No właśnie, czy jest gdzieś adres, ma ktoś jakieś namiary?
Tak się zastanawiam czy Bóg jest, jeśli tak, to kim jest dla mnie? Dlaczego go
nie czuję, tu obok mnie, czy modlitwa dałaby mi coś?
Obejrzałam dziesięciominutową etiudę filmową o historii jednego
listu, zaadresowany do Pana Boga, trafia do pewnej placówki – nie pamiętam
dokąd. Panie tam otwierają te listy – czy ktoś im daje takie prawo? Widocznie
tak. I tekst listu – „Panie Boże daj mi jakiś znak, że jesteś, bo jak mam
uwierzyć?” pisane kolorowymi kredkami, literkami z tak starannymi ‘laseczkami’.
Wątpią dzieci, wierzą dorośli?
Jest częścią świata, tego mojego
także, zastanawiam się czy jestem ateistką? Dla mnie wiara w Boga i chodzenie
do Kościoła to zupełnie dwie inne rzeczy. Tylko czy kiedyś tak bez żadnej
potrzeby usiadłam i powiedziałam coś do niego? Chyba nie, bo wiem, że nie
dostałabym odpowiedzi, tylko koło się zamyka, ponieważ jeśli nie zapytam, to nie
będę wiedziała, czy nie odpowie.
Poznałam kiedyś Piotra, który był
bardzo wierzący, ale nie w taki fanatyczny sposób, że gnał do kościoła, bo
swoje za uszami miał. Ale kiedy on opowiadał mi, kim jest dla niego Bóg – ja zamierałam.
On potrafił z nim rozmawiać! Jak było mu źle, to mógł się mu pożalić, mówił, że
Bóg jest dla niego takim przyjacielem. Pomodliliśmy się kiedyś razem, szkoda
tylko, że po pijaku, ale to i tak była chyba najbardziej święta modlitwa w moim
życiu, na klęcząco, z szacunkiem. Przez długi czas nie potrafiłam go sobie
wyobrazić codziennie zmawiającego pacierz w akademiku, na kolanach.
Ciekawe czy nadal tak robi?
Ja
wątpię we wszystko, podważam, szukam kontrargumentów, no Boga też. BO kim on
może być? Dlaczego jest pod tyloma postaciami? Budda, Jahwe, Trójca Święta? A
może w religii to tak naprawdę nie chodzi o Boga? To o co? Jak znaleźć to
natchnienie, tę siłę, którą może dawać idea? Zawierzyć swój los komuś, kto
pozornie nie istnieje, o kim nie wiadomo tak naprawdę nic. Czy on daje jakieś
sygnały, znaki, po które trzeba się tylko schylić? Sama nie wiem.
Z obserwacji
widzę, że ludzie zaczynają wierzyć, gdy są coraz bliżej śmierci, w chorobie, to
jak dla mnie niesprawiedliwe, nieuczciwe. Albo wiesz, że on jest i dzielisz z
nim dobre chwile i złe. A dlaczego ma być tak nie po równo i zrzucać na niego
tylko te złe? Ale co się dzieje w ludzkim umyśle, kiedy wie, że jego koniec
bliski, co strach z nim robi, szuka każdej możliwości, chwyta się jak tonący
brzytwy, byle uwierzyć, że nie jest tylko kawałem mięsa i na ostatnim oddechu
skończy się wszystko. Szukamy alternatywy na to, czego nie znamy.
Mam rozdarte myśli między sercem, a rozumem, bo serce szuka
czegoś, jest głodne, a rozum zaprzecza i całkiem empirycznie każe podchodzić do
życia, mówi, że nie ma miejsca na transcendentne brednie. Ale kim byłabym bez
mojego serducha? Pustą istotą, niewrażliwą, niezachwycającą się światem, nie
potrafiącą kochać, rezygnować i gotować. No bo ja gotuje sercem, naprawdę. A
jak chcę rozumem z kartki, to nigdy nie wychodzi.
No i co ja mam zrobić? Gdzie znaleźć drogowskaz? Skoro Bóg
jest tak idealny, to dlaczego, my stworzeni na jego obraz i podobieństwo
jesteśmy tak ułomni? Coś mi tu nie gra. Ten cały grzech, po co to było? Jakieś
dziwne zagranie z jego strony, z jego czyli czyjej? Skąd my się wzięliśmy? Kto
nas nauczył, że trzeba kochać tak, a nie tak. Czy Bógh kocha wszystkich? Całe
LGBT? Czy tylko małżeństwa i ich ochrzczone dzieci. Kto mi odpowie, kto mnie
weźmie za rękę i powie o co w tym wszystkim chodzi?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
"Nic tutaj nie rozprasza. Ani zapach, ani wygląd, ani to, że
piersi są zbyt małe. W sieci obraz siebie kreuje się słowami.
Własnymi słowami"