czwartek, 31 maja 2012

Rozpierdol

Jak mężczyznom zaczyna zależeć, to zaczynają.......kłamać.
Ładnemu we wszystkim ładnie, a brzydkiego nic nie szpeci!


Robiłam taki tort, okrągły. No i co? Nawet takiego tortu spróbować nie możesz. Bo podać bez brakującego kawałka? Obciach? Ale mnie tak ciekawiło. Ale nie mogłam. Cholera.
Życie też jest piękną całością, albo wpierdolisz całe na raz i nie pozostawisz śladu po nim, albo z językiem uciekającym do dupy będziesz szczycić się wstrzemięźliwością i zachowawczością.
No możesz też dostać w ryj od takiego życia. Oblizać się na słodko i pójść dalej.

Ale lubię cukinię, taką z czosnkiem i oliwą. Polecam. I kieliszek białego wina. Zimne, koniecznie.

A jutro Dzień Dziecka. Przecież "wszystkie dzieci nasze są". No dostałam kubek z Reksiem i dildo do robienia baniek mydlanych, taki uniwersal - 2w1 ;). Kupiłam też jeden dziecięcy prezent, dla (nie)dziecka? Do kiedy jesteśmy tak w ogóle dzieciakami? Dla rodziców zawsze, a tak naprawdę? Jak masz dowód to już wstyd dostać prezent 1 czerwca, ale banknocik wleci z przyjemnością. Nie ma gorszych prezentów niż piniondze. No naprawdę. Brak kreatywności.
A dziś trzeba mieć pomysł. Na wszystko. To on gwarantuje sukces. Możemy zachwycić się kimś, kto nosi coś nietuzinkowego i wcale nie jest to jednoznaczne z "drogie" (choć przeważnie niestety tak jest), a olać kogoś wartego tysiąc złych z najnowszej kolekcji z hła-emu. Wiecie, że po te szmaty w kolejki się ustawiają o 7 rano w dniu premiery kolekcji. Noż kurwa, żeby w kolejce po ciuchy stać?! ;)

Tak myślę, czy psychiatrzy i terapeuci to są zdrowi na umyśle, jeśli w ogóle do kogokolwiek można takie określenie zastosować. Ale wiecie, przecież oni całymi dniami z ludźmi poważnie schizującymi, depresje maniakalne, schizofrenie, zespoły neurotyczne, czy to się na nich nie odbija? Przecież nie idzie się tak odciąć pracy. 16 i koniec, no nie ma bata. Albo trzeba być bardziej żelaznym od Margaretki Taczer albo też nieźle świrniętym.

Wiecie co, wczoraj prawie cały dzień mnie nie było i wróciłam wieczorem i mój złoty pies miał taką smutną minę, no wiecie jak to psy mają. No to jej obiecałam, że dziś pójdziemy i kupimy smakołyki, no i jak wróciłam dziś, to miałam wrażenie, że ona pamięta. Naprawdę. To poszłyśmy. Przez deptakos, który opanowali młodociani Romowie - wiecie jacy oni są... I kupiłyśmy. I od razu między nami było lepiej. Bo obietnic trzeba dotrzymywać!
A mnie dziś taka pani w pracy okłamała, powiedziała, że oddzwoni i co? Nie oddzwoniła. Ja zawsze oddzwaniam. Słowo to słowo. Na to moja koleżanka mówi, że jej 4letni syn też(?!) dotrzymuje obietnic,  kiedyś obiecał dzieciakom w przedszkolu, że przyniesie słodycze, ale w samochodzie się okazało, że zapomniał.
i to jego rozpaczliwe:
-Mamo, ale ja obiecałem!
No ja też, jak ten czterolatek, też tak lubię spełniać słowo powiedziane, dane.

I moja siostra mówi mi, że jestem jak mama, że jej się pytam czy chce jakieś pieniądze jak wychodzi i czy jej coś do jedzenia zrobić. Czy to może być prawda?
A moja mama nie chce wydać dla sierot lalek Barbie po mojej siostrze, powiedziała mi, że to dla naszych dzieci będzie....Po mnie została taka lalka wielkości niemowlaka, z Pewexu, klasa sztuka, ale bezstronni powiedzieli, że jak Chucky wygląda i zawisła na gwoździu!

A i śląska od Olewnika. Zawsze kiedy widzę wędliny tej firmy, to myślę o tym porwanym Olewniku, dziwna sprawa, porwać potentata mięsnego, a ja potem jedząc polędwicę sopocką takie mysli mam.  Dla bezdomnego kota to było, kota którego znalazłyśmy przy takiej pustej kamienicy, do której bałyśmy się wejść, a widok z niej musi być cudny. No i trzeba z terenu kościoła wejść, a tam klechy kamery sobie pomontowały i akurat pora mszy była, więc babiczki spode łba nas 'rozglądające się' i operację "Olewnik" przygotowujące łypały.
A i potem w picipolo grałyśmy, tak nasz kolega (Olo-lat 4) nazwał naszą grę. Ano i Kasztelan niepasteryzowany to nie grzech pawda? ;)

A potem deszcz padał, musiałam się szalikiem na taliba zawinąc, a takiego koczka ładnego miałam. Z tym szalikiem to w ogóle...Taki długi jest i mi tak go zwiewa jak jadę na rowerze, tak powiewa za mną...I ostatnio ostrzeżenie dostałam. Kiedyś, w latach '20 jakaś sławna aktorka w cabrio jechała, chustka na głowie i jej własnie tak rozwiało i chustka w koło się wkręciła i ją udusiła. A więc i mnie mogło tak na rowerze by się stać, toteż teraz już uważam dzięki tej słusznej uwadze.
I kupiłam sandały i pogoda się spsuła i co mam z tego życia z wolną, czarną stopą?

No i ten Slavko i Slawek od Erło okropni jacyś, chyba,że ci z czekolady od Wedla, to ujdą.

No i tak wieje sandałem mi tu, w tym mieście nad Wartą...


Magda&Mariusz - historia nietuzinkowa - połykają konwenanse!


niedziela, 27 maja 2012


Jeśli wszystko się zmienia, to dlaczego nie jest inaczej?
Starzeję się, a mądrości mi nie przybywa.
Biorę prysznic codziennie z zasady, zakluczam dom, choć i tak to nie zapewnia bezpieczeństwa.

Tylko butelka wina jest tak prawdziwie pusta.

Biegnący świat, który albo mnie mija, albo ja jego. Nie widzę tego. Nie widzę lat przybywających na mojej twarzy, nie widzę siebie w ściśle okreslonym wagonie.
Wszystko wydaje się takie infantylne i bezsensowne.
Depilować nogi, żeby za chwilę zrobić to znów. Czekać na piątek, żeby odliczać do poniedziałku. Wstawać o 7 i czekać już na 15. Gdzieś się zatraciliśmy.
Jedyne co nas może od tego oderwać, to nasze uczucia. To one sprawiają, że chce nam się wstać, czekamy na kogoś, na coś, co ten ktoś nam sprawi. Prezent materialny lub nie. Jesteśmy niewolnikami, musimy żyć w conajmniej tandemie.

Szkoda, że człowiek nie jest jak butelka. Albo pełny, albo pusty i dodatkowo nie można tego ukryć. Każdy może zobaczyć stan faktyczny. Bez niedomówień, nadwyraz szczerych wyznań byłoby prościej, ale prawdziwie.
Puste albo pełne. Bez półśrodka.

Bóg i cebula.

Była msza z oddali, to był chyba też tam Bóg?
Chyba mnie nie lubi. Pozwolił mi zjeść tę cebulę.
Ta cebula właśnie, malutka, kilkuwarstwowa, wrzucona do drewnianego brykietu wypalanego w Bieszczadach, ale już niedługo, bo teraz i brykiet będziemy mieć z Czajnatałn. 
To ona stała się powodem mej bladości, zieloności i przytulenia do najwierniejszego nocnego przyjaciela.
To ona odebrała mi sen, a w zamian dała przerażający ból skroni.
Jebana cebula.
Gdzie on wtedy był, ciekawe? Chciał mi dać nauczkę? Żeby z cebulą na dystans, co?
Taki mądry jest, pewnie też kiedyś go taka załatwiła. I to na amen.

A ja w tym amoku pocebulowym home show sąsiadom zafundowałam. To znaczy ja ich nie zmuszałam. Ale widziałam jak patrzyli. Ciekawscy.
A mi się zdawało, że całkiem lepiej po tym rowerowaniu pośladki się prezentują. Oczy przesłonięte cebulą, odbicie Jej w lustrze i cały misterny plan wieczoru w pizdu. (Dziś już tak dobrze nie wyglądała - ona, dwupośladkowa). To może jest recepta na poprawienie jej image? Cebulowa choroba?

I tak mnie zostawił. W napięciu, bezsenności i skurczach żołądka.
Chyba chciał mnie wykończyć.

Ale ja.
JA. Kolejny raz mu uciekłam.
Teraz już przytomna, z gorszą wersją tyłu.
Kawa i tost.
Nie wystraszyła mnie ta jego pułapka. Może na chwilę.
Bardziej mnie może wkurzył. Bo niby dlaczego Ja?!

wtorek, 22 maja 2012

Cudzoziemka

Żyję gdzieś na obcej, poniemieckiej ziemi. Nie jest przecież moja.
Jem cudze pomidory. Czy bazylię, którą hoduję na parapecie mogę uznać za własną?
Wydaję cudze pieniądze, bo te moje ulatniają się szybciej niż zdążę je zobaczyć.
Dziurę w zębie mam chyba własną, ale od cudzej czekolady.
Pomysł na obiad mój? Na pewno ktoś już taki zrobił!

Ale ten świat, który sobie maluję, szkicuję kontury jako granice to on mój?
Co jest moje tak naprawdę w tym świecie? Imię - miliony Monik, jak grzyby po deszczu wyrosły, nazwisko po ojcu, mieszkanie wynajęte, jedzenie kupione, zdjęcie na ścianie ukradzione autorowi.
To może betonowe paznkocie będą moje, na własność? Moja diastema?

Wszystko mam w leasing, handel barterowy.
Daj to, oddam tamto.
Czy można być samowystarczalnym? Czy ciągle muszę  być "cudzą"
Cudzo-łożenie, a może cudo-łożenie?
Cudo-twórstwo czy cudzo-twórstwo?

Mam paszport, z przerażającym zdjęciem, nie ma tam adresu. Chyba celowo. Mogę być solą w oku w Juesej. Mogę być gringo w Amazonii, oczywiście na boso. Gdziekolwiek będę, będę niczyja, zawieszona jak hamak pomiędzy drzewami, który może sprawić trochę radości, pobawić się, podroczyć, nawet cię wywrócić.
Będę na cudzej ziemi, odziana w coś, co zrobił dla mnie i całej rzeszy innych 'ktoś'.
Czy ja znajdę coś swojego? Przecież nawet dziecko trzeba dzielić. Nazwisko trzeba oddać.
Zadaję sobie pytanie czy mam prawo żądać czegoś na własność i czy jest to w ogóle możliwe? Czy to tylko znów jakieś moje urojenie, szukanie dziury w całym, rozmywanie rzeczywistości, tej, którą mi przypisano, bez zgody i pytania. Wpisali mi w kartotekę "los cebula i krokodyle łzy", obrócili wszystko, pomylili mnie z kimś innym i na ich wniosek stałam się cudzoziemką.
Żyję na cudzej ziemi.
Jestem w niemoim świecie.
Ziemia cudza alienuje mnie od samej siebie.
Ziemia obiecana na palecie barw rozpięta, na płótnie tworzona, nadal pędzla doskonałego i malarza szukająca. Farby to epizody z każdego dnia stworzone, z tuby życia wyciskane, barwy jaskrawe, ale także szare i brudne, czasem bezbarwne, czasem uśmiechnięte, czasem krztuszące się słonymi łzami.
Sztaluga ze stali wykonana, twardo do ziemi przytwierdzona, taka jest niewymiarowa, a zetknięciu z małym palcem u stopy powoduje okropny krzyk.Krzyk bólu, ale także znak, że nadal mogę go poczuć.
Mój ból w cudzym świecie.


Huśtawka

Pamiętam kiedy uczono mnie jak się rozhuśtać samej. Taki ruch posuwisto-zwrotny.
Potem na stojąco. 
Dla odważniejszych huśtanie we dwójkę.

Lubię ten moment, kiedy bezwładnie huśtawka spada w dół. Taki wywrót w żołądku.
Huśtawka nastrojów.
Na górze radość.
Na dole brak radości.
Bo to nie jest smutek.
Nie jestem nieszczęśliwa, ale szczęśliwa bywam czasami. Taki wyważony(rozhuśtany) stan mojej osoby.

Z huśtawki możesz dostać w głowę. Zawsze mówią "uważaj". 
A ty uważasz? 
M(iał)am kolegę, który miał okropną bliznę na policzku od takiego spotkania z ukochaną zabawką.
Kołysanie, bujanie. 
Jakiś kojący stan powoduje ten ruch. Uspokaja.
Mnie sprawia radość. 
I ten wyskok w piasek. Mrowienie w stopach. 
Wszystko to jest jak drzewo podobne do leszczyny, na którym rosną orzechy laskowe, które jednak nie jest podobne do leszczyny, ale nią jest.

To huśtanie daje poczucie wolności. Niebo nad tobą, raz wyżej, raz niżej. Rytmiczność twoich ruchów.
Całe życie w jednym rytmie, całe życie widząc rzeczy podobne do oryginałów, całe życie na huśtawce z nieustalonym miejscem wyskoku.

sobota, 19 maja 2012

Piątek.



W piątek jakoś inaczej smakuje wino. Inaczej się pali papieros. Tylko miasto przeraża.
Miasto, maszyna, mózg, emocje.
Nikt nikogo nie poznaje. Wszyscy jacyś odświętni jak szczury na otwarcie kanału.
Najlepsze ciuchy. Umyci i pachnący.
Właśnie o piątkowym zapachu miał być ten wpis.
Jest duszący.
Czy piątkowy zapach jest inny niż sobotni? Tak, odpowiadam.
W piąty dzień tygodnia licząc na przygodny seks wylewają na siebie podróbki kalwina klajna, dolcze gabana i hugo, które dostali od szefa.
Wabik. Myślą, że jeśli zabiją zapach swojego ciała cudzymi aromatami to im się poszczęści.
Oszuści karmiący się zapachami.
Kieliszek, „W drodze”, „Sons of Anarchy OST”, zapach czystego ciała z minerałami z Morza Martwego.
Nikogo nie okłamałam. 
Piąty element, piąta kąpiel, piąty kieliszek, piąty wpis, piąte koło nad Maltą.
Piąta myśl, dziesiąty spacer z psem, piąty obiad, dziesiąta kawa, piąte wspomnienie.


środa, 16 maja 2012

Odblask

Wszystko co mam to wrażenie.



























Mam wrażenie, że zapisałam tu całą stronę, swoim milczeniem, bo tyle mam do powiedzenia właśnie.

wtorek, 15 maja 2012

Diagnoza


Chyba mogłam Cię mieć. Chyba nie chciałam.

Żyjemy w takich czasach, że ideałów mężczyzn szukamy w filmach czy serialach. Na co dzień byd-laki. Mogłabym stworzyć idealny obraz złożony z kilkunastu bohaterów; zdecydowanie i odwaga od tego, wzrost to ten, szarmancki, wyczucie żartu od jeszcze innego i tak mogłabym wymyślać.
Pojawia się ogólny obraz faceta-szmaty. Tacy uwodzą kobiety takie jak ja. Szmata, która jest szorstka, jak zarost trzydniowy. Wierna swojej old lady.
Bo zawsze, zawsze chodzi o Nią. Bohaterka żyjąca swoimi prawami, żywiąca się twardymi osobnikami, którzy potrafią wtargnąć bez zapowiedzi. A takie szmaty, szukają ich w luksusowym wydaniu, ważne żeby była chętna. Ona tez przemawia, bo ma usta. Zachęca, gra. Jest drugim imieniem kobiety.
Dwie pary warg, a nawet trzy przypadające na jedną kobietę - to dlatego nie potrafimy zamilknąć, dlatego wypowiadamy dwa razy więcej słów niż mężczyźni.
 
Jak być old lady? Trzeba nią się chyba urodzić.
Czasem zostaje na chwilę na boku, ale On wraca. Bo to Ona ma jego serce. On  ma tylko inną, chwilówkę. To Ona łączy rodzinę, to dla niej jest żądny zemsty, nie da jej skrzywdzić, to ją całuje po rękach, to ona, Old Lady, zawsze u jego boku. Wierna. Tak, Ona musi być zawsze, On może czasami dać się ponieść. Czy kobieta jest w stanie to wytrzymać? Przecież dmuchanie na inne tanie dziwki, to tylko dmuchanie. Serce jest jej. W jego głowie Jej obraz. Skradzione konie, bezsenne noce, dramaty, najlepszy seks jaki miał vs dmuchanie. Dmuchawce, latawice, wiatr.
Bonnie i Clyde.

Wczoraj, podczas kolejnej owocnej rozmowy powstał epizod, który made my day.
Rano byłam na USG. I pani jakże miła tam robi wielkie oczy wpatrując się w monitor. Widzę, że jej coś nie gra. No to zerkam przez jej ramię. Widzę czarne plamy i zdziwienie w jej głosie i oczach. W głowie obraz wszystkich seriali, filmów medycznych. Myślę tumor, rak. Ona patrzy. Ja też. Patrzymy razem.
No i wieczór. Jak cudownie, że wymyślono telefono. O facetach szmatach, Czeczenach, o pustym miejscu w łóżku.
-No ona nie mogła tam odczytać. Oglądała to USG, zastanawiała się.
-Ty, no jak ona nie widziała nic, to mogłaś poprosić o wydruk. Przyjeżdżasz do mnie, włączamy lampę i oglądamy sobie te obrazki twojego wnętrza. Oczywiście jesteśmy niczym dr Shepard, musimy skrzyżować ręce i się długo zastanawiać.
- No i musimy mieć koniecznie białe fartuchy
- No i wydrukowane wizytówki!!! Tak, to my postawimy diagnozę.
I już mam w głowie gotowy obraz, nas w białych fartuchach z zamyślonymi minami patrzącymi pod światło i na moje USG.
Czasem się zastanawiam skąd biorą się tak kosmiczne pomysły, przecież piszę to i śmieję się w głos. Czy to dobre samopoczucie czy już granica zakrawająca o głupotę?(co by było gdybym zjadła czarodziejskiego grzybka? Pewnie obudziłabym się w Bangladeszu) Nie wiem. Ja siebie lubię i to dziwne coś, co mam w głowie, które puszcza swoje soki w całkiem nieoczekiwanych momentach, reaguje na bodźce niezwiązane praktycznie z niczym. Tak już mam.

Bo ja też jestem szmatą, wyimaginowaną. Moja wyobraźnia pobudza się z minuty na minutę. Z każdego obrazu potrafię stworzyć historię. Ja na motocyklu, ja z tym, ja z Nią, ja tam., ja sram. Na rzeczywistość.
Ponoć kobiety kochają tych złych, a wychodzą za tych dobrych. Ale czy ja tak będę umiała? Szmata szorstka i szmata delikatna. Szmata z jajami i szmata z wargami. Czy dziś szmata to słowo obraźliwe? Panowie porzućcie obcisłe bluzki błyszczące jaśniej niż księżyc, nie bądźcie nad wyraz grzeczni, ale szarmanccy, zapuście włosy do ramion, pijcie whisky, palcie papierosy, miejcie motocykle, bądźcie synami anarchii, podążajcie za nami, za kobiecymi wargami….yy ustami.

poniedziałek, 14 maja 2012

Tytuł na końcu.


Wczesny ranek. Wstaję chwilę wcześniej niż powinnam. Nie jestem wredną egoistką, zrobię kawę i  kanapki dla Ciebie. Taka jestem. Koledzy będą zazdrościć tego zdrowego lanczu w pudełku.
Prysznic. Dla mnie już czasu na kawę nie wystarczyło. Ale to co. Wypiję w pracy.
Każdy w swoją stronę.
Telefon ok południa, żeby ustalić co robimy popołudniu. Obiad? Może rower?
Tak wiem, nie chce Ci się. Ale weź, we dwójkę raźniej. Zawsze się chce.
Dobra, sałatka kalifornijska z grillowanym kurczakiem i sosem musztardowo miodowym. No wiem, że Ci smakuje. O kupiłeś deser. Idealnie. Tarta z wiśniami. Wiesz, że ją lubię.
To co? Prysznic i jedziemy? No nie daj się prosić. Buziak. Nie popadam dziś w potok słów, w monolog, a wiesz, że potrafię.
Puszczykowo. I ta rozreklamowana lodziarnia. Dla mnie pistacjowe, a ty lubisz sorbet truskawkowy.  I ten zakątek nad Wartą, pięknie tu. Może usiądziemy i poczytamy? Nie chcesz? Dobrze pogadajmy. Tak, już się zaczyna robić późno. Znów czas odpłynął, na kolejnej rozmowie i nieustannym śmiechu.
Wczesny ranek. Wstaję chwilę wcześniej niż powinnam…Rutyna do południa. Jakie ustalenia na rozrywkowe popołudnie?
Pójdźmy na Word Press Photo, albo do kina, jakiegoś małego. Anka i Robert też skoczą z nami. O krecik, browarek wleci. Dołącza twój koleżko, lubię go nawet. Piwo w plenerze, nie smakuje nigdy i nigdzie lepiej, wykorzystajmy chwilę słonecznego wiosno-lata.
Wczesny ranek, wstaję chwilę później niż zwykle. Dziś ty robisz kawę i kanapki. Południe. Telefon. To co? Dziś może dobry popołudniowy seks? Dobra. Kupię wino. Może partyjka Scrabble, albo Monopoly? Co wolisz. Jeszcze dziś pamiętaj, odcinek naszego ulubionego serialu.
Wczesny ranek. Wstajemy razem. Wcześniej niż zwykle.
Czy wpaść w taki schemat? Całkiem niezły. Każdy dzień podobny, a zarazem inny.
Mam wyobraźnię nieograniczoną barierami. Wykopuję spod Ziemi pomysły na spędzanie czasu, lecz czasem nie potrzeba nic. Wystarczy, żebyś był w zasięgu wzroku, rób co chcesz. Ale lubię mieć Cię na oku, wtedy blisko-daleko traci perspektywę. Dobra nie będę już czytała najważniejszych fragmentów artykułów z nowego Wprosta.Wiem, wkurza Cię to. Ale co mam na to poradzić, że chcę ci przekazać to wcześniej?
Nuda jest wrogiem wyobraźni. Dla mnie czasem nuda jest formą odpłynięcia, porwania mnie do głębokich myśli i marzeń. Nuda z zewnątrz, a wewnątrz sztorm. Piana, wzburzone morze i ten szum.


Czy to wszystko to IMAGINACJA?

niedziela, 13 maja 2012

Zaskoczenie

Wezmę Cie z zaskoczenia, tuż obok się zjawię.
Niespodziewanie.
Nie-spodzianka.
Mała rzecz, całkiem zwykła.
Zwyczajni, niezwyczajni.
Ja nad, czy pod?
Wielkie oczy lub uśmiech szczery objawem niezamierzonym bywają zjawiska tego
Ja obok stojąc, sprawy sobie nie zdając, w nieświadomości żyjąc
Nie wiem. Czy robić tak powinnam, czy zaprzestać, na wieki zamilknąć.
Zakazać radości sprawiać.
Kiedy ja lubię, jednym przedmiotem uśmiechnąć Cię, pokazać, ze niematerialny wymiar ma świat, lecz z zaskoczenia ujęty, ten właśnie mały przedmiot, całkiem nieoczekiwany, nieprzewidywany.
Bo niezbadane są drogi moje....


sobota, 12 maja 2012

Janusz.Leon.Kropka.


Rrrrrr


Kurde. Widzę tu jakiegoś Stefana latającego przed moim nosem. Przed nim chyba Niemcy nie ostrzegli swoich obywateli. A taki mól, to poważna sprawa. Zaszczep się!
Płyta Sons of Anarchy mi się zacina.

Tak myślę czym jest charakter? Zbiorem cech, które niby odziedziczyliśmy, które niby sami wykształciliśmy. Ale, że jak?
Skoro byłaby to dziedziczna sprawa, jak spirala DNA to bylibyśmy mieszanką naszych rodziców. A jesteśmy inni od nich. Czy to sprawa personalizacji, czy otoczenia? Przecież ja uciekam od tych konwenansów i jestem o krok do przodu (lub do tyłu) przed tym całym czymś
Co znaczy trudny charakter? Przecież dopasowujemy się do drugiej osoby, rezygnujemy  z naszych „trudnych” cech, przynajmniej staramy się.
Czy upór, albo samowystarczalność to coś niepożądanego?  Dlaczego cierpliwość się chwali, a za uparte dążenie do celu neguje?
Jaka matka, taka córka. Porzekadło. Dziwne. Bo to wszystko to cechy nabyte.

Do jakiego wieku dajemy się wychowywać? Mężczyźni trochę dłużej. Kobiety są okropne, potrafią powiedzieć to, co Oni chcą usłyszeć, gramy na emocjach, tym naszym charrrakterem.
Czy to zakodowana płeć nadaje nam cechy osobowości? Wszystko tkwi w naszym umyśle. Płodność, miłość, uczucia też? Tylko odruchy i instynkty są (bywają) bezwarunkowe. Takie, których przeskoczyć się nie da. Mężczyźni myślą tylko o jednym. Od wieków się to nie zmieniło. Kobiety też jednostajnie dążą do znalezienia tego, który taki nie będzie. Więc jak żyć panie premierze?
Wieczne poszukiwania, zataczanie kręgu, rozczarowanie. A niby wszystko takie oczywiste. Facet myśli fiutem, a kobieta to chimeryczna pochwa. Kto jest lepszy, a kto gorszy? Skoro ujednolicamy płci, to czego tak naprawdę szukamy? Cudu? Dlaczego, ktoś może być inny? Czy powiedzenie, on jest inny, on wcale nie jest jak typowy facet jest zaprzeczeniem istniejących faktów?

Wychowanie. Mądre słowo. Przekazywanie wartości. Dobro i zło. Jednak nie żyjemy w próżni i oddziałuje na nas otoczenie, które rozmywa nasz idealny obraz świata. Nie ma Św. Mikołaja, wróżka zębowa tak naprawdę nie przyleciała. Ktoś nas okłamał. Ale robił to dla naszego dobra. Niby.

W słowie charakter dźwięczy rrrrr. Jest taki twarde. Tylko czy ja umiem odpowiedzieć jaki mam charakter? Trudny? Po ojcu? Po matce? A może nie mam go wcale, bo jestem kobietą, która potrafi się śmiać z siebie i wbić gwoździa?

Charakter można nabyć, można się nauczyć być suką czy chamem, ale to jakby połowa sukcesu. Sa rzeczy, które trzeba  mieć w sobie i mimo ogromnych chęci nie da się być tym, kim chcesz, będziesz tym kim jesteś.

czwartek, 10 maja 2012

podróże z i pod prąd. happy-sad.
Zaszyłabym się gdzieś pod poduszką. Nie trzeźwiejąc. Paląc niezdrowe papierosy, popijając whisky. Nie dopuszczając kaca. Taka melina po prostu. Chodząc w koszuli lub tiszercie. Bokserkach. Znów papieros, whisky...muzyka. Może.
Przecież są wakacje.
Wielce wyimaginowana Mona chce pojechać razem z Kerouac'em w podróż.
Alkohol poprzez swoje niszczycielskie moce nadaje wszystkiemu kolorów. Nie liczą się konsekwencje. Jest teraz. Ten kieliszek i ta butelka.
Utopiona w swoim zapętlonym życiu, które jest niczym kieliszek. Małe. Na jeden strzał. Pif paf.
Pijesz?

środa, 9 maja 2012

Pies.


Pies, stworzenie kudłate.
Może być czarne, chude, grube, długie lub łaciate.

Zaufaniem darzy człowieka, nie wiem czy słusznie się go nie lęka.
Człowiek, człowiekowi wilkiem, a co dopiero człowiek psu.
Kochamy, szalejemy, do Warty za nimi wskakujemy. Gdy krzywda im się dzieje płaczemy.

Leniwe bywają, nadzwyczajną mocą obdarzone.
Gdy pies przyjdzie otrzeć łzy twoje, zawsze poklepiesze go po czole.
Wiesz, że lepszy czas nadejdzie, gdy on ogonem zamerda.
Tam jego uśmiech się znajduje. To nim swoje zaufanie buduje.

Pies bałaganiarz, hipochondryk, epileptyk. Odmian tyle co ludzi. Mnie się to wcale nie nudzi.
Pan Stanisław, "Wypalony" w swojego psa niezwykle był wpatrzony. To on jego całym bogactwem się stał, jemu całe serce swe dał.

W zamian tego, radosnego ogona oczekujemy, nic materialnego, nic złowieszczego.
Taki domowy pies, jak mój obowiązków nie ma w ogóle. Leży i je. I nas do radości namawia.
Dał nam kredyt, ratę spłacam regularnie. Troszczę się, kąpię, karmię, smakołyki daję.
Kto bywa szczęśliwcem większym, pies czy właściciel? Kto dożywotnim zaufaniem i miłościa zostaje obdarzony?

W bezpieniężnym, bezkompromisowym psim świecie od ludzkiego tak różnym, to czworonożny przyjaciel jest na wagę złota. Na takiego ludzkiego psa przyjaciela przyszła mi ochota.
Niekoniecznie kudłatego, lecz wiernego.
Nie pięknego, nie doskonałego, lecz ufnego, we mnie dużo spraw pokładającego.
Pies z ludzkiej gliny ulepiony być nie może. Jego oczy zadowolone w niczym ludzkich nieprzypominające. Małe szczęście, jedno przytulenie, jeden dotyk.
Dziś, w wieku dwudziestym pierwszym każdemu radości prawdziwej życzę, takiej, której nawet ja nie policzę. Takiej psiej otwartości, ufności i bezinteresowności.


wtorek, 8 maja 2012

wąż.

Jak kupuję kwiaty, to tylko pachnące.
Jak widzę czarnego kota, to chcę żeby miał białą łatę.
Jak ubieram sweter, to tylko ciepły.
Jak kupuję stanik, to tylko powiększający.
Jak kłamię, to tylko na poważnie.
Jak jadam, to kolorowo.
Jak pijam wino, to tylko z kieliszka lub z butelki.
Jak słucham, to w skupieniu.
Jak mówię, to długimi, złożonymi zdaniami. Czasem ja ich nie rozumiem.
Jak robię, to dokładnie.
Jak marzę, to o najwyższych lotach.
Jak śpiewam, to fałszuję.
Jak jadę rowerem, to szybko, ustępuję tylko gołębiom rzucającym się pod moje koła.
Jak chodzę to też szybko. Nie czekam.
Jak muszę, to jestem cierpliwa.
Jak mogę to w gorącej wodzie kąpana.
Teraz, już, natychmiast.
Jak krzyczę, to głośno.
Jak się wkurwiam, to staję się kolcem.
Jak jem czekoladę, to całą tabliczkę, jak piję wino to całą butelkę i mężczyznę chcę całego. W rozum ubranego, odwagą ukorowanego i pewnością siebie słynącego.
Jak piję herbatę to się oparzę.
Jak piję kawę to z mlekiem. Bez cukru.
Jak nie myślę, to gasnę.
Jak się uśmiecham, to szczerze. Jak marudzę to wbrew sobie.
Jak czytam, to nie zawsze do końca.
Jak piszę, to myślę.
Jak myślę, to trenuję umysł.
Jak odpoczywam to kreuję siebie. Nie spoczywam.
Jak się ubrudzę, to się myję.
Jak mnie zaboli, to czuję, że żyję.
Jak się bawię, to dobrze.
Jak jem obiad, to gram w chińczyka. Albo w Jengę.
Jak rozmawiam, to głośno.
Jak się czerwienię, to się wstydzę.
Wstydzę się wstydzić.
Jam odważna Mona, z wielu warstw złożona, sobie zaprzysiężona, światem otumaniona.

A ty w ogóle żyjesz?

niedziela, 6 maja 2012

Węzeł

Wyciągam rękę. Jesteś tuż na końcu.
Zamykam oczy. Jesteś na samym dnie.
Mimo, że blisko, to nieuchwytny, nietykalny.
Zrobiony jakby z fluorescencyjnej masy pojawiającej się tylko w snach.

Otwieram oczy. Jesteś jak mrugnięcie.
Jestem ja, niczym rzęsa wpadająca do oka.
Niczym soczewka rozpraszająca padające promienie.
Jestem wadą powodującą krótkowzroczność.

W taką noc jak wczoraj, wychodzimy tuż przed siebie i obserwujemy się wzajemnie.
Super księżyc i spadająca gwiazda.
Blask jaśniejszy niż zwykle i moc spełniania życzeń. Mentalny bełkot.
Nasze myśli przecinają się gdzieś na wspólnym skrzyżowaniu. Przechodzą na czerwonym świetle chwytając się za ręce, tak, aby było bezpieczniej.
Jesteśmy ufni jak małe dzieci. Jesteśmy również niedojrzali jak one.
Nie potrafimy odróżnić prawdy od kłamstwa.
Brak nam odwagi w walce o siebie. Nie potrafimy jak dziecko wyzbyć się całego wstydu, powiedzieć rzeczy, których pozornie się nie mówi, wie się o nich, ale się milczy.
Dorosły strach, dziecięca odwaga.
Dysproporcja świata.

Mijamy się, bez ostrzeżenia.

Dziś w moim śnie wypiłam białe wino z Donem Draperem, tutaj, u mnie w parq, na kamiennym murku.


Lewa ręka żyje w jednym świecie, a prawa w drugim. Nie potrafią splątać swoich palców.
To jest taki charakterystyczny węzeł żeglarski wykonany z dwóch dłoni.
Gwarantuje nieprzerywalność i bezpieczeństwo.
Lewa z prawą.
Związać się dłonią,ciałem i umysłem.

Czasem się zastanawiam jak wyglądasz, gdy czytasz tego posta? Leżysz na prawym łokciu pod kocem, jak ja? Pijesz kawę? Kiedy się uśmiechasz? Czy w ogóle to robisz? Co czynisz drogi czytelniku?


Żądza

Szybciej, wolniej.
Mocniej, delikatniej.
Zasady, reguły.
"Ciebie rżnąć, to gorzej niż konstytucję".

W małej uliczce, podczas deszczu. Lubieżnie, dziko.
Na fotelu, na parapecie. Delikatnie, ale pełnym zdaniem. Dobitnie. Bez cienia wahania, bez czekania na odpowiedź.
Janusz Leon.
Nuty, dźwięki, zabawa, uśmiech.
Rytm.
Odnaleźć serce, złapać oddech.

Związane dłonie. Niemoc.
Zawiązane oczy. Niewiedza.
Zawiązane oczy z związanymi dłońmi - niewiedząca niemoc.
Zaskoczenie. Podniecenie.
Nieprzewidywalność.

Szyja, ucho. Usta.
Język.
Dotyk.
Pierścionek na palcu serdecznym.
(o)Krzyk.

Niby każda kobieta jest taka sama, a tak różna.
Różni się wszystkim.
"Nic dwa razy się nie zdarza i nie zdarzy"

Dziś elektryczność gasi świece.
Plastik zabiera to, co było prawdziwe.
Nie można.
Nie wolno spojrzeć na Niego, bo ona patrzy.
Nie patrz na Nią, bo Ona Ci nie pozwoli.

Uwolnij się, Pozwól dotknąć sobie i siebie.
Szukaj wolności, która Cię ograniczy.
Napełnij siebie rozwagą i zaufaniem. Oddaj w podzięce i bądź szczęśliwy.
Zadowolony, spełniony, podniecony.


piątek, 4 maja 2012

usta

Minęłam policję. Z tymi brunatnymi ustami od czerwonego wina. Jak nigdy po alkoholu nie wsiadam do samochodu, tak przyznaję, iż na rowerze czuję się trochę bezkarnie. Ale też nie przesadzam. Tylko wiecie jak działa czerwone wino, da się je zauważyć nawet w uśmiechu upośledzonej kobiety. Bo to prawda. Na drodze, jak coś przeskrobię to się uśmiecham...
I mam te swoje usta. Murzyńskie. Kiedyś facet na koncercie mijając mnie, rzekł " o jakie murzyńskie usta". Ale nie są aż takie znów. CO prawda paląc jointa rezygnuję z końcówek, bo po co się poparzyć? Botoksu w nich nie ma. I nie będzie.

A różne bywają usta. Niektórzy jakby w ogóle ich nie mieli. Ja mam. Niemalowane, bo mi nie służy i potem wszystko się przykleja. Nawet robaki. Choć takie czerwone, krwiste marzą mi się. Może kiedyś...
Jak byłam mała (aż trudno uwierzyć, ale kiedyś tak było) to podobno miałam usta jak serduszka. Dowodu w postaci kliszy nie mam. W ogóle nie mam zdjęć jak byłam brzdącem. Kiedyś myślałam, iż może mnie adoptowali, ale chyba nie. Nie sądzę. I tak w tym wózeczku,granatowym, widzę siebie z tymi pięknymi serduszkami.

Usta są seksowne. Zwłaszcza jak wypływają z nich dźwięki łagodne. A jak lubię się całować. Naprawdę. W sumie z takimi ustami, to byłby grzech nie lubić. Czy w ogóle są ludzie, którzy tego nie lubią? Hm...
Można nimi wyrazić czasem więcej niż słowami. Grymas, uśmiech, zastanowienie...
Można ugryźć i nie tylko...

I można nimi objąć kieliszek. Można zostawiać też ślady. Takie usta, to całkiem ciekawa sprawa.

A dziś dzień bluesowy, imieninowy:

czwartek, 3 maja 2012

Maj



To jest maj. Mozna pójść na boso,dotknąć świata stopami, wtedy wiem, że on jest naprawdę. Zbadany przez nie, one są dwie. A ja jedna. Dwie stopy, które idą ze mną czy chcą czy nie. Lubię je. I lubię chodzić boso i potem je cudownie oczyszczać z tego brudu świata. Stop(y) dygresji!

Do niedawna, nie myślałam, że są jeszcze takie miejsca, gdzie nadal ludzie zbierają się przy świętej figurce, stają na środku drogi, przez którą jeździ 5 samochodów dziennie i modlą się. Do Maryi. Sami, nieprzymuszeni, śpiewaja własnymi głosami pieśni. Są starzy i młodzi. To już chyba zanikające miejsca, gdzie młodzi nadal szanują starszych od siebie.

Największym problemem są zaduszone kury sąsiada. Dochodzenie.

Świat zwalnia. Sam. Wszystko jest swojskie. Nawet zapach gnoju gryzący nozdrza. Jest prawdziwy.

I ten zapach bzu. On jest chyba dla mnie wyznacznikiem wiosny, nadchodzącego lata i konwalie. O tak. Odurzona ja.
I jest pies, ogromny, który robi mi swoimi łapami masaż głowy, czyli czochra moje i tak już potargane włosy. Bo tu nie trzeba się przejmować prostownicami, można mieć brudne stopy i ulubioną spraną bluzkę. Nie trzeba być matowym. Ten wielki pies, spragniony pieszczot, włazi na kolana, goni Cię. Ja się nie boję. W ogóle ludzie, którzy nie lubią i boją się zwierząt są dziwni, mają defekt, większy niż ja... I są leniwe koty. Rozpieszczone. Rozpuszczone. Nawet na myszy nie polują, to już przeszłość, teraz są etatowymi tygrysami. Na rencie.
I są ludzie. Pogodni. Zawsze otwarci i przychylający Ci nieba. Mający swoje wiejskie zabobony i przepowiednie. Były i wróżby. Takie przy świeczce. Przy mnie zła wiadomość, pieniądze, prezent, brunet i blondyn. Jakkolwiek jest to oderwane od mojego miejskiego świata, ja to kupuję, te modlitwy o deszcz, te niby małe problemy, ale dla nich ważne i ich. Ich świat, ich prawa.
Są nietykalni, jeszcze dają radę uciec przed miastem. Mam nadzieję, że nigdy ich nie złapie, będą mogli być oazą spokoju. Każdy będzie znał każdego, będą plotki, kółka różańcowe, wszystko proste i prawdziwe.
Dziś jakaś afera rozpętała się w związku z zespołem ludowym, który wykona piosenkę na Euro. Poruszenie. A przecież to jest Polska, to jest motyw ludowy, któego chyba się wstydzimy. Ja lubię starsze, skoczne 70-latki, któe mają swoją pasję i są szczęśliwe. Zapytali je, jak powstał tekst - a one, że jest prosty, bo....bo....bo....nie mogło przejść przez gardło, że one też są prostymi kobietami. Czy to ujma? Nie. Ale trzeba mieć szeroki horyzont, żeby się tego dowiedzieć. Prosty człowiek, jest konkretny i prawdziwy. Absoltunie nie ogranicza. Sztuka się tego dowiedzieć.

Czy to polska wieś jest taka wyjątkowa? Wydaje mi sie, że na całym świecie małe wioski żyją własnym rytmem, z dala od rządowych afer, anemicznego, otumanionego prezydenta i problemów tych, którzy stoją w korkach, tych, którzy jedzą jajka z marketu, tych, którzy nie mają świeżego szczypiorku do twarożku na śniadanie.