piątek, 30 grudnia 2011

Szanuj ojca swego.


Tak chodzi za mną poświątecznie temat rodziny. Te szczęśliwe, spotykające się, kochające można chyba zobaczyć tylko w filmach. A w życiu, ‘w tym smutnym jak pizda kraju’ (uwielbiam to porównanie) z rodziną to nawet dobrze na zdjęciu nie wychodzę. Święta Bożego Narodzenia, jeśli nie są przepełnione boską mocą, to choć muszą być rodzinne, bo inaczej? Po prostu kolejny weekend, zwyczajny. No może trochę naciągana kolacja, ale potem każdy sobie. Chyba postanowiłam, że wolałabym ten czas spędzić gdzieś w podróży, z ludźmi nawet obcymi, ale mając wspólny mianownik. A tu? Nic szczególnego.  Jeśli Święta mają być dla mnie bigosem, barszczem i karpiem to z góry mówię dziękuję bardzo. Od kilku lat marzy mi się, aby ktoś naprawdę zapukał i zjadł na tym pustym nakryciu, żeby tradycja stała się prawdziwa…
Patrzę, myślę i obserwuję. Trudniej jest być matką czy ojcem? Czy ojciec jest dla syna, a matka dla córki? Jak mają wyglądać zdrowe relacje? Ja rodziców trzymam na dystans, dobrze, źle? Nie wiem. Tak mnie sami nauczyli. Wychodzę z założenia, że im mniej wiedzą, tym spokojniej śpią. Nie wiem czy mogłabym na nich liczyć w jakiejś patowej sytuacji, pewnie by się starali, ale jaki byłby efekt? Bo tak, mają problem z osiąganiem celu.
Matka jest tylko jedna, więc szanuj ją. Zgadza się, ale szacunek, a zaufanie, takie bezgraniczne to zupełnie inne rzeczy.
Nieważne jaki jest, ale to twój ojciec. A właśnie, że kurwa ważne. Oglądałam ‘Drzewo życia’, ojciec jakim jest Brad - oczy otworzyły mi się jak pięciozłotówki. Nie chciałabym z takim mieszkać. Idealnie oddaje charakter ich życia rodzinnego użyty tam szept. Boją się mówić głośno. Szepczemy kiedy mamy coś do ukrycia, kiedy boimy się, kiedy sytuacja nie pozwala użyć normalnego tonu głosu. Ojciec, który karze zwracać się do siebie ‘pan’, który jest nieprzewidywalny, jego synowie nie potrafią stwierdzić jak ojciec zareaguje, jak się zachowa, aż w końcu, jak ich ukarze.  Mam w głowie obraz paru spraw, rodzice, którzy maltretują swoje dzieci. Pan wykształcony, doktor, wszystko w najlepszym porządku, przez przypadek, niezapowiedziana wizyta pani ze szkoły, bo dziecko było nad wyraz agresywne. Syn klęczy na poduszeczce z powbijanymi gwoździami. Dziewczyna mdlejąca na lekcji, matka upierająca się, że pogotowie nie może zabrać córki. Historia? Ojciec psychiatra bijący ją owiniętym kablem, zero śladów, obrażenia wewnętrzne nie do wyleczenia. Najbardziej mnie zastanawiają wyniki badań, statystyki, które przeczą mojemu rozumowaniu. Ktoś, komu rodzice zgotowali takie dzieciństwo wydawałoby się będą zupełnie innym rodzicem, a w praktyce ok. 70-80% zachowuje się tak samo jak ich traktowano. Jak głęboko muszą być zakorzenione wartości, które są nam przekazywane. Czy mimo wypierania się tego, co nam przeszkadza w rodzicach, to i tak bezwarunkowo w nas zostaje?
Z mojej perspektywy - córki szukam odpowiedzi jaki ojciec spełniłby moje oczekiwania. Jak połączyć się w pewnym wieku, kiedy granica jest znacząca, kiedy potrzeba wizy do jej przekroczenia. Nie ma Schengen - wjeżdżasz, wyjeżdżasz niezauważony. Jak znaleźć wspólny język, kiedy wszystko wydaje się być różne. Dlaczego wśród rodziny nie możemy znaleźć osób bliskich, spełniających nasze oczekiwania, dlaczego przy rodzinnych spotkaniach (kiedy jeszcze się odbywały) głównym tematem był rozwód kuzyna, który oczywiście był nieobecny, polityka albo religia. Wracałam z mdłościami. Prawie zawsze. Jest lepiej jak jest, nikt nie udaje, po prostu się nie spotykamy, zamiast cześć usłyszysz oficjalne dzień dobry. Pytam jaką wartość ma mieć tak święta rodzina? Kiedy dla mnie nie ma żadnej. Nie mogę znaleźć wspólnego mianownika, jestem JA i ONI. Nie bawią mnie te ich dorabiane teorie, mądrości na wysokości pod poziomem morza, plotki, ploteczki i plotunie; a zapomniałam o złotych radach. Porzygać mogę się od razu.
To ja, czarna owca w naszym stadzie! Jak mam czuć się bezpiecznie przy moim ojcu, kiedy nie jestem pewna czy mogę. To właśnie chyba sedno rodzicielstwa, stworzyć dziecku azyl, niezależnie od wieku, wracasz tam i wiesz, że jesteś w ich bańce, nietykalna. Gdzie ci ojcowie, którzy martwią się o córki? Chyba wyginęli. Ponoć kobiety szukają podświadomie mężczyzn podobnych do swych ojców, ja chyba znów odstaję od normy. Cholera, może się uda mnie dogiąć do tej osi normalności. Wiecznie nie tak, niezadowolona, pijąca wino w południe kiedy wypada wieczorem, nie to i tamto. Męczące. Nonkonformistka.
Rodzicielstwo to coś więcej niż zapewnienie nam warunków materialnych przynajmniej do 18.roku życia, przynajmniej ja tego oczekiwałam (nadal oczekuję, choć chyba z upływem czasu coraz słabiej). Jest czas, kiedy są dla nas tylko maszynką do pieniędzy, ale potem chcemy mieć ich, bo pieniądze mamy już swoje. Nadal zadaję sobie pytanie i nie mam odpowiedzi, jak wychować dziecko, jakim być rodzicem. Luźno, ale z dozą zaufania, a może najlepszym zaufaniem jest kontrola? Czas nastu lat to inna bajka. Ale rodzice dla nas, ludzi mających dwadzieścia kilka lat, częściowo od nich niezależnych, na pewno jakoś tam uwiązanych nabierają zupełnie innego znaczenia. Już nie są nam potrzebni, mają być naszą opcją. Wybierając obiad ze znajomymi, a rodzicami powinnaś wybrać rodziców, mi się po prostu nie chce. Dlaczego przynieśli mi rozczarowanie, w tym moim dorosłym niby życiu? Nie wiem. Szanuję ich owszem, jestem wdzięczna tak, tak, bla,bla, ale jak dla mnie emocjonalnej, niezadowolonej terrorystki zabrakło francuskiego łącznika.

1 komentarz:

  1. Wyrazem wolności wszechogarniającej jest dla mnie prawo wyboru. I bardziej jeszcze: odwaga, by tego wyboru dokonać. Łatwo się mówi przypadkowym ludziom: dziękuję, nie potrzebuję Cię. Trudniej tym, na których bliskość skazała Cię genetyka.
    Nie wyobrażam sobie z tej możliwości nie skorzystać. Inaczej prawo dziedziczenia zawiodłoby mnie w inny róg społeczeństwa.

    Czarna owca: to brzmi dumnie! :)

    OdpowiedzUsuń

"Nic tu­taj nie roz­prasza. Ani za­pach, ani wygląd, ani to, że
pier­si są zbyt małe. W sieci ob­raz siebie kreuje się słowa­mi.
Włas­ny­mi słowami"