niedziela, 1 lipca 2012

Prezenty



Od wczoraj chodzimy i rozmawiamy z włoskim akcentem. Aparrrato,  fotografio, makaronoo, wymachujemy ‘ręcami’ jak na Włochów przystało.
Ja i ona. Lecimy do trzeciej, która mówi, że dostaje na głowę z nami. Nastąpiło bardzo szybkie podjęcie decyzji o tygodniowym urlopie. Trochę samolotem, trochę na stopa. Namiot.
-„jesteśmy zajebiste, gratuluję sobie takiego cyjaciela”, ktoś chce jeszcze dyskutować? Nie ma o czym rozmawiać, jest zestaw do nurkowania, kapelusz słomkowy i One.
Jestem człowiekiem bez totalnej orientacji na mapie. Szydzą ze mnie na każdym kroku, mówią, że Wenecja to blisko z Mediolanu (kto wie?:) i takie tam.. Ale co zrobić.
A jak ja jeżdżę po Cytadeli, chyba w kółko, bo często mijam tych samych ludzi, mało tego wandale poprzeklejali cyferki na planie i już zupełnie zwariowałam, choć i tak do końca nigdy nie potrafiłam znaleźć drogi akurat wg planu...
A w lesie na Dębinie – niespodziewanie wyjeżdżam w miejscu, w którym wjechałam.
Czary, mówię Wam. Ale za to potrafię się często zaskakiwać, zawsze jakiś plus. Tak jak Alzheimer to codzienne poznawanie nowych ludzi…

Jest taki kawałek, który nierozłącznie kojarzy mi się z wakacjami w Kornwalii. Z rokiem, w którym nasi znajomi, nie wiem czy już przyjaciele mieli 30 urodziny. To jest tak dziwna więź, że możemy nie rozmawiać rok, ale jak się zobaczymy to znika cała ta dziura.
Kornwalia, kraina niebiańska, ocean, piasek. Były urodziny, ognisko, plaża, gitarrra. Wpadłyśmy na pomysł, że ustawimy ze świeczek wielką trzydziestkę. Pracowałyśmy w hotelu, ‘zbijały’ nam się wtedy szklanki, które posłużyły jako świeczniki. Gdy już trochę się ściemniło ustawiłyśmy naszą instalację i …


Potem był rok 25 urodzin.
Na pierwszy ogień poszła moja imienniczka. Zrobiłyśmy album ze zdjęciami od ‘zera do milionera’. Babcie, dziadkowie, rodzice, przyjaciele – były łzy wzruszenia. Było przyjęcie niespodzianka z ludźmi z całej Polski i zielony rower. Cóż to była za radość i likier zwany blue lagoon.

Potem był koncert Swell Season, który gdzieś tam wyszperałam, a że Ona wielką fanką to zapakowałyśmy ją w pociąg i do stolicy, do ostatniej minuty nie wiedziała kto zagra.
Była też podróż do Barcelony – prezent łączony. Zachwyty, przygody, Costa Brava – prezent wymarzony.

W życiu się jakoś tak układa, że czasem już na początku wiesz, że za pół roku będzie koniec. Tak było na Erasmusie, choć nie wszystko się skończyło, ale łączy Was ten czas, tamte przygody, tamto życie. Wtedy najlepszym prezentem okazały się zdjęcia. Kalendarze, albumy, flagi – wielkie łzy na pożegnanie – na mojej pożegnalnej fladze ‘tam twój dom, gdzie serce twoje ty chuju jeden’ – bezcenne.
Zdjęcia to zapisy wspomnień, każde ma swoją historię, niektóre wywołują łzy śmiechu, niektóre przerażenie, ale one są ogromnym bogactwem, zapisem chwili szczęścia.

Była też książka, która wywołała istną lawinę. Uśmiech w podzięce, za który przejechałabym świat dookoła.
Było mnóstwo małych rzeczy, które wywoływały radość. To uczucie, które sprawia, że nawet najbogatszy człowiek cieszy się z pary skarpetek, ta chwila napięcia, ta skromność, bo nigdy nie wiem jak się zachować jak ktoś mnie chwali, niby skromnością nie grzeszę, ale te sytuacje mnie stawiają w zakłopotaniu – no może trochę, bo potem, potem to już tylko można najeść się radością drugiego człowieka, która ma miliony kilokalorii i pozostać wspomnieniem. To przecież cel człowieka – zapisać się w pamięci i historii, nie pozostawać nieobecną, niezauważoną jednostką, być kimś najważniejszym dla drugiej, trzeciej czy entej osoby.

Nie być złodziejem wspomnień, ale doręczycielem.
Nie być stręczycielem, lecz przyjacielem.
W zgodzie z sobą i naturą pozostawać, rozwijać się nie przestawać.
Człowieka drugiego szanować, lecz siebie także pielęgnować.
Zadowolonym będąc innych dopiero można ratować.

5 komentarzy:

  1. przeczytałem to i w mojej głowie dołożyłem muzykę filmową przez co cały Twój wpis w mojej głowie wyglądał jak trailer najlepszego działa na świecie ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. działo o rażeniu humanistycznym ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Pięknie napisałaś o dawaniu...

    Nie chodzi jednak o to, by być najpierwszejszym, najważniejszym... Pokory uczy stać obok. I być. Po prostu. Dawać szczęście niepostrzeżenie.
    I życie przeżyć za jeden uśmiech.

    :)

    OdpowiedzUsuń
  4. w dawaniu - zgodzę się nie chodzi o zasadę prawej ręki - czyli pierwszeństwa, zresztą i tak jestem na straconej pozycji, bo ja zawsze z lewej... ale podejrzewam, że nawiązujesz do zdania, żeby być najważniejszym dla kogoś, a to uzyskać można tylko niepostrzeżenie. jednak ja nie chcę być zawsze z boku...może to i egoistyczne, ale taka jestem.

    ale jak przeżyć to życie za jeden uśmiech, daj mi radę, proszę.

    OdpowiedzUsuń
  5. Lewa. To zupełnie jak ja :)

    I kimże ja jestem, by rady dawać. Z teorii zawsze kiepska byłam. Z du... humanista, bo praktyczny wielce.

    Może przepisem jest właśnie...przestać dumać i żyć zacząć?

    OdpowiedzUsuń

"Nic tu­taj nie roz­prasza. Ani za­pach, ani wygląd, ani to, że
pier­si są zbyt małe. W sieci ob­raz siebie kreuje się słowa­mi.
Włas­ny­mi słowami"