na drugim piętrze, z ogródka ją widać. Albo kto ma fioletowe ściany na Garbarach, tam na trzecim piętrze, na rogu Wodnej, albo na Yeżycach, ten baldachim w sypialni na pierwszym piętrze.

Kto może mieszkać na ostatnich piętrach, na poddaszach, które bez pamięci kradną mnie. Całą. Skos, guz. Jeśli nie barka to pod dachem schron.
Najwyżej mieszkał kiedyś plebs. Mi to absolutnie nie przeszkadza, mogę mieszkać wysoko, a być niska. Taki paradoks. 

Od zawsze podziały istniały. Kasty, warstwy, klasy. I istnieć będą. 

Nasuwa mi się wspomnienie, jak też mieszkałam na poddaszu, nie na szóstym, ale na czwartym, tam, gdzie hotelowa winda już nie dojeżdżała. Też byłam służbą, na Saksach, kiedy funt kosztował sześć polskich złotówek, a ja byłam polską studentką.
Jest to czas, którego pewnie większość mogłaby się wstydzić, ale dla mnie to jeden z bardziej kolorowych okresów. Pomyślelibyście kiedyś o zwijaniu końcówek papieru toaletowego w specjalny dzióbek (jak tatuś zrobi dzióbek...) o zwijaniu ręczników w specjalne rulony. Nie wspominając o takim ścieleniu łóżka, że na samą myśl uśmiech wraca na moje usta. Prześcieradła, koce, podkołderniki, pinćdziesiąt poduszek, narzuty, king sizy, istna magia. Teraz znam te sztuczki hotelowe i przestrzegam - uważajcie!

Kiedyś szłam Św. Marcinem, tam jest taki stary neon 'bar tempo'. Rozmawiałam z najwyższym człowiekiem jakiego znam, o Kimśtam, nieważne. Była to historia mężczyzny, kolegi chyba jego, pracował w jakiejś informatycznej firmie, krawacik, komputer, biurko, no i hajs. Ale ten kolega przywykł do tego, a szczęśliwy to był, jak jeszcze przed 'tą' poważną pracą kopał rowy. Wstawał skoro świt, zmęczył się, wrócił i odpoczywał. Nie myślał o pracy, która nie daje spokoju, która ciągle ściska myśli i nie pozwala się uwolnić. Przywołuję te historię zasłyszaną, na tym św. Marcinie, bo gdy ja pracowałam na tych Saksach sobie, to też było beztrosko. Była praca i to nielekka. Chłodnia, 5 stopni i układanie plasterków w specjalny sposób, odmóżdżenie totalne, do tego pogoda angielska - wiecznie wilgotna-(w tamtych okolicznościach zdecydowany minus ;) Ale byłyśmy szczęśliwe. Każda wolna chwila spędzona w angielskich autobusach eksplorując Kornwalię. 
Potrafiłyśmy śmiać się z naszej pracy, zostałyśmy oficjalnie, już wtedy połączone pieczęcią na całe dalsze życie poprzez Wspomnienia, które mamy. Najnudniejsza praca, taśmowy sposób myślenia. Ale coś dawało nam tę radość. Że chciało nam się siedzieć na plaży i smażyć burgery. Mimo pięćdziesięciogodzinnego tygodnia pracy my nadal potrafiłyśmy się połączyć w naszej wspólnej angielskiej niedoli, żartować z naszych plasterków, strojów.

Nieszczęścia łączą i to cholernie.

Ale wracając do ostatniego piętra. Do Rakiety, która była Portugalką i gdy nie znała angielskich słów wydobywała z siebie 'bżżżżż' i pokazywała i wszystko było jasne. Gdy się wyprowadzałyśmy z naszej bawialni i syfialni - dałyśmy jej lustro. Ucieszyła się, bo swoje miała tak wysoko, że nie sięgała i widziała tylko kawałek twarzy. Napiwki pod poduszkami, szczęki w szklankach, śmiech do łez przy polerowaniu pryszniców i przypadkowycm odkręceniu wody. Najstarsza szefowa świata z powyginanymi paluchami i maniakalnie składająca pościele.
Frytki i paluszki rybne jedzone na schodach dla służby. Bubu, której podarowałyśmy książkę "Grecki skarb', bo kiedyś była polonistką która mimo swoich 60 lat nurkowała pod łóżkami i odkurzała najdokładniej z nas wszystkich. 
Był też ten widok

Były epizody z Henrym - czyli moim mężem angielskim - odkurzaczem, który za cholerę nie chciał kooperować. Było tyle historii, było tyle śmiechów, są przyjaźnie  z tego wspólnego moknięcia, ze wspólnego piasku w oczach, z tych chwil spędzonych pośrodku niczego w karawanie. Dziś to już z perspektywy upływającego czasu chwile wspomnień i radości, tych momentów, kiedy łzy śmiechu nie pozwalają mówić, a próba wypowiedzenia każdego kolejnego słowa pogrąża nas jeszcze bardziej, wtedy może i nie było nam tak wesoło, ale jedno jest pewne - było warto.

Byłyśmy wtedy najniższym piętrem społecznym, ale kończyłyśmy nasze 8 godzin i byłyśmy wolne. Praca fizyczna, której tak się wszyscy boją dała mi niezłą nauczkę, nauczyła mnie być taką jaką jestem teraz, wiem, że nic nie przychodzi łatwo, wiedziałam już na studiach jak to jest wstawać o piątej i zasuwać pod górę trzy kilometry do pracy, ale wiedziałam też z jaką satysfakcją można potem było kupić swoje rzeczy. Tylko kurwa moje. Za moje pieniądze, a nie od mamy. Samodzielność - tego mnie nauczyły te polskie saksy.Niestety nie oszczędności - mimo, że wiem, że trudno przychodzi, nadal łatwiej wychodzi. "chwile ulotne" Ale też takiej bezwarunkowej pomocy i bezinteresowności. Ja dziś nie potrzebuję, ale nie wiem jak będzie za tydzień, za dwa. Nie chcę mieć Ciebie na chwilę, ale na dłużej, nie tylko w potrzebie, ale i w radości i w twojej potrzebie. Bo to jest znak dopuszczenia kogoś bliżej - kiedy pozwalamy mu być, kiedy nam jest źle, ale pozwalamy mu się też cieszyć naszą radością, dajemy siebie po kawałku.

W nieszczęściach znajduje się kompanów - można razem się poużalać, ale my się użalałyśmy w tak zabawny sposób, że chyba nikt tego nie potrafił robić tak jak my. Byli wokół nas wiecznie niezadowoleni. Byli też tacy, którzy czekali nas przy wielkim kuchennym stole i odciski na tyłku dostawali. Czekali, aż wrócimy z jakimiś czekoladkami, pochowanymi po kieszeniach, czekali na chwilę rozmowy, albo żeby zabrać nas na fisz end czips godzinę drogi, na plażę. Były lolki w szicie (po ang. szopa to shet), były zmęczone kręgosłupy i kolana, ale co najważniejsze - były pełne życia mózgi! 



wtorek, 10 lipca 2012

reset


tak myślę, czy aby zrobić lakonicznie zwany reset w zyciu potrzeba przełomowej chwili?
musi nastąpić moment zero i dopiero po takim wstrząsie jest możliwa nowa droga?

można się spakować, pojechać do innego miasta.
tylko nie chce się podejmować trudu, gdy Tutaj już coś/kogos tam mamy.
wikłamy się w dziwne relacje i z czasem przyzwyczajamy.
przyzywczaić można się nawet do bólu.

można kupić nowe buty, nowe spodnie, zmienić fryzurę i kolor włosów
można uciekać przed samym sobą, nie wiadomo po co i nie wiadomo dokąd.

czy aby zacząć od zera potrzeba odwagi? gdzie jest granica między rozsądkiem, a odwagą. Odważyć swoje możliwości. Można się przeliczyć, można zahaczyć o nierozwagę, można błednie określić drogę.

Czy warto kilkakrotnie zaczynać od początku? Mając pięćdziesiąt lat i trzydzieści początków. bedziemy kraść życia panu Bogu/Diabłu, a sami skończymy bez umiejętności stateczności, chęci podjęcia trudu; mając w zanadrzu nowy początek.

Zacząć być Człowiekiem lepiej późno niż wcale. Obudzić/pobudzać swoje człowieczeństwo.
Jednak czy da się zamykać każdą historię na ostaniej stronie i zaczynać nowy rozdział? Na naszych oczach, w naszych ciałach, umysłach, bliznach ona piszę się na zywo. Wiecznie live. Jest sens burzyć to w imię idei o nowym, lepszym swiecie?

Chyba dochodzę do wniosku, że potrzeba nam, ludziom, istotom wygodnym, które boją uciec się od czegoś nie najlepszego, ale też nie najgorszego, przede wszystkim znanego -  bodźca. Jakiegoś ulimatum. Tak to dobre słowo. Potrzeba nam bata/kata nad głową, który otrzeźwi w odpowiednim momencie, albo pozwoli zasnąc i przeczekać. Czasem warto chwilę poczekać. Ale ile trwa chwila?

Przełomy - tak. Nowe początki - ostrożnie, dopełnienia/wypełnienia - o tak!

niedziela, 8 lipca 2012

'światopodgląd'

mam google earth. tam mogę zobaczyć świat cały. przejść się myszką(!)

mam obolałą głowę i oczy.

lubię, kiedy te ich włosy na rękach delikatnie dotykają moich.
tak przypadkiem, czasem.
bo czasem, to nie zawsze.
i czasem to nawet lepiej.
bo można tak na zawsze?

można być i bywać. albo jednocześnie być i bywać. być ciałem, bywać umysłem.
obcować fragmentarycznie. tylko jedną półkulą, jedną dłonią.
można przecież.

mam pogląd na świat. mam też podgląd. i on mnie tak męczy. chciałabym się wyzbyć tego podglądu, od tego bolą mnie zmysły. wszystkie.

świat będę mogła ocenić ex post. jak zobaczę i poczuję, tylko muszę się pozbyć tego bólu, niechęci. coraz lepiej mi ze sobą. tylko ze sobą. ale przecież ja lubię być w tłumie. chyba pomyliłam drzwi i weszłam bez zaproszenia.

pomyłka? 'tak miała moja matka na drugie'

popłynę łodzią podwodną, pod ten cały świat, zobaczę co jest pod. sprawdzę korzenie i zbadam stopy. poznam wszystko od dołu. będzie to bardziej logiczne i bez zbędnych osądów. widoki z dołu są inne. ukryte między udami.
wypożyczę sobie jeden, tak jak wypożyczam kawałek nieba, na który patrzę i odpływam. niebo jest wspólne, jak już prawie nic na tym świecie.
ja chcę być wspólna, zazębić się, znaleźć pasujące kawałki układanki do mojego świata, do mojego kawałka.

poniedziałek, 2 lipca 2012

momenty

pamiętam kiedy siadaliśmy w korytarzu, gasiliśmy światło i oglądaliśmy bajki na takim oto wynalazku:

pstryk.

chowam bezsenność w koszuli. chowam siebie w szczelnej torbie i czekam na zastrzyk powietrza.
odkrywam siebie. mierzę siebie. z góry. z dołu. z lewej i z prawej.
radość ukrywam w uśmiechu, szczęście w nogach i rozwianych włosach. pokazuję siebie poprzez litery. pisane i czytane.
szukam siebie w zakamarkach. znajduje w zatłoczonej przestrzeni.
ciągle gonię, uciekam.
patrzę za siebie i przed siebie. rozglądam się na boki, uważam.

pstryk.
pamiętam ten wzrok, jego uśmiech, jej oczy zapłakane, jego słowa, pierwsze kino, pierwszą wycieczkę.
schowałam się w lesie, w tym momencie właśnie, gdy wszystko miało się ułożyć jak w bajce, ja się schowałam. ukryta pośród przyrody przegapiłam coś. ale tez coś zyskałam. jednak bilans zysków i strat nie jest wyrównany.
od wtedy boję się już ukrywać.
teraz się pokazuję.

pstryk.
rozwijam nić Ariadny, zostawiam ślady i drogowskazy.
czasem jakbym czuła się nie sobą. jakbym zatraciła rzeczywisty obraz.
jakbym miała bóle fantomowe. części ciała i wnętrze nienależące do mnie. ktoś mi wypożyczył, oddał na przechowanie.
tylko gdzie jest moje??! krzyczę, pytam, wariuję.

pstryk.
boczna uliczka. nie ma tutaj centrum. jest enklawa. ekran i trzy osoby.
'wszystko płynie'
wychodzę i już minął ten mój moment odpłynięcia.
słońce razi mnie i moje myśli. poraziło emocje i uczucia. znów się chowam, do swojej skorupy.

pstryk.
dźwięki.

pstryk.
limit zdjęć się wyczerpał. chciałam idealnego obrazu. teraz wiem, że to nie jest mój cel. idealny obraz. chcę rozmazany, brzydki, ale prawdziwy.
36zdjęć. jestem starym modelem. nie mam karty pamięci.
zwykłą kliszę w głowie. jestem prosta, zwykła i przeterminowana.

a Ty pamiętasz swoje
36 klatek, 36 momentów?



niedziela, 1 lipca 2012

Prezenty



Od wczoraj chodzimy i rozmawiamy z włoskim akcentem. Aparrrato,  fotografio, makaronoo, wymachujemy ‘ręcami’ jak na Włochów przystało.
Ja i ona. Lecimy do trzeciej, która mówi, że dostaje na głowę z nami. Nastąpiło bardzo szybkie podjęcie decyzji o tygodniowym urlopie. Trochę samolotem, trochę na stopa. Namiot.
-„jesteśmy zajebiste, gratuluję sobie takiego cyjaciela”, ktoś chce jeszcze dyskutować? Nie ma o czym rozmawiać, jest zestaw do nurkowania, kapelusz słomkowy i One.
Jestem człowiekiem bez totalnej orientacji na mapie. Szydzą ze mnie na każdym kroku, mówią, że Wenecja to blisko z Mediolanu (kto wie?:) i takie tam.. Ale co zrobić.
A jak ja jeżdżę po Cytadeli, chyba w kółko, bo często mijam tych samych ludzi, mało tego wandale poprzeklejali cyferki na planie i już zupełnie zwariowałam, choć i tak do końca nigdy nie potrafiłam znaleźć drogi akurat wg planu...
A w lesie na Dębinie – niespodziewanie wyjeżdżam w miejscu, w którym wjechałam.
Czary, mówię Wam. Ale za to potrafię się często zaskakiwać, zawsze jakiś plus. Tak jak Alzheimer to codzienne poznawanie nowych ludzi…

Jest taki kawałek, który nierozłącznie kojarzy mi się z wakacjami w Kornwalii. Z rokiem, w którym nasi znajomi, nie wiem czy już przyjaciele mieli 30 urodziny. To jest tak dziwna więź, że możemy nie rozmawiać rok, ale jak się zobaczymy to znika cała ta dziura.
Kornwalia, kraina niebiańska, ocean, piasek. Były urodziny, ognisko, plaża, gitarrra. Wpadłyśmy na pomysł, że ustawimy ze świeczek wielką trzydziestkę. Pracowałyśmy w hotelu, ‘zbijały’ nam się wtedy szklanki, które posłużyły jako świeczniki. Gdy już trochę się ściemniło ustawiłyśmy naszą instalację i …


Potem był rok 25 urodzin.
Na pierwszy ogień poszła moja imienniczka. Zrobiłyśmy album ze zdjęciami od ‘zera do milionera’. Babcie, dziadkowie, rodzice, przyjaciele – były łzy wzruszenia. Było przyjęcie niespodzianka z ludźmi z całej Polski i zielony rower. Cóż to była za radość i likier zwany blue lagoon.

Potem był koncert Swell Season, który gdzieś tam wyszperałam, a że Ona wielką fanką to zapakowałyśmy ją w pociąg i do stolicy, do ostatniej minuty nie wiedziała kto zagra.
Była też podróż do Barcelony – prezent łączony. Zachwyty, przygody, Costa Brava – prezent wymarzony.

W życiu się jakoś tak układa, że czasem już na początku wiesz, że za pół roku będzie koniec. Tak było na Erasmusie, choć nie wszystko się skończyło, ale łączy Was ten czas, tamte przygody, tamto życie. Wtedy najlepszym prezentem okazały się zdjęcia. Kalendarze, albumy, flagi – wielkie łzy na pożegnanie – na mojej pożegnalnej fladze ‘tam twój dom, gdzie serce twoje ty chuju jeden’ – bezcenne.
Zdjęcia to zapisy wspomnień, każde ma swoją historię, niektóre wywołują łzy śmiechu, niektóre przerażenie, ale one są ogromnym bogactwem, zapisem chwili szczęścia.

Była też książka, która wywołała istną lawinę. Uśmiech w podzięce, za który przejechałabym świat dookoła.
Było mnóstwo małych rzeczy, które wywoływały radość. To uczucie, które sprawia, że nawet najbogatszy człowiek cieszy się z pary skarpetek, ta chwila napięcia, ta skromność, bo nigdy nie wiem jak się zachować jak ktoś mnie chwali, niby skromnością nie grzeszę, ale te sytuacje mnie stawiają w zakłopotaniu – no może trochę, bo potem, potem to już tylko można najeść się radością drugiego człowieka, która ma miliony kilokalorii i pozostać wspomnieniem. To przecież cel człowieka – zapisać się w pamięci i historii, nie pozostawać nieobecną, niezauważoną jednostką, być kimś najważniejszym dla drugiej, trzeciej czy entej osoby.

Nie być złodziejem wspomnień, ale doręczycielem.
Nie być stręczycielem, lecz przyjacielem.
W zgodzie z sobą i naturą pozostawać, rozwijać się nie przestawać.
Człowieka drugiego szanować, lecz siebie także pielęgnować.
Zadowolonym będąc innych dopiero można ratować.