niedziela, 24 listopada 2013

punkt odniesienia

nie wierzę, że ktoś czuje tak jak ja. podobnie owszem.
nie oczekuję tych samych reakcji.
zauważam, że moje postawy i rzeczy dla mnie tak normalne, oczywiste, rutynowe usypiają moją czujność.
przestaję szerokątnie patrzeć na otoczenie i czyny.

nie pamiętam kiedy w moim mieście miałam podobny stan, jak teraz. idę nocą i tylko, gdy czuję kogoś za mną spinam wszystkie mięśnie ciała, żołądek ściska się sam, a ja bezwolnie poddaję się stresowi. nie lubię takich sytuacji. nie znam powodu, jednak jest skutek.

staram się patrząc w lustro nie ukrywać twarzy. staram się ludzi traktować jak sama chcę być traktowana. tylko kiedy ja upadnę będę liczyła na pomoc. to podejście sprawia, że nie będę się spodziewać się ataku pomagając komuś. przegrywam od razu. zaskoczenie.

w momencie, gdy przyzwyczajamy się do czynności przestajemy zauważać ich wyjątkowość, absorbujemy to jako swoje, przestajemy myśleć, że ktoś ma inaczej. nie umiera w nas akceptacja, jednak włączamy ją na stand by.

dziś nie chcę się bać wracając z kina. nie chcę przechodzić na druga stronę widząc wielkiego koksa. nie chcę się bać skorzystać z sauny. świat napiera niczym tłum w autobusie nocnym, dusi moją klatkę piersiową i wyzywa na pojedynek. czy boję się legendy, czy tak naprawdę siebie?


2 komentarze:

  1. Właśnie przeczytałem kilka Twoich pierwszych wpisów (proszę- nie rób tego z moimi i tak obecne są słabe najczęściej). Muszę przyznać, że Twój poziom ekspresji mocno dojrzał. Po co Ci właściwie blog?

    OdpowiedzUsuń
  2. Dojrzalam ja, dojrzaly slowa i emocje. Asymilowalam rozne miejsca, rozne sytuacje i roznych ludzi na roznych poziomach mojego ja. Blog na poczatku to byla zabawa, potem stala sie przez chwile czyms co mnie unosilo - potrafilam isc w centrum handlowym i patrzec na wszystkich z gory, bo Ja tak umiem napisac, a wy nie, czulam wtedy przyplyw slownej emocji, bylam wrecz opetana sklejaniem zdan z drugim dnem... Potem jakos minelo, znow ktos sie pojawil, kto mnie zaabsorbowal bardziej niz pisanie, bo pisanie w tym "szale" bylo przy duzej ilosci wolnego czasu. Potem bylo gdzies, ktore mnie wchlonelo i tak teraz powstaje czasem tylko cos, ale jednak lubie ten blogowy odskocznik, to jest takie cos, o czym prawie nikt nie wie i to moze byc asrm w rekawie. To nie jest jakas spowiedz, czy miejsce gdzie wyrzygam jak mi zle, to jest miejsce ubierania mnie i moich uczuc w slowa na poziomie-uwielbiam pisac tak, zebym byla z tego zadowolona, zebym po pewnym czasie nie wierzyla, ze to ja napisalam... Proznosc? Idealizm. Zdalam sobie sprawe, ze nie lubie zaczynac nowych rzeczy, nie lubie byc "nowa i slaba" w czyms, probuje oczywiscie ale to jest dla mnie wtedy podwojny sukces. Hm chyba gdzies zgubilam sedno, ale moze znajdziesz je miedzy wierszami? Czasem zakochuje sie w swoich postach, wtedy dopada mnie przekonanie, ze umiem tylko pisac, ze nie umiem tak mowic- a jezyk jest tak wazny, slowa ktore dobieramy mowia o nas wszystko, wiecej niz fason majtek, ktore nosimy i wtedy sie zastanawiam i slucham siebie-najczesciej sie uspokajam, jednak mam przekonanie, ze moglabym okazywac wieksza elokwencje w mowie. I uczynku. Amen.

    OdpowiedzUsuń

"Nic tu­taj nie roz­prasza. Ani za­pach, ani wygląd, ani to, że
pier­si są zbyt małe. W sieci ob­raz siebie kreuje się słowa­mi.
Włas­ny­mi słowami"