Ale mi dziś w duszy grają wszelakie instrumenty. Nie umiem się zdecydować, którego brzmienie jest najciekawsze, które kradnie moją uwagę na dłużej. A może to całokształt dźwięków? Muszą być skompletowane i dopiero wtedy mnie porywają? Sama nie wiem. Lubię je wszystkie razem i każdy z osobna.
Ranek zaczęłam z panem Armstrongiem:
Potem było już południe. Instrumenty dęte zamieniłam na smyczki i znalazłam:
Ten z kolei uwiódł mnie bez pamięci:
Potem, gdy słońce wkradało się nieśmiało przez okno, pomyślałam, że jeszcze tej wiosny nie zainaugurowałam Vivaldim, a więc był i on:
Dzień, w którym mężczyźni nakarmili moje zmysły, mój głód. Nagle zapragnęłam nauczyć grać się na czymkolwiek co wydaje dźwięki. Spróbować czegoś, czego nie robiłam nigdy dotąd.
Postanowiłam hartować swój charakter i wytrwałość, zacznę od zimnego zakończenia prysznica, przecież to niby nieznacząca chwila zimnego strumienia, ale wymaga siły wewnętrznej. Jakie granice wyznaczę dalej. Jeszcze nie wiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
"Nic tutaj nie rozprasza. Ani zapach, ani wygląd, ani to, że
piersi są zbyt małe. W sieci obraz siebie kreuje się słowami.
Własnymi słowami"