Chyba mnie nie lubi. Pozwolił mi zjeść tę cebulę.
Ta cebula właśnie, malutka, kilkuwarstwowa, wrzucona do drewnianego brykietu wypalanego w Bieszczadach, ale już niedługo, bo teraz i brykiet będziemy mieć z Czajnatałn.
To ona stała się powodem mej bladości, zieloności i przytulenia do najwierniejszego nocnego przyjaciela.
To ona odebrała mi sen, a w zamian dała przerażający ból skroni.
Jebana cebula.
Gdzie on wtedy był, ciekawe? Chciał mi dać nauczkę? Żeby z cebulą na dystans, co?
Taki mądry jest, pewnie też kiedyś go taka załatwiła. I to na amen.
A ja w tym amoku pocebulowym home show sąsiadom zafundowałam. To znaczy ja ich nie zmuszałam. Ale widziałam jak patrzyli. Ciekawscy.
A mi się zdawało, że całkiem lepiej po tym rowerowaniu pośladki się prezentują. Oczy przesłonięte cebulą, odbicie Jej w lustrze i cały misterny plan wieczoru w pizdu. (Dziś już tak dobrze nie wyglądała - ona, dwupośladkowa). To może jest recepta na poprawienie jej image? Cebulowa choroba?
I tak mnie zostawił. W napięciu, bezsenności i skurczach żołądka.
Chyba chciał mnie wykończyć.
JA. Kolejny raz mu uciekłam.
Teraz już przytomna, z gorszą wersją tyłu.
Kawa i tost.
Nie wystraszyła mnie ta jego pułapka. Może na chwilę.
Bardziej mnie może wkurzył. Bo niby dlaczego Ja?!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
"Nic tutaj nie rozprasza. Ani zapach, ani wygląd, ani to, że
piersi są zbyt małe. W sieci obraz siebie kreuje się słowami.
Własnymi słowami"