niedziela, 22 stycznia 2012

Od(k)urzanie

Wspomnieniami nie można żyć, ale trzeba je zachować. Dziś moje z kilku powodów zostały odkurzone. Nie ukrywam, że przywołuje jeden z najbardziej uwielbianych czasów moich studiów, albowiem jest to Erasmus, jak zwal tak zwał, pół roku w Turcji. Nauka to tylko pretekst, było mnóstwo ludzi, kultury Wschodu i podróży. Takich beztroskich, w których liczyliśmy się tylko My i nasz cel podróży, oderwani od rzeczywistości.
Kapadocja – najwspanialszy zakątek Turcji, coś na miarę Wielkiego Kanionu.  Taki nadal surowy, pełno tu ścieżek, na których byliśmy tylko My, hoteliki w skałach, widoki zachwycające swoją indywidualnością, każdy był inny, tak różny od tego codziennego świata. Nikt się nie spieszył, nikt nie zwracał uwagi na drugiego turystę – tylko Ty i Kapadocja. Opatrzę ten wpis fotkami, bo to one opiszą to wszystko dokładniej.




Po drodze były inne, krótsze podróże, do tych sztandarowych miejsc jak Istanbuł czy Antalya, ale tam było tak turystycznie, wielkomiejsko, a my szukaliśmy prawdziwej, tej jeszcze tureckiej Turcji, nie tej zachodniej. Jeśli przystąpią do UE zostaną ogołoceni ze swej kultury, ze swojej odrębności, inności. Przecież są inni, nikt tego nie podważa, krytykuje, więc dlaczego to Oni chcą być uniwersalni, europejscy?

Są miejsca na Świecie, do których nie dociera Internet, coca cola jest nadal rarytasem, gdzie mając dolary jesteś naprawdę Kimś. Wadi Rum, czerwona pustynia, w sercu Jordanii. Płacisz za nocleg jak w średniej klasy hostelu, bo 25 euro. Spisz w namiocie, na starym, zakurzonym materacu, przykrywasz się starym kocem,  jesz ryż i kurczaka, nie masz prysznica, nie masz prądu, ale to co dostajesz w zamian jest warte milion euro. Dostajesz najbardziej gwiaździste niebo jakie w życiu widziałam 
["Niebo gwiaździste nade mną, a prawo moralne we mnie"], jesteś jednym z 7 ludzi w promieniu 50km, nie wiesz nawet czy nastąpił koniec świata, jesteś tam i jest obok Ciebie cisza. Tak przenikliwa, że słyszysz jak twoje serce pompuje krew, jak twoje płuca nabierają życiodajnego tlenu. Kładziesz się na skale, bierzesz butelkę wina i patrzysz w gwiazdy. Są nieosiągalne, jak ideały, ale potrafią odpowiedzieć na każde zadane pytanie. Ależ ja jestem romantyczką, idealistką, która wierzy w takie bzdury. To one są dla mnie najważniejsze, dla 90% świata głupoty, a dla mnie?  'Odpowiedź na zajebiście ważne pytanie, co lubię w życiu robić.' 
Odurzam się światem, a nie alkoholem. Potrafię być na haju w obecności kogoś, kogo kocham, w miejscu, które mnie zachwyca i jest zasadniczy plus, zachowuję trzeźwość umysłu i nie mam mdłości potem. To jest trochę inny stan, niż upojenie, to jest cudna podróż wgłąb swojej głupoty, niewypowiedzianych słów, myśli, których myślałam, że nie ma w mojej głowie. Potrafiłyśmy siedzieć w szicie (po ang. szopa to shed), być odurzone swoim śmiechem, a nie marihuaną, potrafiłyśmy z jednego słowa stworzyć najgłupszą historię świata, tylko dla zabawy. Czy to żle tracić powagę dnia codziennego z kimś bliskim? Do kolorowego życia wcale nie potrzeba alkoholu, czy tez narkotyków, potrzeba wnętrza.







Wstałam rano. Był styczeń, w Polsce -30, a tam? Słonecznie, gorąco, pognałam w piżamie na pustynię. W końcu kiedy znów będę w takim odludziu? Słońce jest dla mnie jak paliwo, naturalne, daje zastrzyk energii. Ten czerwony, tak dziewiczy piasek, po którym nikt nie chodził, tak gorący, że stopy nie było można postawić i znów ta cisza, ale teraz inna. Ozdobiona słońcem, siłą i wolą życia, a nie nocnej zadumy. Każdy ślad był pierwszym. Jakie to cudowne uczucie. Bezkres piasku i skał. Nicość. Tak pusta, a zarazem tak piękna. Czy zachwycam się tak, bo byłam tam chwilę? Tak, na pewno. Czy widziałabym to wszystko, gdybym tam mieszkała? Nie. Jak prosto jest żyć w systemie 'tak' lub 'nie', bez  'ale'.
Człowiek jest chodzącym konfliktem zbrojnym, może wybuchnąć jak Hiroszima. Chce żyć w centrum świata, a za chwilę ucieka na bezludną wyspę. Kocha, a za chwilę nienawidzi. Mówi, a za chwilę zmienia zdanie.

Nigdy nie marzyłam szczególnie o własnym mieszkaniu, domu (bo niestety nie zapowiada się, abym coś odziedziczyła), w takim sensie, żeby wziąć kredyt na 30 lat i odliczać na ratę. Mieć własny kąt tak. Ostatnio wymyśliłam jaki. Kupię kiedyś starą barkę, przycumuję w jakimś miejscu, które mi się spodoba i tam będę żyła, płacąc opłatę portową, a nie pierdolone odsetki od decyzji innych instytucji, to będzie mój DOM, który będzie mógł odpływać razem ze mną, albo ja z nim, ale raczej przewiduję stajonarność kiedyś tam, w pewnym wieku, na tej barce, po podróży zwanej życiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

"Nic tu­taj nie roz­prasza. Ani za­pach, ani wygląd, ani to, że
pier­si są zbyt małe. W sieci ob­raz siebie kreuje się słowa­mi.
Włas­ny­mi słowami"