Nie pomyślałabym, że w sobotę wstanę o 7.10. A wstałam,
wzięłam Złotą i poszłyśmy nad rzekę.
Miasto ospałe lub jeszcze wczorajsze.
Zapachy facetów tych z wczoraj i tych świeżych, sprzed 10
minut, które jeszcze gryzą w nosie.
I ja w trampkach, krótkich spodenkach i bez okularów. Nie
pomyślałabym, że słońce o tej porze będzie już takie słoneczne.
I ta muzyka, której słuchałam.
Postanowiłam oddać się czemuś, czego w ogóle nie rozumiem, a
mi się podoba. Nie mam pojęcia o czym ona śpiewa, a jednak nie chcę wcisnąć
stop. Dźwięki i język, które odrywają mnie od Ziemi. I tylko moja wyobraźnia.
A ktoś rozbił sobie namiot. Zaraz za mostem. Wakacje.
I tak pomyślałam, że
13 lat temu (na oko) pojechałam też pod namiot.
Koniec szóstej klasy. Miałyśmy w pociągu Panasonica na
baterie i wszystkie kasety Offspringa.
Pojechałyśmy do Radka na działkę.
Pierwsze piwa, ale też pierwsze dźwięki Rage Against the
Machine, Janis Joplin czy Dżemu. Jakże byłam wtedy buntowniczo nastawiona do
świata, który nie śmiał być podobny do mnie, do rówieśników spod znaku popu.
Minęło pół mojego życia, a ja nadal potrafię odtworzyć to w
pamięci. Przejechane kilometry na rowerze, zbite szklanki i wyczerpane baterie
w magnetofonie. Moje kolory włosów od czerwonych po czarne.
Smak lodów pistacjowych z Hortexu.
Gdzie jest ten bieg świata, ten świat, który tak gna, który nie pozwala
złapać oddechu kiedy ja wstaję o 7 rano i pamiętam takie szczegóły, kiedy tak
naprawdę czuję jakąś jednostajność i miarowość w tym całym bycie-niebycie.
Czy Ziemia w ogóle się kręci? Może stanęła. Zapomniała o
tych 13 obrotach dookoła Słońca od mojego pierwszego piwa, które miała wykonać.
Kopernicus kłamał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
"Nic tutaj nie rozprasza. Ani zapach, ani wygląd, ani to, że
piersi są zbyt małe. W sieci obraz siebie kreuje się słowami.
Własnymi słowami"