piątek, 18 października 2013

szczęśliwa łza

w gardle tak zaczyna ściskać, tak gdzieś od połowy filmu. potem tak jakoś łzy toczą się same. a najgorsze to wyjście z kina i zmierzenie świata dookoła.
to nie jest wyciskacz łez, nieszczęśliwy romans, to monolog osoby żyjącej, której nikt nie słyszy. i jakkolwiek można krytykować przesadną "chorobę" aktora, słabe zdjęcia, chwalić świetną ścieżkę dźwiękową to, to czym znokautował mnie to prawda.
historia chłopaka, który żyje, istnieje, historia tysięcy innych osób w takiej sytuacji. to są takie łzy winy. czujesz się jak zero, bo jesteś niezadowolony z tego co masz, chcesz więcej, biegniesz szybciej, dalej, zarabiasz więcej, wydajesz jeszcze więcej.
taki półtoragodzinny rachunek sumienia, w którym liczysz, obiecujesz poprawę i odmawiasz zdrowaśki.

dostajesz po mordzie. i dostajesz za to co masz, a myślisz, że nie masz nic. ciosy spadają jeden po drugim. a ty jeszcze próbujesz podnieść się, odpychasz się od linek i wstajesz na kilka sekund. walczysz.
czy wygrasz?

'szerokie horyzonty zazwyczaj zdarzają się w wąskich kręgach.'



2 komentarze:

  1. Ja tam mam tylko wyrzuty, że boję się porzucić wszystko, aby zdobyć wszystko. Inni potrafili. Inni tak żyją. A ja zatrzymałem się na środku mostu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mama zawsze mówiła ty nie jesteś "inni". A tak na pozytywie to polecam film "the way way back", lekki, lecz w temacie.

    OdpowiedzUsuń

"Nic tu­taj nie roz­prasza. Ani za­pach, ani wygląd, ani to, że
pier­si są zbyt małe. W sieci ob­raz siebie kreuje się słowa­mi.
Włas­ny­mi słowami"