czwartek, 19 kwietnia 2012

Bóg


 „Napiszę list otwarty do prezesa drogi mlecznej”
No właśnie, czy jest gdzieś adres, ma ktoś jakieś namiary? Tak się zastanawiam czy Bóg jest, jeśli tak, to kim jest dla mnie? Dlaczego go nie czuję, tu obok mnie, czy modlitwa dałaby mi coś?
Obejrzałam dziesięciominutową etiudę filmową o historii jednego listu, zaadresowany do Pana Boga, trafia do pewnej placówki – nie pamiętam dokąd. Panie tam otwierają te listy – czy ktoś im daje takie prawo? Widocznie tak. I tekst listu – „Panie Boże daj mi jakiś znak, że jesteś, bo jak mam uwierzyć?” pisane kolorowymi kredkami, literkami z tak starannymi ‘laseczkami’. Wątpią dzieci, wierzą dorośli?
Jest częścią świata, tego mojego także, zastanawiam się czy jestem ateistką? Dla mnie wiara w Boga i chodzenie do Kościoła to zupełnie dwie inne rzeczy. Tylko czy kiedyś tak bez żadnej potrzeby usiadłam i powiedziałam coś do niego? Chyba nie, bo wiem, że nie dostałabym odpowiedzi, tylko koło się zamyka, ponieważ jeśli nie zapytam, to nie będę wiedziała, czy nie odpowie.
Poznałam kiedyś Piotra, który był bardzo wierzący, ale nie w taki fanatyczny sposób, że gnał do kościoła, bo swoje za uszami miał. Ale kiedy on opowiadał mi, kim jest dla niego Bóg – ja zamierałam. On potrafił z nim rozmawiać! Jak było mu źle, to mógł się mu pożalić, mówił, że Bóg jest dla niego takim przyjacielem. Pomodliliśmy się kiedyś razem, szkoda tylko, że po pijaku, ale to i tak była chyba najbardziej święta modlitwa w moim życiu, na klęcząco, z szacunkiem. Przez długi czas nie potrafiłam go sobie wyobrazić codziennie zmawiającego pacierz w akademiku, na kolanach.
Ciekawe czy nadal tak robi?
                Ja wątpię we wszystko, podważam, szukam kontrargumentów, no Boga też. BO kim on może być? Dlaczego jest pod tyloma postaciami? Budda, Jahwe, Trójca Święta? A może w religii to tak naprawdę nie chodzi o Boga? To o co? Jak znaleźć to natchnienie, tę siłę, którą może dawać idea? Zawierzyć swój los komuś, kto pozornie nie istnieje, o kim nie wiadomo tak naprawdę nic. Czy on daje jakieś sygnały, znaki, po które trzeba się tylko schylić? Sama nie wiem.
                Z obserwacji widzę, że ludzie zaczynają wierzyć, gdy są coraz bliżej śmierci, w chorobie, to jak dla mnie niesprawiedliwe, nieuczciwe. Albo wiesz, że on jest i dzielisz z nim dobre chwile i złe. A dlaczego ma być tak nie po równo i zrzucać na niego tylko te złe? Ale co się dzieje w ludzkim umyśle, kiedy wie, że jego koniec bliski, co strach z nim robi, szuka każdej możliwości, chwyta się jak tonący brzytwy, byle uwierzyć, że nie jest tylko kawałem mięsa i na ostatnim oddechu skończy się wszystko. Szukamy alternatywy na to, czego nie znamy.
Mam rozdarte myśli między sercem, a rozumem, bo serce szuka czegoś, jest głodne, a rozum zaprzecza i całkiem empirycznie każe podchodzić do życia, mówi, że nie ma miejsca na transcendentne brednie. Ale kim byłabym bez mojego serducha? Pustą istotą, niewrażliwą, niezachwycającą się światem, nie potrafiącą kochać, rezygnować i gotować. No bo ja gotuje sercem, naprawdę. A jak chcę rozumem z kartki, to nigdy nie wychodzi.
No i co ja mam zrobić? Gdzie znaleźć drogowskaz? Skoro Bóg jest tak idealny, to dlaczego, my stworzeni na jego obraz i podobieństwo jesteśmy tak ułomni? Coś mi tu nie gra. Ten cały grzech, po co to było? Jakieś dziwne zagranie z jego strony, z jego czyli czyjej? Skąd my się wzięliśmy? Kto nas nauczył, że trzeba kochać tak, a nie tak. Czy Bógh kocha wszystkich? Całe LGBT? Czy tylko małżeństwa i ich ochrzczone dzieci. Kto mi odpowie, kto mnie weźmie za rękę i powie o co w tym wszystkim chodzi?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

"Nic tu­taj nie roz­prasza. Ani za­pach, ani wygląd, ani to, że
pier­si są zbyt małe. W sieci ob­raz siebie kreuje się słowa­mi.
Włas­ny­mi słowami"