Chyba za
dużo myślę, ciągle nowa idea, nowa książka, nowy pomysł. Doprowadzam się do
dziwnego stanu, nad którym przestaję panować. Mam dziwne urojenia w głowie,
umysł pracuje jakoś inaczej niż zwykle. Jest taki głodny. Karmię go, tylko czy
zdrowo i pełnowartościowo? Może go oszukuję? Może staliśmy się sobie obcy, nie
umiemy się porozumieć, ja w lewo, on w prawo. Ja zła, on dobry. Nie wiem już
czy jesteśmy jednym tworem. Nic już nie wiem. To znaczy może wiem, ale chyba
boję się tego. Boję się powiedzieć sobie i (nie)sobie, (o)sobie i światu. To
nie jest taki zwykły strach, to jest taki przeszywający strach, że aż niemożliwy.
Nie, to nie może się zdarzyć, zbyt wysoki mur.
Chodzę
swoimi długimi drogami. Mijam mało osób. Ciągle myślę, nie daję sobie chwili
wytchnienia. Muszę przestać. Muszę Coś zrobić, zmienić, bo oszaleję. To nie
jest taka dolegliwość na oddział psychiatryczny, ona chyba nie jest uleczalna,
bo jak wyleczyć kogoś z nadmiaru myśli – można wypełnić mu czas, ale to musi
być tak wymagające zaangażowania umysłu, żebym nie miała ani chwili.
Chcę tak
mało przecież.
Samookaleczenie.Samogwałt.Detoks.
Wiatr. Lubię
jak mnie czesze, jak ogranicza moje pole widzenia. Ta siła, z którą mówi zawsze
mi imponowała, jest taki stanowczy, nie ma dla niego rzeczy niemożliwych.
Kształtuje świat dla siebie, sam wyznacza swoją drogę, nie uchronisz się przed nim, znajdzie Cię.
Burza, nigdy
się jej nie bałam, wręcz fascynowała mnie, jej niszczycielska moc, efekty
specjalne, impulsy elektryczne rozjaśniające niebo, odbierające życie
wyładowania atmosferyczne.
Słońce.
Zabiera wzrok, ostrość widzenia, a daje energię. Jak opisać słonce komuś, kto nigdy nie
widział?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
"Nic tutaj nie rozprasza. Ani zapach, ani wygląd, ani to, że
piersi są zbyt małe. W sieci obraz siebie kreuje się słowami.
Własnymi słowami"