czwartek, 27 października 2011

Zwyczajni niezwyczajni.


Mamy rok 2011. Wszędzie pędzimy, jesteśmy żądni wrażeń, tych na najwyższym poziomie. Podwyższony poziom adrenaliny to standard. Wśród tych wszystkich emocji ukryła się bardzo głęboko zwyczajność. Zwykła kolacja, spacer nocą, małe kino, gdzieś schowane w kamienicy. Zafundujcie korporacyjnemu wyjadaczowi zwyczajny, spokojny wieczór; jeśli jest rozumny to ukocha ten czas, jeśli nie, to szkoda czasu na niego.
Dlaczego XXI wiek narzucił takie tempo, że nie mam czasu zastanowić się po co to wszystko? Wiecznie w biegu, tu, tam, pijemy whisky, martini byle etykieta była znana. Wszechogarniający marketing, siła napędowa, reklamy, media, które fundują nam papkę umysłową.
Jest nurt zwany subvertisingiem, który opiera się na przekręcaniu haseł reklamowych, tak aby stały się antykapitalistyczne, antywojenne i przede wszystkim antymarketingowe. Zaczęło się od pop-artu i Warhola, który po wojnie w Wietnamie stworzył instalacje drwiące z US. Jest to bunt przeciwko wpychaniu nam hurtowych obrazków. Jest to forma odpowiedzi na zalewające nas reklamy.

 I tak stosunkowo mało kto reaguje na to, co nas otacza. Nie mamy na to czasu, codziennie mijamy tych samych ludzi, o tej samej porze, te same plakaty, wpadamy w rutynę. Abyśmy zauważyli jakąś zmianę trzeba nam ją podstawić pod nogi, jeśli się potkniemy wiemy, że coś jest nie tak. Impuls, przepływ, reakcja. Nasz rozleniwiony mózg musi zadziałać.
Wymagajmy od siebie więcej niż cała reszta. Zdobywajmy tylko najwyższe góry, pierdolmy niskie pagórki. Ciągłe doskonalenie, wykraczanie poza granice naszego ciała, umysłu, ta satysfakcja gdy osiągamy nasze cele, te małe i te największe. Spojrzeć na innych z góry daje taki zastrzyk emocji, takie naładowanie, jak nic innego.

Uzależniona od iluzji, że mogę wszystko i mogę nic. Tak, to jest nałóg. Huśtawka nastrojów.
Oddech, wydech, magiczny wulgaryzm, otwieram umysł, biorę w ręce życie i miętolę je.

Czasem wyobrażenie nas samych rozbiega się prawdą, z tym jacy jesteśmy. Warto zastanowić się czy to wciąż ja. Nie lubię zarozumialców. ‘Co to nie ja’. Istnieje cecha dla mnie pomiędzy skromnością i zarozumialstwem – pewność siebie, ale taka zrównoważona. Trzeba wyważyć granice, gdy przesadzimy staniemy się niezwyczajni. Pomyślisz, że to przecież mój cel, nie chcę być bezbarwny jak cała reszta. Ale dziś każdy jest kolorowy, więc bycie zwyczajnym to unikat.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

"Nic tu­taj nie roz­prasza. Ani za­pach, ani wygląd, ani to, że
pier­si są zbyt małe. W sieci ob­raz siebie kreuje się słowa­mi.
Włas­ny­mi słowami"