poniedziałek, 11 lipca 2011

Deszcz.

Dlaczego uciekamy przed deszczem, nosimy parasole, kalosze? Przecież ma taką moc oczyszczającą. Pół godziny wystarczyło, żebym była mokra, ale od deszczu. Rower to jest to co lubię, w sumie chyba kręcą mnie 2 kółka napędzane wszelakimi mocami.
Palę papierosa, odczuwam ich niedosyt, dlaczego? Szukam swojego miejsca. Gdzie ono jest?

Nikt, tutaj w Polsce nie myśli o mocy deszczu. A na Pacyfiku jest głównym źródłem słodkiej wody, tak słodkiej, że żyć bez niej nie możemy. Kropla, a ratuje niejednego. A my uciekamy przed tym życiem. Dziś wyszłam, w sumie wyjechałam mu naprzeciw. Kłębią się setki myśli, zapachów. Pamiętacie jeszcze ten zapach kiedy jesteście mokrzy od deszczu? Może i tak. Ale to na pewno przypadek, zmoknęliście, bo nie mieliście parasola. Ale wyjść z premedytacją na deszcz?
Jadę, największym problemem są krople osadzające się na rzęsach, na tych które chronią nasze oko, a teraz przeszkadzają, bo ograniczają widoczność. Trochę jak w życiu, blokery, które ograniczają nas, nie pozwalają iść do przodu droga, którą chcielibyśmy iść. Często jest to rutyna, chłopak, przyjaciele, szkoła, coś co nas trzyma, ale tylko pozornie.
Kolejnym problemem były napełniające się wodą buty, które ciągną w dół. Można je zdjąć, ale jechać na bosaka straszna niewygoda. Stoimy przed wyborem mniejszego zła, czyli jedziemy  w tych mokrych butach. I tak też w życiu, mamy mokre buty, mokre od zmęczenia wstawiania nas w kolejne ramy, w role, które musimy wypełniać, funkcje, które spełniamy.
Wielu krytykuje mnie za luźną myśl, że potrafiłabym wsiąść do pociągu, samolotu tak znienacka, zniknąć w fizycznej formie. –Jak? Mogłabyś nas zostawić? Otóż tak. Nie byłoby łatwo, ale potrzeba ucieczki jest czasem nadwyraz silna, potrzeba zmiany, walki o swoje szczęście. Inni powiedzą, nie dasz rady. Ale dam, wiem o tym. Wiem, że targnie mną siła i już, przetnę więzi, nie mylić z całkowitym ich odcięciem. Co się wtedy stanie? Nie wiem.
Nie lubię pożegnań, więc wyjechałabym bez niego, bo przecież wrócę, tu czy tam, ale będę. Pożegnania nastrajają mnie negatywnie, ryczę, po prostu nie mogę przestać. Muszę wtedy mieć awaryjny plaster, który przyklejam szybko w nowym miejscu, wśród innych ludzi, wśród czegokolwiek. Nie zapominam o tym, co zostawiam, mam to głęboko w sobie, mogę otworzyć tą szufladę i wyjąc co mi potrzeba. Ale czego mi potrzeba? Dziś nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Dobrze, źle, nie wiem, po prostu nadal szukam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

"Nic tu­taj nie roz­prasza. Ani za­pach, ani wygląd, ani to, że
pier­si są zbyt małe. W sieci ob­raz siebie kreuje się słowa­mi.
Włas­ny­mi słowami"