poniedziałek, 19 marca 2012

bez tytułu.

już wiem. doszłam do mądrego wniosku, iż ludzie robią sobie dzieci jak już nie mają co robić ze sobą, czyli dziecko staje się lekarstwem na nudę i zwykłość, po prostu antidotum na przyzwyczajenie. Ile można chodzić na spacery we dwójkę, wracać do domu gdy milczenie już staje się chorobliwe. Maybe baby?
Po jakimś czasie jest nam łatwiej już żyć z kimś znając go choć trochę, niż znów ryzykować byciem samemu, wysiłkiem zdobywania kogoś, starania się. Obniżamy swoje wymagania i myślimy, jakoś to będzie. Na początku były motyle, ale one żyją bardzo krótko. A przed motylem była jeszcze larwa. Dziecko staje się francuskim łącznikiem, tylko pozostaje pytanie czy na długo? Czy jest się w stanie żyć z kimś, kto wcale nie jest dla Ciebie bliski, a po prostu jest? Zrobić krzywdę sobie i dziecku i jeszcze tej trzeciej osobie. Tyle niepotrzebnego cierpienia z braku zajęcia? Może lepiej kup pieska? [Z miejskich obserwacji - model 2011/2012 - ona+on+jej piesek zabawka w koszyczku pod jego pachą. Wielki facet z małym, szczekającym szczurem. No ja pierdolę. TO pies czy maskotka? Miejskie obserwacje cz.2 - pies z papilotami nad Wartą bielszy niż po Vizirze od Chajzera].
Ja, jako ja, ona, wiem, że jeśli zdecyduję się (lub los tak sprawi w nieoczekiwanym momencie) na dziecko, przewartościuję wszystko dla Niego. Stanę na rzęsach, żeby pokazać mu świat, nie zasnę dopóki nie będę pewna, że Ono śpi spokojnie. Dziecko nie może być zabawką lub wędką na faceta.
Dla kogoś zdrowo myślącego, kto chce mieć dziecko, właśnie po co chcemy mieć dziecko? Są to wewnętrzne instynkty, jest też pragnienie 'kogoś' wspólnego z kimś, kogo kochasz, jest też zaspokojenie na pewnym poziomie, masz prace, dom, samochód, wakacje w egipcie, to brakuje już tylko skarbonki - dziecka.
Co jest ważniejsze - osoba, z którą masz dziecko czy samo dziecko? Przecież nie zawsze się ułoży, a dzieciak zostaje i nie jest Baby Born, która zostanie w kącie do następnej okazji. Jest istotą zdaną tylko na nas, na tych półgłówków, którzy powołali Je do życia dla własnej radochy. Jakie to niesprawiedliwe, z jakiej racji mamy prawo zadecydować o czymś tak ważnym?
Idę, patrzę, słucham. Nastoletnie 'matki', nieustannie krzyczące na te biedne dzieciaki. Nie chcę być swiadkiem tego, jak odbiera się radość poznawania tej istocie. Ono musi się czuć najwazniejsze, tak rozpieszczamy je, jesteśmy stanowczy, ale i tak po cichu rezygnujemy ze wszystkiego i spełnienie każdego jego zyczenia staje się priorytetem. Coś czuję, że już się powiela tu wpis Kinder niespodzianka, ale to po prostu moje podejście do wagi sprawy, niezmienne.
ja chcę dziś, chciałam wczoraj, a jeszcze bardziej będę chciała za kilka lat, nie dla zabawy, ale dla poczucia odpowiedzialności za kogoś na tym świecie, dla tej bezwarunkowej miłości - po ostatnich rozważaniach doszłam do wniosku, iż tylko miłość dziecka do rodzica (i odwrotnie) może być bezkompromisowa, bez żadnego 'mimo' albo 'za'  - kochasz zawsze, nieważne co się będzie działo. Najpiękniejsza jest to pierwsze kochanie - czyste, nieubrudzone przez otoczenie, niewinne. dla tych kilku słów, gestów, a najbardziej mnie rozczula otarcie łez przez dziecko dorosłemu człowiekowi - jest coś piękniejszego, bardziej uczciwego?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

"Nic tu­taj nie roz­prasza. Ani za­pach, ani wygląd, ani to, że
pier­si są zbyt małe. W sieci ob­raz siebie kreuje się słowa­mi.
Włas­ny­mi słowami"