niedziela, 10 lipca 2011

Muzycznie.


Lubicie koncerty, muzykę na żywo? ja sie strasznie nakręcam, nie potrafię zrozumieć ludzi, którzy nie słuchają muzyki, albo nie mają swoich ulubionych klimatów. Czym byłabym bez moich muzycznych orgazmów? Inną Moną. Ale punkt G to był koncert Swell Season w tej,no, Warszaffce. Czy zespół znany, nie wiem, bilety sie rozeszły szybciutko, kto ma znać ten zna - tak mi się wydaje, nawet Stenkę, tą aktorkę tam widziałam , wiec wiecie, lans, bans. Ale point taki, że chyba dwa lata temu dostali Oscara za najlepszą piosenkę filmową 'When your mind's made up" z filmu 'Once', gdzie zagrali główne role. Zespól to w ogóle duet, ale podczas koncertu królował Glenn, och i ach, tego nie da sie opisać, naprawdę. Zaliczyłam trochę koncertów, ale takich emocji jak tam sie nałykałam, to...starczyło mi na długo i nadal wystarczy, jak na jutubie wrzuce czasem filmik z tamtego wydarzenia, to przyplyw energii. Facet jest mistrzem gitary, jakby sie po prostu z nia urodził. Tak o. Zastanawiające jak niektórzy ludzie potrafią całej sali przekazać swoje emocje, energię i taki talent mieć. Chciałabym. Ale słoń na ucho mi nadepnął, lewą ręką rysowanie nie idzie..wiec zostaje podziwianie innych, ale ma to też swoje plusy, tylko jakie? BO mogłabym przecież podziwiać tych wszystkich i dodatkowo mieć swój talent, ale nie. Trudno.
Muzyczna rzecz mnie od dawna nurtuje. Jak to sie stało, że w czasach naszych rodziców, powstaly kawałki takie, których słuchamy dziś, przerabiają je na milion sposobów, a z naszych czasów co pozostanie? Pytam! Rrrrooomance, eee. Ale co sie tak pomieszało, że juz nie ma tego co było, nawet nie wiem jak to nazwać, ale wiecie o co biega. Ten fenomen talentów, który porywał miliony na całym świecie. Staram się być tolerancyjna muzycznie, ale mi nie wychodzi, dla mnie te hałsy będą umcykami i już. Muzyka musi mieć tekst, melodię, coś co poruszy neurony, choć może i tamte też poruszają, ale nie moje. Wiecie, ja mam muzyczne ADHD, tak nazwalam ta chorobe, mam nowa plyte, slucham raz, wpadnie mi w ucho jeden, dwa kawalki i koniec, tylko one na tapecie i ciagle przewijanie na mp3. Z tej perspektywy wolałam poczciwego discmena, których pierwsze wersje nie było wstrząsoodporne i tylko wrzuciłam do torby to juz przerywało, ale mialam 20 piosenek i juz, a tu wrzuce pinćset i szukam tych najulubieńszych, potem te ulubieńsze, a jak już muszę wyłaczyć muzykę to zostają te nowe. Dziwnie. Ale jest tak, że muzyka towarzyszy poszczególnym wydarzeniom, osobom w naszym życiu. Slyszysz Nirvane i pomyslisz o jakimś koledze, który był nimi zafascynowany ( ja zreszta w młodości też, kaseta Unplugged tak skatowana, ze łooo, i ten plakat Kurta na ścianie, ooo to były czasy...a teraz z kaset to Bruno Mars kręcący taśmą w teledysku)Ja wiem, panta rhei, ale dlaczego nie mamy nowej, wartościowej, legendarnej muzyki, która popłynie z nami. chyba, że to moje błedne przekonanie, że to ja sobie tak wymyśliłam, bo lubię sobie wymyślać, dorabiać, najczęsciej nocami jak chodzę po mieście i straszę. No.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

"Nic tu­taj nie roz­prasza. Ani za­pach, ani wygląd, ani to, że
pier­si są zbyt małe. W sieci ob­raz siebie kreuje się słowa­mi.
Włas­ny­mi słowami"