wyrosłam z medialnej pogonii oznaczeń na portalach, zanim wszyscy dobiegli tam, gdzie był mój cień. wkurwia mnie popkultura i hity z radia, kiedy ja czuję całą płytę. akceptuję, ale mnie wkurwia. jak to wyjaśnić. rozumiem, ale nie mogę pomieścić w głowie.
mówimy o tym samym, ale doprawiamy innymi przyprawami i ten smak mnie uwodzi.
po co sprzedawać swoje dni, czy świat chce wiedzieć co dziś robiłam, ja sama nie chcę, więc może to taki ekwiwalent - nie umieją się cieszyć sami małymi rzeczami, więc powiedzmy dookoła.
zagłada jest bliska, oby przyniosła coś lepszego.
potrafię mierzyć nisko, przecież pamiętam też siebie, ale kiedy już się z tego wyrasta tak trudno znów sobie przypomnieć i poczuć empatię i tamtą radość - bo jak? skoro ja już, a oni dopiero?
czy telewizja musi ogłosić, żeby wyjść na spacer? czy na telebimach trzeba porozklejać - "o zróbmy coś, nie narzekajmy?" można szukać daleko, można mieć sześć zer na koncie i nie widzieć co jest blisko. można się szybko znudzić. a można zakochać się w polanie pełnej krokusów, za darmo, w spacerze późną nocą, w tak naprawdę niczym dla dzisiejszego świata.