piątek, 24 lutego 2012

Na ławce.

Chyba przeprowadzę się niedaleko lotniska. Ten dźwięk mnie uspokaja. Siedzę na ławce, tak dawno tego nie robiłam. Sama. Piwo i papieros. Ciemno. Widzę tylko te światła, które są symbolem podróży...
Zmieniają się minuty na oddalonym zegarze, a ja nie walczę z czasem, z niczym nie walczę. Dziesięć stopni Celsjusza,  prawie odpowiednia temperatura na taki wieczór, mam czapkę z pomponem przecież.
Czuję się zamknięta w próżniowym pomieszczeniu, zaczyna brakować mi tlenu, moje organy zaczynają obumierać. Gniję w środku. Przecież to niewidoczna dolegliwość, tylko strasznie śmierdząca.
To był ten dzień, wkurwiało mnie wszystko. Wolałam oszczędzić światu siebie i wkurwiać się we własnym towarzystwie. Zauważyłam, że już nie potrafię wyjść bez słuchawek, nie mogę słuchać tłumu, robi mi się niedobrze. Czasem rozmowa jest tak zajmująca, że nie marzę o niczym innym, jak o moich słuchawkach.
Ja pierdolę.
Wybudowałam sobie mur. Nikt tak naprawdę nie wie jaka jestem, w sumie nawet ja sama. Cierpię na weltschmerz chyba.


1 komentarz:

"Nic tu­taj nie roz­prasza. Ani za­pach, ani wygląd, ani to, że
pier­si są zbyt małe. W sieci ob­raz siebie kreuje się słowa­mi.
Włas­ny­mi słowami"