czwartek, 29 marca 2012

Sześćdziewięć,dziewięćsześć



Miało być normalnie, zwyczajnie. Jednak w jednej chwili powietrze stało się dla niego zbyt ciężkie, wiedział, że ten ciężar dosięgnie także jego ciało, oblepi je niczym kleista maź, zostanie uwięziony pod jej masą, nie będzie w stanie ruszyć żadną częścią ciała. Bezwład.
Zjawiła się ona. Nie spodziewał się jej z tej strony. Zaskoczyła go. Jej lekkość w tej ociężałej atmosferze, która nie pozwalała mu oddychać swobodnie. Był pewny, że zaraz tlen utknie gdzieś w tchawicy, a on nawet nie będzie miał siły krzyczeć. Bezdech.
Był zdecydowanym mężczyzną, zawsze wiedział czego chciał i to osiągał. Prędzej czy później. Wytrwałość i cierpliwość zawsze się opłacała. W stosunku do kobiet był jak kameleon, potrafił w ciągu kilku minut wyczuć czego ona chce i jak medium czytał w jej myślach, wyprzedzając jej zdania. Był bardzo spostrzegawczy, co sprawiało, że zawsze był krok przed.
Poznał ją przypadkiem, od początku była bardzo odważna, wybiegała z utartych ram. Pozwoliła poczęstować się papierosem z jego kieszeni stojąc za nim w kolejce, w jednym z tych modnych, ekologicznych marketów. Nawet by tego nie poczuł, ale ona chciała tylko jednego, nie była przecież złodziejem, chciała się tylko poczęstować, trochę dla żartu, może zaczepić go. Tego nigdy się nie dowiedział. Poczuł rękę skradającą się po jego pośladku, do tylnej lewej kieszeni. Oddawała paczkę kowbojskich papierosów. On nie był przerażony, nawet ciężko było go zaskoczyć o ósmej rano. Był całkiem obojętny. Spojrzał z pewną dozą niedowierzania na swoją tylną kieszeń, w której nadal tkwiła jej dłoń. Ona nawet nie próbowała go przeprosić wzrokiem. Pewne, zimne spojrzenie niebieskich oczu. Poczuł dziwne mrowienie, tam na dole. Ktoś dotyka jego prywatności. Przecież to on ma takie prawo, to on pierwszy wyciąga dłoń, to on przyciąga do pocałunku, to on próbuje splątać swój język z innym, to on dotyka innych ciał wzrokiem. A tu, piątkowy ranek, Ona, znikąd muska jego ciało.
Skrzyżowanie ich spojrzeń trwało ułamek sekundy, ale powiedziało im wszystko, czego chcieli o sobie się dowiedzieć.
Wyszli razem. Nigdy wcześniej nie obudziło się w nim tak dzikie pragnienie. Takie zdecydowanie. Taka niewiedza. Może spowodował to brak słów. Nie wymienili dotąd ani jednego. Rozmawiali swoimi zmysłami, ich ciała, miały przeciwległe ładunki, kation i anion, przyciągały się. Zimny podmuch klimatyzacji otrzeźwił go. Tlen. Spojrzał na nią. Całkiem zwyczajna kobieta, około trzydziestki, nie za długie naturalne blond włosy, ostre rysy twarzy, takie wręcz wyzywające. Miał wrażenie, ze jej ciało mówi słowami, a on potrafi zrozumieć je swoim. Pewnym ruchem ujął jej dłoń w swoją, musiał to zrobić, chciał pokazać jej, że jest pewnym siebie mężczyzną, którego ona opętała. Bezwiednie oddała swoją dłoń i poddała się delikatnemu, lecz zdecydowanemu dotykowi.
Poszli do niego. Nie mówiąc nic nieustannie rozmawiali.
Jego myśli krążyły wokół jednego. Jak to zrobi. Jak ja rozbierze. Delikatnie, a może będzie ordynarny? W końcu to ona wepchnęła rękę do jego kieszeni naruszając jego zonę. Czego ona pragnie? Czy chce być traktowana jak księżniczka? Nie wiedział. Zawsze potrafił czytać w kobiecych umysłach, a teraz? Co się z nim dzieje? Ona wyglądała na bardzo spokojną, on nie był pewny czy potrafi ukryć bałagan w swojej głowie, miał wrażenie, ze kroki jego stają się niejednostajne, że uścisk jego dłoni staje się wilgotny. Przecież nie może sobie na to pozwolić, nie może okazać zdenerwowania, ona jest taka, właśnie jaka. Czego ona chce?
Weszli do mieszkania. Ona zdjęła swoje delikatne buty, na niskim czarnym obcasie. Miała płaszcz, zrzuciła go z siebie, ujrzał ją w sukience, która miała kolor tak ognistej i krwistej czerwieni, że jego zmysły zostały znów rzucone Jej na pożarcie. Co ona z nim wyprawia?
Wszedł do salonu, był pewny, że ona zmierza za nim. Jednak jej nie było przez dłuższą chwilę. Jego procesy życiowe zostały rozregulowane. Zaczęło mu brakować tlenu, odwagi i pragnienia. Czuł strach. Nie umiał z nim walczyć. Wtedy weszła Ona. Poczuł jej oddech za sobą, na wysokości karku. To jakby go odprężyło. Jej delikatne dłonie powędrowały do jego guzika od koszuli. Tego ostatniego, tuż przy kołnierzyku, jakby wiedziała, że brakuje mu powietrza. Skąd ona mogła to wiedzieć? Przecież to nie tak. To on powinien stać z tyłu i nadawać rytm, jak On, mógł sobie na to pozwolić. To on rozbiera, to on robi to po swojemu. Teraz jest nieporadny jak mały chłopiec, poddany kobiecie, której nie zna, która zna jego lewy pośladek. Znów poczuł jej rękę właśnie na nim. Musiała się odsunąć od niego. Nic nie widzi. Czy ona chce go wziąć od tyłu? Dlaczego nie może stanąć przed nim i oddać mu się?. Doprowadza go do szału, że nie potrafi przewidzieć jej kolejnego ruchu. Odpięła mu tylko jeden guzik, teraz czuje jej ręce w tylnych kieszeniach. Jednak ten dotyk jest inny niż w sklepie. Pewniejszy, bardziej wyzywający, mający doprowadzić go do niewidzialnej ekstazy. On nie może się obrócić, nie może się ruszyć, a przecież to takie łatwe, mógłby jednym ruchem zmienić bieg gry, jednak coś wewnątrz, niezależnego od niego, coś czego nie czuł nigdy wcześniej nie pozwala mu. Oddaje się.
Czuje znów jej dłonie na swoim torsie, odpina jego guziki, teraz już wszystkie. Co ona z nim zrobi? Nie widzi nic. Obraz jest rozmazany, nieostry, powietrze pachnie nim, nigdy przedtem nie czuł tego zapachu, zawsze czuł kobietę. Teraz ogarnęło go przekonanie, ze to musi być jego mieszanka, mimo, iż jej nie znał. Dlaczego jest tak pewny przy niej tego wszystkiego, czego nie zaznał nigdy wcześniej?
Kiedy ona go obróci? Chce ją zobaczyć, jednak wie, że nie ma prawa do najmniejszego ruchu, do wychylenia się, to ona jest tutaj dyrygentem, on podrzędnym skrzypkiem. Ona dzierży batutę, zna nuty jego ciała, które on zapisywał cale życie na swojej pięciolinii. Ona nie ma prawa do niego, lecz jest jego maestro. Musi jej się oddać, wie to. Chce tego.
Niewiedza potęguje w nim pragnienie. Znów powróciło, wie, że napięcie, które w nim jest oświetliłoby całe miasto, uwolniłby energię o mocy kilku milionów dżuli. A ona spokojnie, odpinając jego koszulę dotyka Go. Pozwala sobie na powolne, leniwe ruchy. Torturuje go. Wie o tym. Stojąc z tyłu ma przewagę. Czuje to. Wykorzystuje to. Muska jego ciało, on widzi jej czerwone paznokcie dotykające jego ciała. Nigdy jego ciało nie było tak wrażliwe, wszędzie ma strefy erogenne, to niemożliwe, każdy jej dotyk jest jakby pobudzeniem jego najwrażliwszej części ciała. Nie jest w stanie kontrolować co się dzieje właśnie tam. Ona o tym doskonale wie. Znów czuje jej ręce w tylnej kieszeni, jednak tylko na chwilę, przesuwają się w stronę jego paska, powolnym ruchem odpina go. On czuje się jakby tracił przytomność. To ona nadaje bieg temu porankowi, to ona zadecyduje czy już, czy może, czy teraz, czy w ogóle. Czy ona mu pozwoli? On już nie może dłużej. Zabawa w sześćdziesiątdziewięć, to ona wyznaczała odwrócone granice, to ona sprawiła, że doszedł kilka razy, to ona kontrolowała każdy jego ruch, nie była agresywna, jednak powodowała w nim uczucie bezsilności, takiej nieokiełznanej, takiej jak nigdy nie zaznał, nigdy nie pozwolił sobą kierować, nigdy nie chciał być pasażerem, a dziś z niewiadomych przyczyn poddał się.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

"Nic tu­taj nie roz­prasza. Ani za­pach, ani wygląd, ani to, że
pier­si są zbyt małe. W sieci ob­raz siebie kreuje się słowa­mi.
Włas­ny­mi słowami"